Sebastian M. usłyszał zarzuty. Prokuratura wyjaśnia, czy przyznał się do winy
Do Polski trafił już Sebastian M., podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1 w 2023 roku. Mężczyzna niedługo po zdarzeniu wyjechał do Dubaju i dopiero teraz udało się go sprowadzić do kraju. Został już doprowadzony do Prokuratury Okręgowej w Katowicach, gdzie w we wtorek usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym.

W skrócie
- Sebastian M., podejrzany o spowodowanie śmiertelnego wypadku na autostradzie A1, został sprowadzony z Dubaju do Polski po długim procesie ekstradycyjnym.
- Po wypadku, w którym zginęły trzy osoby, Sebastian M. opuścił kraj, a jego powrót do Polski był możliwy dopiero po interwencjach polskich służb i decyzji sądu w ZEA.
- Materiał dowodowy w sprawie określany jest jako bardzo obszerny, a bliscy ofiar wciąż zmagają się z traumą i obawami o sprawiedliwość.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Sebastian M. usłyszał już zarzut
Minęło ponad półtora roku od wstąpienia polskich służb do władz Zjednoczonych Emiratów Arabskich o ekstradycję Sebastiana M. do Polski. Udało się to dopiero teraz i mężczyzna przyleciał do Polski wieczornym samolotem z Dubaju w poniedziałek 26 maja. Po wylądowaniu w Warszawie, został przewieziony przez policję na Śląsk, gdzie spędził noc w areszcie śledczym.
Następnie dzisiaj (we wtorek) o godzinie 10 został doprowadzony do Prokuratury Okręgowej w Kielcach, gdzie usłyszał zarzut spowodowania w 2023 r. wypadku na autostradzie A1, w którym zginęła trzyosobowa rodzina.
Zarzut został postawiony na podstawie art. 177 par. 2 kk, więc spowodowania śmiertelnego wypadku. Grozi za to do 8 lat więzienia.
- Mężczyzna nie przyznał się i złożył wyjaśnienia - poinformowała prok. Izabela Knapik z Prokuratury Okręgowej w Katowicach, która dodała, że złożony został wniosek do sądu o utrzymanie aresztu dla Sebastiana M.
Na przesłuchaniu pojawił się także mecenas Łukasz Kowalski - pełnomocnik bliskich ofiar, które zginęły w wypadku na autostradzie A1.
Według adwokata, śledztwo było prowadzone rzetelnie i skrupulatnie, zaś materiał dowodowy określił jako "obszerny i tak szczelny, że ciężko będzie wdawać się w polemikę obrońcom i panu Sebastianowi M.". Podkreślił też, że bliscy ofiar do dziś zmagają się z traumą i potrzebują opieki psychologicznej. To efekt między innymi bardzo długiego procesu ekstradycyjnego i obaw, że sprawca zdarzenia uniknie odpowiedzialności.
Dlaczego ekstradycja Sebastiana M. trwała tak długo?
Przypomnijmy, że Sebastian M. został zatrzymany w Dubaju 4 października 2023 roku. Wtedy też ówczesny minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro podpisał wniosek o ekstradycję mężczyzny. Od tego momentu polskie służby wielokrotnie interweniowały w tej sprawie, a deklaracje zdecydowanych działań można było słyszeć ze strony szefa MSZ Radosława Sikorskiego oraz ministra sprawiedliwości Adama Bodnara.
Sebastian M. natomiast wyszedł na wolność już 31 stycznia 2024 roku. Zgodnie bowiem z prawem obowiązującym w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, zatrzymanie poszukiwanego może odbyć się na maksymalnie 60 dni. Po tym czasie podejrzany może opuścić areszt po wpłaceniu kaucji. Do czasu zakończenia postępowania ekstradycyjnego miał on jedynie zatrzymany paszport oraz zakaz opuszczania terenu ZEA.
Władze Emiratów nie wyjaśniły, dlaczego proces ekstradycyjny Sebastiana M. trwał tak długo, pomimo ciążących na nim zarzutów, listu gończego oraz czerwonej noty Interpolu. Dopiero 15 maja 2025 roku sąd w Dubaju wydał ostateczny wyrok, pozwalający na dokonanie ekstradycji. Wtedy jednak okazało się, że podejrzany nie był do dyspozycji tamtejszych organów i policja ponownie musiała go odnaleźć. Pojawiły się nawet plotki, że po wydaniu zgody na ekstradycję, Sebastian M. uciekł do Iraku. Jednak 24 maja został zatrzymany na terenie ZEA.
Jak doszło do wypadku na autostradzie A1?
Zdarzenie o spowodowanie którego jest podejrzewany Sebastian M. miało miejsce we wrześniu 2023 roku, na autostradzie A1 nieopodal Piotrkowa Trybunalskiego. BMW M850i zderzyło się z poruszającą się w tym samym kierunku Kią. Koreański pojazd uderzył w barierki energochłonne i natychmiast stanął w płomieniach. W wyniku zdarzenia życie straciło troje osób - małżeństwo i ich pięcioletnie dziecko. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przed wypadkiem samochód poruszał się z prędkością przekraczającą 300 km/h. Kierujący BMW miał zauważyć Kię i rozpocząć awaryjne hamowanie, ale zdołał zwolnić jedynie do 250 km/h.
Przybyli na miejsce policjanci przesłuchali Sebastiana M., który kierował BMW i pozostał na miejscu do przyjazdu służb. Funkcjonariusze uznali, że dwa rozbite samochody uczestniczyły w dwóch różnych zdarzeniach i nie widziały powodu zatrzymywania kierującego niemieckim autem. Oficjalne połączenie Sebastiana M. z wypadkiem Kii i postawienie mu zarzutów doprowadzenia do zdarzenia, nastąpiło dopiero 12 dni później. Mężczyzny jednak nie było już wtedy w kraju.