Śmiertelny wypadek na A1. Sebastianowi M. grożą poważniejsze zarzuty

Prokuratura otrzymała opinię uzupełniającą w sprawie głośnego wypadku na autostradzie A1, w którym zginęło małżeństwo z dzieckiem. Opinia ta może okazać się wystarczająca, aby podejrzanemu o spowodowanie wypadku Sebastianowi M., postawić zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym. Grozi za to poważniejsza kara, niż za obecnie ciążące na nim zarzuty.

Nowa opinia w sprawie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1

Jak dowiedział się tvn24.pl, do prokuratury w Piotrkowie Trybunalskim, wpłynęła uzupełniająca opinia biegłego, dotycząca głośnego wypadku na autostradzie A1, w którym zginęło małżeństwo z 5-letnim dzieckiem. Opinia ta może okazać się kluczowa dla zmiany zarzutów, stawianych Sebastianowi M., podejrzanemu o doprowadzenie do tragedii.

Teraz wszystko zależy od decyzji prokuratora. Jeśli uzna on, że nowa opinia biegłego daje podstawy do zmiany kwalifikacji czynu, Sebastianowi M. może grozić znacznie wyższa kara niż dotychczas. Obecnie postawiono mu zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym, co jest zagrożone karą pozbawienia wolności do lat 8. Teraz zarzut może zmienić się na spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, co zagrożone jest karą do 12 lat więzienia.

Reklama

Nowa, poważniejsza kwalifikacja czynu, może także wpłynąć na decyzję o ekstradycji Sebastiana M. ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie obecnie przebywa.

Co teraz dzieje się z Sebastianem M.?

Przypomnijmy, że podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku Sebastian M., niedługo po zdarzeniu opuścił kraj. Dopiero po śledztwie przeprowadzonym przez internautów i nagłośnieniu sprawy przez media, zainteresował się nim polski wymiar sprawiedliwości, a ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro poinformował o sukcesie, jakim było zatrzymanie podejrzanego w Dubaju. Minister podkreślał wtedy, że Zjednoczone Emiraty Arabskie często były w przeszłości wybierane przez osoby, które chciały uniknąć odpowiedzialności przed polskim wymiarem sprawiedliwości, ale obecnie nie jest to już możliwe, ponieważ Polska podpisała z tym krajem umowę ekstradycyjną.

Niestety szybko okazało się, że sprowadzenie Sebastiana M. do Polski wcale nie będzie takie proste. Chociaż władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich zastosowały wobec niego areszt tymczasowy, wcale nie kwapiły się do przekazania go polskim śledczym. Z kolei na początku lutego tego roku okazało się, że Sebastian M. wyszedł na wolność. Jak poinformowała wtedy Prokuratura Krajowa w swoim oświadczeniu:

W świetle tamtejszych przepisów po 60 dniach od zatrzymania i izolacji poszukiwanego następuje jego zwolnienie i orzeczenie kaucji. Jak wysoką kaucję musiał wpłacić Sebastian M, nie wiadomo. Prokuratura Krajowa poinformowała również, że zwróciła się do władz ZEA z propozycją zorganizowania wideokonferencji z sędzią reprezentującym Ministerstwo Sprawiedliwości ZEA zajmującym się tą sprawą, aby uzyskać szczegółowe informacje o toczącym się postępowaniu ekstradycyjnym i możliwej dacie jego zakończenia. 

Chociaż wymiana informacji oraz dokumentów pomiędzy polską prokuraturą a Ministerstwem Sprawiedliwości ZEA odbywa się drogą dyplomatyczną, to strona emiracka nie odpowiedziała dotychczas na propozycję strony polskiej, natomiast zwróciła się o dodatkowe informacje dotyczące przestępstwa zarzucanego Sebastianowi M. w Polsce w celu weryfikacji, czy czyn ten stanowi również przestępstwo na terytorium Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Jest to warunkiem koniecznym do podjęcia decyzji o wydaniu osoby poszukiwanej. Nawiązano również współpracę z ambasadą tego państwa w Polsce.

Jak doszło do tragicznego wypadku na autostradzie A1?

Przypomnijmy, że do tragicznego wypadku o którym mowa, doszło w połowie września 2023 roku na autostradzie A1. BMW M850i jadące z szybkością 250 km/h, uderzyło w poruszającą się w tym samym kierunku Kię. Koreański pojazd uderzył w barierki energochłonne i natychmiast stanął w płomieniach. W wyniku zdarzenia życie straciło troje osób - małżeństwo i ich pięcioletnie dziecko. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przed wypadkiem samochód poruszał się z prędkością przekraczającą 300 km/h. Kierujący BMW miał zauważyć Kię i rozpocząć awaryjne hamowanie, ale zdołał zwolnić jedynie do 250 km/h.

Na początku śledztwa policja podawała, że to kierowca Kii stracił kontrolę nad pojazdem z nieustalonych przyczyn, nie łącząc z tym zdarzeniem stojącego niedaleko, zniszczonego BMW. Jednakże, zaangażowanie mediów i internautów w sprawę przyczyniło się do ujawnienia danych właściciela niemieckiego auta oraz tożsamości osoby, która je prowadziła. W sieci pojawiło się też  nagranie, które pokazywało moment zderzenia BMW z Kią. Dopiero wtedy polskie władze rozpoczęły właściwe śledztwo i poszukiwanie podejrzanego o spowodowanie wypadku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy