Ruszył proces sprawcy głośnego wypadku pod Stalową Wolą
Ruszył proces kierowcy Audi S7, który w lipcu ubiegłego roku, prowadząc po pijanemu Audi S7, doprowadził do czołowego zderzenia z Audi A4. W wypadku zginęli rodzice 2,5-letniego dziecka, które zostało ranne.
Proces rozpoczął się we wtorek w Sądzie Rejonowym w Stalowej Woli.
Chodzi o wypadek, do którego doszło 3 lipca 2021 r. około godz. 15 na drodze woj. nr 871 w Stalowej Woli. Grzegorz G. prowadził audi S7 i prawdopodobnie w trakcie wyprzedzania, zderzył się z jadącym z naprzeciwka audi A4, którym podróżowały trzy osoby: 37-letnia kobieta i jej 39-letni mąż oraz ich dziecko - 2,5-roczny chłopczyk.
G. był pijany i pod wpływem leku, zaburzającego zdolności psychomotoryczne.
Mimo reanimacji nie udało się uratować życia małżonków jadących audi A4. Natomiast ich dziecko oraz kierowca z audi S7 trafili do szpitala. Dziecko doznało złamania nóżki. Grzegorz G. w wypadku odniósł obrażenia jamy brzusznej i przeszedł operację ratującą życie.
Wypadek wstrząsnął opinią publiczną, był szeroko opisywany w mediach. Po wypadku rząd PiS zapowiadał wprowadzenie przepisów umożliwiających konfiskowanie samochodów pijanym kierowcom, co do dziś nie zostało zrealizowane.
Proces będzie się toczyć jawnie. Na początku rozprawy sędzia Renata Sajda chciała, aby proces toczył się z wyłączeniem jawności z uwagi na dobro pokrzywdzonych małoletnich (osieroconych dzieci małżeństwa, które zginęło - PAP). Jednak sprzeciwiły się temu oskarżycielki posiłkowe (siostra i szwagierka ofiar) oraz ich pełnomocnicy, wnioskując o jawność przebiegu procesu.
Jedna z oskarżycielek posiłkowych wyjaśniła, że dzieci są cały czas pod opieką psychologa, który nie widzi przeciwskazań co do jawności procesu. Mówiła, że trauma towarzyszy zarówno dzieciom, jak i jej przez cały czas, a zdaniem psychologa, treści jakie na temat wypadku pojawiły się już w internecie nie zostaną wymazane.
Jedna z pełnomocniczek mec. Celestyna Kusa-Gajur podkreśliła też, że w tej sprawie bardzo ważny jest aspekt społeczny.
Za jawnością procesu opowiedział się też prokurator Michał Lasota.
Oskarżony, ktory na rozprawę został dowieziony z aresztu, nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Na pytanie sądu, czy będzie składał wyjaśnienia oświadczył, że "nie dzisiaj". Takiej samej odpowiedzi udzielił na pytanie, czy będzie odpowiadał na pytania sądu.
W związku z tym sędzia odczytała jego wyjaśnienia złożone w śledztwie. Wtedy także się nie przyznał do zarzucanych mu czynów, zaprzeczył, że pił alkohol przed jazdą. W odczytanych wyjaśnieniach powiedział, że jest mu przykro, że brał udział wypadku.
Po odczytaniu jego wyjaśnień przez sąd Grzegorz G. powiedział, że nie może pić, ze względu na stan jego trzustki. Mówił, że nie pamięta wiele z przesłuchania, bo był pod wpływem leków. Nie był przebadany przez lekarza psychiatrę.
Sąd, po odczytaniu wyjaśnień oskarżonego, odroczył proces do 7 czerwca. Jak wyjaśniła sędzia Sajda, na pierwszy dzień rozprawy zaplanowano tylko czynności związane z wyjaśnieniami oskarżonego.
Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu, która prowadziła postępowanie w tej sprawie, oskarżyła 38-letniego Grzegorza G. o to, że kierując samochodem osobowym marki audi S7 na drodze wojewódzkiej nr 871 relacji Stalowa Wola - Tarnobrzeg nie zachował szczególnej ostrożności, poruszał się z niedozwoloną, niebezpieczną i niedostosowaną do panujących warunków drogowych prędkością, wynoszącą co najmniej 120 km na godzinę.
"Znajdując się w stanie nietrzeźwości wynoszącym co najmniej 3 promile zawartości alkoholu we krwi oraz pod wpływem leku Baclofen, mającym negatywny wpływ na zdolności psychomotoryczne człowieka w stężeniu znacznie przekraczającym stężenie terapeutyczne" - czytamy w akcie oskarżenia.
Z ustaleń prokuratury wynika, że na zakręcie w miejscu niedozwolonym Grzegorz G. zaczął wyprzedzać jadący przed nim pojazd. W efekcie zderzył się z prawidłowo jadącym z naprzeciwka samochodem audi A4. W wyniku zderzenia śmierć poniósł kierujący audi A4 oraz jego żona, zaś ich 2,5-roczny synek doznał złamania kości piszczelowej w prawej nóżce.
Oskarżony na etapie śledztwa także nie przyznał się do zarzucanych mu przestępstw.
Jak mówiła prokuratura, złożył krótkie wyjaśnienia, które nie znajdują oparcia w zgromadzonym w sprawie materiale dowodowym.
Za zarzucane mu przestępstwa sąd może wymierzyć karę łączną w wysokości 14 lat pozbawienia wolności, a także może dożywotnio orzec zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych.
***