Ruszył proces Łukasza Ż. Grozi mu 30 lat więzienia za wypadek na Trasie Łazienkowskiej
Łukasz Ż. podejrzewany o spowodowanie wypadku na Trasie Łazienkowskiej, w którym zginął ojciec rodziny, stanął dziś przed sądem. Sprawa jest szczególnie bulwersująca, ponieważ według biegłych mężczyzna miał być pijany i niemal trzykrotnie przekroczyć dozwoloną prędkość. Ponadto ma już na koncie kilka wyroków, nie tylko za jazdę pod wpływem alkoholu.

W skrócie
- Łukasz Ż. stanął przed sądem za spowodowanie tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, w którym zginął ojciec rodziny.
- Oskarżony był pijany, znacząco przekroczył prędkość oraz posiadał przeszłość kryminalną z licznymi wyrokami, głównie za wykroczenia drogowe.
- W śledztwie pojawiły się także wątki utrudniania postępowania, nieudzielenia pomocy oraz ucieczki z miejsca wypadku dzięki pomocy innych osób.
- Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej serwisu
Proces Łukasza Ż. oskarżonego o spowodowanie wypadku na Trasie Łazienkowskiej
We wtorek 17 czerwca rozpoczął się proces Łukasza Ż., przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia. Mężczyzna jest oskarżony o to, że nocą z 14 na 15 września 2024 roku, jadąc z nadmierną prędkością Volkswagenem Arteonem, uderzył w prawidłowo poruszającego się Forda Focusa, którym podróżowała czteroosobowa rodzina.
W wyniku zdarzenia zginął ojciec rodziny, 37-letni Rafał P., który podróżował na tylnej kanapie, między dziećmi w wieku 8 oraz 4 lat. Kierująca Fordem 37-latka trafiła do szpitala, podobnie jak dzieci, a także Paulina K., podróżująca Volkswagenem.
Za spowodowanie tego wypadku Łukaszowi Ż. grozi od 5 do 30 lat więzienia. Prokurator postawił także zarzuty nieudzielenia pomocy ofiarom wypadku oraz poplecznictwa Mikołajowi N., Kacprowi D., Damianowi J., Maciejowi O. i Kacprowi K., a Aleksandrowi G. Mężczyźni podróżowali dwoma samochodami - Volkswagenem, który brał udział w zdarzeniu, oraz Cuprą którą Ż. uciekł później z miejsca wypadku.
Jak doszło do wypadku na Trasie Łazienkowskiej?
Jak wynika z ustaleń prokuratury, oskarżeni w tej sprawie bawili się wcześniej w jednym z lokali przy pl. Konstytucji. W pewnym momencie młodzi ludzie postanowili przenieść się do klubu na Pradze. W sumie miało być to osiem osób, podróżujących dwoma samochodami - Volkswagenem Arteonem i Cuprą Formentorem. Pierwszy z nich miał prowadzić Łukasz Ż., który zdaniem biegłych był pijany i nagrywał swoją jazdę telefonem komórkowym.
Samo zdarzenie zostało nagrane przez przypadkowego kierującego. Widać na nim, jak w poruszającego się Trasą Łazienkowską Forda Focusa, uderza z dużą prędkością biały Volkswagen Arteon. Według biegłych pojazd poruszał się z prędkością 226 km/h w miejscu gdzie ograniczenie wynosi 80 km/h. Oba samochody przejechały jeszcze kilkaset metrów i zatrzymały na barierach ochronnych.
Tuż po zdarzeniu policja zatrzymała trzech mężczyzn w wieku 22, 27 i 28 lat, którzy również podróżowali Volkswagenem. Wszyscy byli pijani i usłyszeli zarzuty utrudniania postępowania i nieudzielenia pomocy pokrzywdzonym w wypadku oraz poplecznictwa i matactwa. Zatrzymani pasażerowie Volkswagena mieli nakłaniać kierowcę do ucieczki oraz uniemożliwić świadkom udzielenie pomocy ich ciężko rannej koleżance.
Po wypadku Łukasz Ż. uciekł z miejsca zdarzenia prawdopodobnie dzięki pomocy Kacpra K. - dysponenta Volkswagena Arteona oraz właściciela Cupry, którą Ż. wyjechał za granicę. Był poszukiwany listem gończym wydanym przez Prokuraturę Rejonową Warszawa-Śródmieście oraz Europejskim Nakazem Aresztowania. Ostatecznie mężczyzna został zatrzymany w Niemczech. Jak poinformowała Prokuratura Okręgowa w Warszawie, mężczyzna w chwili zatrzymania znajdował się w szpitalu w Lubece.
Łukasz Ż. ma kryminalną przeszłość i zakazy prowadzenia
Jak już kilka dni po wypadku TVN24 ustalił, 26-letni Łukasz Ż. ma niezwykle bogatą kartotekę kryminalną. Był skazywany między innymi za przestępstwa narkotykowe i oszustwo oraz pięć przestępstw drogowych, takich jak jazdę pod wpływem alkoholu i bez uprawnień. Ostatni z wyroków przed wypadkiem na Trasie Łazienkowskiej zapadł 23 lipca 2024 roku.
Pomimo tego, że za samo złamanie sądowego zakazu prowadzenia pojazdów grozi więzienie, Łukasz Ż. nie trafiał za kratki. Sędziowie zamiast tego orzekali kolejne zakazy prowadzenia. Jak ustalił TVN24, stało się tak aż pięciokrotnie, dwukrotnie taki wyrok zapad w sądach na warszawskiej Woli i Pradze Północ, a raz na Żoliborzu.