Ważą się losy Diesla w Polsce. Diagnosta sprawdzi czy wyciąłeś DPF?
Wyciąłeś filtr DPF ze swojego Diesla? Możesz spać spokojnie. Liczniki cząstek stałych, czyli nowa broń diagnostów, która miała zrewolucjonizować badania techniczne pojazdów, w najbliższym czasie na pewno nie pojawią się na Stacjach Kontroli Pojazdów. Problemem są pieniądze. Pogrążona w zapaści finansowej branża SKP musiałaby wydać na nowe urządzenia nawet 378 mln zł.
Wygląda na to, że zaogniający się konflikt między właścicielami stacji kontroli pojazdów, a Ministerstwem Infrastruktury, którego zarzewiem jest brak waloryzacji stawek opłat za badania techniczne, uratuje kierowców aut z silnikami Diesla. Chodzi o zapowiadane od początku roku doposażenie SKP w tzw. "liczniki cząstek stałych", które pozwalają sprawdzić działanie filtrów cząstek stałych w samochodach wysokoprężnych wyposażonych w silniki spełniające normy emisji Euro 5 i Euro 6.
Na początku roku, w związku z zaleceniami UE, takie urządzenia pojawiły się na niemieckich stacjach kontroli pojazdów. Korzystają z nich też diagności np. w Belgii lub Holandii. Wprowadzeniu liczników cząstek stałych w Polsce twardo sprzeciwiają się jednak właściciele Stacji Kontroli Pojazdów. I mają ku temu ważne powody.
Dlaczego właściciele SKP nie chcą, by diagności mogli w łatwy sposób sprawdzić, czy kierowca danego pojazdu nie usunął z niego filtra cząstek stałych? Chodzi oczywiście o kwestie finansowe.
Najpoważniejsze zastrzeżenia dotyczą rentowności samych SKP. Od przeszło trzech lat właściciele stacji kontroli pojazdów zabiegają o podwyżkę stawek opłat za badania techniczne pojazdów i zagwarantowanie ich waloryzacji w powiązaniu z konkretnymi wskaźnikami ekonomicznymi (np. płacą minimalną). Sytuacja finansowa wielu SKP jest - łagodnie rzecz ujmując - dramatyczna. Z danych CEP wynika, że tylko w pierwszej połowie bieżącego roku w Polsce zlikwidowano aż 118 takich obiektów. W takiej sytuacji naturalnym wydaje się opór przed wprowadzaniem dodatkowych wymogów dotyczących wyposażenia obowiązkowego SKP. Zwłaszcza, że mówimy o wydatkach liczonych w dziesiątkach tysięcy złotych.
Biorąc pod uwagę, że w Polsce działa około 5,4 tys. Stacji Kontroli Pojazdów ich właściciele, w sytuacji zapaści ekonomicznej, musieliby wydać na nowy sprzęt - bagatela - około 378 mln zł.
Diagności naciskają na rząd. Będą podwyżki cen badań technicznych?
Skąd bierze się tak ogromna kwota, skoro - np. w Niemczech koszt licznika cząstek stałych szacowano na około 6,5 tys. euro (27,8 tys. zł)? Chodzi o wymagania stawiane nowym urządzeniom przez europejskie dyrektywy. Zgodnie z nimi liczniki cząstek stałych muszą nie tylko posiadać stosowne homologacje, ale też przechodzić cykliczne legalizacyjne badania okresowe. W Polsce, jako jednostki akredytowane, mogłyby je wykonywać Instytut Transportu Samochodowego lub Transportowy Dozór Techniczny.
Tyle tylko, że żadna z tych instytucji nie posiada stosownego wyposażenia w tym, zakresie. PISKP szacuje, że koszt stworzenia takiego laboratorium w Polsce pochłonie przynajmniej milion złotych. I oczywistym jest, że w ostatecznym rozrachunku kwota "przerzucona" zostanie na certyfikowane urządzenia, czyli na właścicieli Stacji Kontroli Pojazdów. W sytuacji konsekwentnego mrożenia przez resort infrastruktury cen badań technicznych pojazdów jasne jest, SKP nie będzie mogło obciążyć tymi kosztami kierowców.
Na pomyśle wyposażenia SKP w liczniki cząstek stałych suchej nitki nie zostawiają też sami diagności. W prywatnych rozmowach z pracownikami stacji kontroli pojazdów usłyszałem chociażby, że "kto ma zarobić, ten zarobi", a mój rozmówca jasno dał mi do zrozumienia, że za sprawą stoi prężne, działające na poziomie unijnym, lobby producentów takich urządzeń. W takich stwierdzeniach można się doszukać teorii spiskowych, ale samym diagnostom trudno się dziwić.
I dodaje, że przynajmniej z punktu widzenia przepisów, nie ma też "zielonego pojęcia" w jaki sposób miałby przeprowadzić badanie techniczne pojazdu wodorowego, bo w tej kwestii również nie ma żadnych szczegółowych wytycznych dotyczących przeprowadzania badania technicznego. Oznacza to, że diagności bazować mogą wyłącznie na własnym doświadczeniu. I ryzykują odpowiedzialnością karną, jeśli np. dojdzie do pożaru takiego pojazdu na drodze.
W rozmowie z Interią prezes Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów Jolanta Źródłowska nie ukrywa, że przy braku waloryzacji stawek za badania techniczne pojazdów, "SKP rzeczywiście miałyby by tymi urządzeniami spory problem". Propozycje przedstawicieli SKP mówią więc o wprowadzeniu dopłat do zakupu liczników cząstek stałych i konieczności ustanowienia okresu przejściowego. Ten i tak jest przecież niezbędny, chociażby po to, by stosowna instytucja skompletowała laboratorium niezbędne do certyfikowania urządzeń w Polsce. Ale to stawia pod ogromnym znakiem zapytania sens wyposażenia SKP w takie urządzenia.
Przynajmniej 100 procent podwyżki za przegląd auta. Taki jest pomysł
Jeszcze w styczniu PSIKP postulowało, by okres przejściowy wynosił 5 lat. W takim układzie liczniki cząstek stałych pojawiłyby się w SKP najszybciej w 2029 roku - na sześć lat przed unijnym zakazem rejestracji jakichkolwiek aut osobowych z silnikami spalinowymi. Trzeba też zdawać sobie sprawę, że udział diesli w ogóle rejestracji aut w naszym kraju systematycznie spada, a w najbliższym czasie zjawisko potęgować będzie jeszcze upowszechnianie się w Polsce Stref Czystego Transportu.
Dla porównania, z uwagi na unijne przepisy dotyczące emisji spalin, w ogóle rejestracji szybko rośnie udział samochodów hybrydowych, które - jak już wspomniałem - przed 20 lat nie doczekały się nawet stosownych wytycznych dotyczących przeprowadzania badań technicznych pojazdów.
Wygląda na to, że argumenty właścicieli SKP znalazły posłuch w Ministerstwie Infrastruktury. Pytając wprost o zmiany w sposobie kontroli emisji spalin na SKP i wyposażeniu stacji w liczniki cząstek stałych usłyszałem, że "ministerstwo infrastruktury nie prowadzi obecnie prac w tym obszarze".
Dodała również, że na obecnym etapie nie jest możliwe określenie ostatecznego kształtu przepisów (nie powstał jeszcze żaden projekt rozporządzenia), a szczegółowe rozwiązania będą mogły zostać przedstawione po zakończeniu prac powołanej w tym celu grupy eksperckiej.
Oznacza to, że przynajmniej w perspektywie kilkunastu kolejnych miesięcy, na stacjach kontroli pojazdów nie będzie żadnej rewolucji, nie tylko w zakresie liczników cząstek stałych ale - jak domniemam - również ewentualnych podwyżek badań technicznych pojazdów. Śmiało zakładać można, że sytuacja w tym zakresie zmieni się najszybciej w czerwcu przyszłego roku, gdy władze nie będą już musiały zabiegać o głosy kierowców przed planowanymi na maj wyborami prezydenckimi...