Zapowiedź ostrej walki rządu z pijanymi kierowcami, to gra pod publiczkę?

Samochód nie może być śmiercionośną bronią w rękach skrajnie nieodpowiedzialnych ludzi, a jeśli pod wpływem alkoholu to bandytów za kierownicą; nie będzie żadnej pobłażliwości dla bandytów jadących pod wpływem alkoholu, kary zostaną znacząco podniesione - oświadczył premier Mateusz Morawiecki. Tylko co zapowiedzi szefa rządu oznaczają w praktyce i jak mają się do obecnie obowiązujących przepisów?

Szef rządu wziął w czwartek udział w pikniku poświęconym zwiększeniu bezpieczeństwa na polskich drogach w ramach kampanii "Dobry Kierowca". Podkreślał, że samochód nie może być śmiercionośną bronią w rękach skrajnie nieodpowiedzialnych ludzi, a czasami nawet "jeśli pod wpływem alkoholu, to bandytów za kierownicą".

"Musimy zdecydowanie temu przeciwdziałać i zgodnie z naszą zapowiedzią z mojego expose zobowiązałem rząd do bardzo zdecydowanych działań w tym zakresie. Zmieniamy w związku z tym niezmieniane od bardzo dawno zasady związane z mandatami, grzywnami, a w przypadku jazdy po pijanemu, pod wpływem alkoholu, będzie także możliwość skonfiskowania samochodu; będą bardzo wysokie kary" - mówił premier.

Reklama

Wyraził przekonanie, że podwyższenie kar doprowadzi wreszcie do ostrożniejszej, spokojniejszej jazdy. "Wyjście dziecka do szkoły, czy rodziny na spacer nie może oznaczać ryzykowania życia" - podkreślił.

Morawiecki wskazywał ponadto, że w minionym roku ponad 1,5 tys. razy zatrzymywano kierowców prowadzących pod wpływem alkoholu, którzy spowodowali jakiegoś rodzaju kolizję czy wypadek. "Każdy z nich mógł być wypadkiem śmiertelnym, każdy z nich jest igraniem z ogniem - to mało powiedziane, jest po prostu potencjalną zbrodnią" - stwierdził premier.

"Dość tego typu zachowań. Nie będzie żadnej pobłażliwości dla bandytów jadących pod wpływem alkoholu. Kary zostaną tutaj znacząco podniesione" - zapewnił.

Trudno nie przyklasnąć zdecydowanym działaniom rządu w walce z pijanymi kierowcami. Trudno jednak nie zauważyć również, iż są to wyłącznie słowa mające zadowolić opinię publiczną. Problem nie jest bowiem zbyt pobłażliwe prawo, ale fakt że sądy niechętnie wydają surowe wyroki. Policja niemal codziennie informuje w swoich komunikatach, że zatrzymała pijanego kierowcę, który był już skazany za jazdę pod wpływem alkoholu i ma orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Zdarzają się osoby, na których ciąży już kilka takich wyroków, a mimo to cały czas są na wolności i wsiadają za kierownicę w stanie nietrzeźwości. Dopiero kiedy taka osoba doprowadzi do tragedii, grozi jej poważniejsza kara, a w dyskursie publicznym wraca debata na temat problemu pijanych na drogach.

Bardzo krytycznie o orzecznictwie sądów wypowiadał się niedawno Marek Konkolewski - były policjant i ekspert ds. ruchu drogowego. W jego ocenie zbyt często okazują ludzką twarz, nie chcąc skazywać na kary więzienia kierowców zatrzymanych za jazdę na "podwójnym gazie". Można to zrozumieć w przypadku pierwszej takiej sytuacji, ale nie w przypadku recydywy, która wydaje się być dostatecznym dowodem na to, że dana osoba nie rozumie jak groźne jest jej postępowanie, a do tego nie boi się ewentualnych konsekwencji. Należy sobie także zadać pytanie, czy ktoś mający na przykład 3 promile alkoholu, zmieni zdanie i nie wsiądzie za kierownicę, bo przypomni mu się, że rząd ostatnio zaostrzył kary za jazdę pod wpływem alkoholu.

Premier zapowiada "zaostrzenie kar" dla pijanych - czy zagwarantuje też, że sądy skorzystają z nowego prawa i będą wydawały surowsze wyroki? Zapowiada "konfiskatę aut pijanych kierowców", nawet jeśli dany pojazd nie należy do zatrzymanej osoby - pomysł działający na wyobraźnię, ale krytykowany przez ekspertów i budzący wątpliwości, czy na pewno odebranie samochodu niewinnemu człowiekowi, powstrzyma pijanych kierujących. Pojawiły się też zapowiedzi, że ofiary wypadków spowodowane przez kierowców będących pod wpływem alkoholu, będą dostawać od nich renty. Przypomnijmy, że już teraz sąd może zasądzić taką rentę, wypłaca ją Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny i to on później martwi się odzyskaniem tych pieniędzy od sprawcy wypadku. Według pomysłu rządu, rentę miałby wypłacać bezpośrednio sprawca. A co jeśli nie stać go na to? Wtedy ofiarom pozostanie zapewne kolejna droga sądowa i płonna nadzieja, że sprawca znajdzie na tyle dobrze płatną pracę, żeby mógł wykazać dostatecznie wysoki oficjalnych dochód, aby komornik miał co zająć na poczet renty.

Ogólnie można odnieść wrażenie, że zapowiedzi premiera to, jak już wspomnieliśmy, głównie próba zadowolenia opinii publicznej, wzburzonej tragicznym wypadkiem w Stalowej Woli. Zamiast zaproponować nowelizację, która wymusi surowsze karanie pijanych kierowców w ramach istniejącej i wcale nie pobłażliwej legislacji, proponuje się zmiany, które nie będą miały bezpośredniego przełożenia na rzeczywistość. Pomysły rent jeszcze bardziej działa na wyobraźnię, a fakt że znacznie lepsze rozwiązanie od dawna funkcjonuje, najwyraźniej nie ma znaczenia. Podobnie konfiskata samochodu - robi wrażenie swoją surowością i o to chodzi, a mniejsza o krytyczne opinie ekspertów.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy