Skoda też się psuje...
Polskie serwisy - dziś kontynuujemy ten smutny serial. Opisywaliśmy już m.in. przypadek Mercedesa i Volkswagena. Dziś przyszła kolej na Skodę Octavię.
Do naszej redakcji napisał czytelnik, który zakupił ten pojazd jako nowy, w polskim salonie. Po 150 tys. przebiegu samochód w niczym nie przypomina tego, który opuścił salon... Poniżej prezentujemy list w całości:
"Czytając z wielkim zajęciem o kłopotach właścicieli pojazdów z "wyższej półki" wręcz cieszę się, że nabyta przeze mnie w 1998 roku Skoda Octavia 1.9 TDI nie dźwiga tego balastu "marki", bo usterkowością je niestety przewyższa.
Co wysiadło na gwarancji, a co tuż po niej, to właściwie zasługa "autoryzowanych serwisów", które bagatelizują zgłaszane podczas przeglądów lub wizyt usterki lub uszkodzenia - no chyba, że już nie można było dalej jechać , a do tego przypadkowa jakość podzespołów VW.
Wspomnę tylko: urwane mocowanie silnika (brawo montaż + przeglądy!!), wymiana wszystkich zamków elektrycznych, pęknięta przednia szyba (wtedy dopiero ustało przeraźliwe skrzypienie z okolic przedniej deski) , wymiana turbiny po 60 tys km (stwierdzono to dziwnie w dwa miesiące po upływie gwarancji, mimo że dużo wcześnie sygnalizowałem spadek mocy). Wymiana kosztownych "kosteczek" regulacji doładowania - metodą prób i błędów, czy raptowne wyłączanie silnika - i koniec.
Nie wspominam o fatalnym prześwicie, bo nasze koleiny już nie pozwalają jechać tym samochodem bez uderzenia w miskę olejową , fatalny, niski przedni fartuch - idealny do oberwania na każdym krawężniku przy parkowaniu i wiele innych "cnót" tego samochodu, który dzisiaj przy przebiegu 150 tys. km jest cieniem tego, który wyjechał z salonu. Brak mocy, przyspieszenia, zużycie oleju (przez "nową" turbinę) oraz bezradne i aktywne tylko "finansowo" serwisy - oto mój obraz firmy SKODA w Polsce. Próbowałem napraw już w wielu serwisach Polski zachodniej i zwłaszcza północnej, którą zdominował jeden właściciel, i, który prowadzi - jak mniemam - sprytną politykę odsuwania problemów gwarancyjnych na "jutro" - aż skończy się gwarancja.
Liczy się tylko klient, który kupuje samochód i później "w zębach" przynosi pieniądze za przeglądy - i to jest niestety polska prawda o funkcjonowaniu serwisów .
Jeśli będę kiedyś zmieniał samochód, to na taki, który już nie ma gwarancji i był serwisowany w Niemczech. Ale na pewno nie będzie to Skoda."
(imię i nazwisko do wiadomości redakcji