Wypadek Dudy. Nowe, sensacyjne doniesienia!
Biuro Ochrony Rządu świadomie naraziło prezydenta na niebezpieczeństwo – informuje „Rzeczpospolita”. W limuzynie Andrzeja Dudy założono oponę wycofaną z użycia, bo nie było nowych w magazynie – podaje dziennik.
W dniu wypadku popełniano błąd za błędem. Szefostwo Biura Ochrony Rządu na ubiegłotygodniowej konferencji prasowej nie ujawniło prawdziwych przyczyn wypadku z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. Dlaczego? Bo byłyby one podstawą dymisji nowego kierownictwa. - Powinny polecieć głowy - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" wysoko postawiony działacz PiS.
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", prawie miesiąc bmw stało na "kołkach" i czekało na nowe ogumienie, po tym jak w styczniu w samochodzie... pękła opona. Niestety, w magazynie zapasowej nie było (zamawia się je u producenta), więc 15 lutego zapadła decyzja o założeniu opony, która znajdowała się już w magazynie części wycofanych z eksploatacji i była przeznaczona do utylizacji.
Dlaczego? Bo była pilna potrzeba wykorzystania limuzyny.
To właśnie ta opona rozpadła się 4 marca na autostradzie podczas powrotu prezydenta z Karpacza - donosi dziennik.
Co więcej, z informacji gazety wynika, że prezydent miał dolecieć z Warszawy do Karpacza śmigłowcem i wylądować na przyhotelowym lądowisku. Ustalenia w dniu wyjazdu zmieniła Kancelaria Prezydenta.
Ostatecznie prezydent poleciał samolotem do Wrocławia, stamtąd odebrała go pancerna limuzyna (przyjechała tam na lawecie).
Jak pisze "Rzeczpospolita", odcinka od ulicy do stacji wyciągu na Śnieżkę nie powinien pokonywać żaden samochód poza terenowym GOPR-u. Jednak szef ochrony prezydenta podjął decyzję o próbie wjazdu 3,5-tonowym bmw.
Na pełnym gazie, z rozpędu mimo kamieni, lodu. Wiele wskazuje więc na to, że wtedy opona została uszkodzona.
Z informacji gazety wynika także, że komputer pokładowy kilkakrotnie - podczas podróży do Wisły - alarmował o problemie z ciśnieniem powietrza w oponie.
W takiej sytuacji, zgodnie z procedurami, szef ochrony powinien zatrzymać samochód i przesadzić prezydenta do bezpiecznego auta. Ale tego nie zrobił. Niezależnie od procedur, każdy kierowca normalnego samochodu, w takiej sytuacji się zatrzymuje i sprawdza, czy z oponą jest wszystko w porządku, a nie pędzi autostradą z prędkością 180 czy 200 km/h!
"Rzeczpospolita" wytyka jeszcze jeden błąd. W kolumnie z prezydentem jechał także samochód nieuprzywilejowany. A tego zakazuje prawo i zarządzenia wewnętrzne BOR. Chodzi o należącego do kancelarii prezydenta Dudy Volkswagena Sharana, którym podróżował prezydencki specjalista od mediów społecznościowych, Marcin Kędryna. Przypomnijmy, że w naszym serwisie prezentowaliśmy jego relację z wypadku BMW wiozącego prezydenta (znajdziecie ją w ramce obok).
Do groźnego incydentu doszło w czasie przejazdu prezydenckiej kolumny autostradą A4, na terenie woj. opolskiego. Andrzej Duda jechał z Karpacza, auto poruszało się z prędkością autostradową. W okolicach Lewina Brzeskiego k. Opola pękła tylna opona w prezydenckiej limuzynie. Andrzejowi Dudzie, ani żadnej z towarzyszących mu osób nic się nie stało.
Do tej pory szefostwo BOR wszczęło postępowanie dyscyplinarne wobec dwóch pracowników stacji obsługi pojazdów, którzy 3 marca dopuścili samochód do jazdy. Zwolniono również szefa wydziału transportu.
Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".