Ronda, czyli "redaktorzyno, to ja mam rację"!
Po opublikowaniu pierwszej części mojego artykułu o rondach sprawdziło się co do joty to, co napisałem i co przewidywałem.
Wśród polskich kierowców są sami "specjaliści", a każdy z nich "wie najlepiej" i biada temu, kto śmie coś wyjaśnić lub czegoś nauczyć. Nasuwa się tylko pytanie: jeśli wszyscy tak doskonale znają przepisy, tak wspaniale jeżdżą, to dlaczego jest tyle kolizji i wypadków?
Oczywiście wszystko skupiło się na mnie, czego zresztą się spodziewałem. "Brednie, bzdury, nieprawda, ja wiem lepiej!" - takie treści przewijały się w wielu komentarzach. Niestety, mało kto był w stanie powołać się na jakiekolwiek przepisy prawa i wskazać na logiczne podstawy swojej argumentacji.
Rzecz jasna, wypowiedzi autorów niektórych komentarzy okraszone były swojskimi zwrotami: "baranie, debilu, pismaku, redaktorzyno"... Jakże to typowo polskie! Jeśli się z kimś nie zgadzamy, brakuje nam argumentów, to co należy zrobić? Ano po prostu kogoś opluć, nawymyślać mu itd. Oto siła argumentu! Oto sposób przekonywania! No cóż, jeśli kogoś nie stać na nic więcej, może tylko tak.
Oczywiście, poziom dyskusji zależy od poziomu dyskutantów. Mam to na uwadze i dlatego takich komentarzy w ogóle nie biorę do serca. Każdy sam wystawia sobie świadectwo. Chociaż przypomina mi się pomysł jednego z ekspertów ruchu drogowego, który z ironią zaproponował, by zamiast (na przykład) znaku "Zakaz zatrzymywania się" umieszczać wielką tablicę z napisem: "Nie parkuj tutaj baranie, bo wywieziemy ci samochód". Jego zdaniem, taki sposób wyrażania zakazów byłby o wiele skuteczniejszy i lepiej docierał do zmotoryzowanych. Może coś w tym jest? Może sposób przekazywania informacji należałoby dostosować do poziomu percepcji i rozumowania niektórych kierowców?
Jeden z oburzonych w swoim komentarzu zadał nawet pytanie: "Kto dał prawo temu redaktorowi do komentowania przepisów? Skąd on to wie?" Wyjaśniam zatem uprzejmie, że to nie jest tak, iż stukam sobie na komputerku co mi przyjdzie tylko do głowy. W przeciwieństwie do wielu rodzimego chowu "znawców" nie bazuję na opiniach kolegów z podwórka, na tym, co zasłyszałem od szwagra, co zapamiętałem lepiej lub gorzej z kursu na prawo jazdy albo, co mi się zdaje.
Prawem o ruchu drogowym zajmuję się już od 20 lat, przejechałem w swoim życiu ponad 2,5 miliona kilometrów i to bardzo różnymi pojazdami, począwszy od małych samochodów osobowych, a skończywszy na wielkich ciężarówkach i autobusach, pokonując całą Europę i część Afryki. Trochę doświadczenia za kierownicą zatem mam.
Zawsze jednak, kiedy piszę teksty o przepisach ruchu, staram się konsultować je z mądrzejszymi ode mnie, z wybitnymi ekspertami, także z twórcami przepisów. Wiem, że rzetelność dziennikarska nie jest dziś w modzie, sam bulwersuję się czytając rozmaite konfabulacje i nieścisłości w wielu artykułach. I dlatego właśnie, zanim coś napiszę, sprawdzam to wielokrotnie i konsultuję.
To zagadnienie wzbudza wiele kontrowersji. Jedno twierdzą, że oczywiście trzeba włączać kierunkowskazy, inni że w ogóle nie trzeba i nawet nie wolno. Zacytuję zatem opinię wybitnego bez wątpienia fachowca, Pana Zbigniewa Drexlera, który o ponad 50 lat zajmuje się wszystkim, co związane z prawem o ruchu drogowym. Jest autorem wielu podręczników, a ja mam zaszczyt znać go osobiście, wiele lat z nim współpracowałem.
Oto wypowiedź zawarta w książce Zbigniewa Drexlera "Przepisy ruchu drogowego z ilustrowanym komentarzem" z roku 2011, strona 101: "włączenie lewego kierunkowskazu przed wjechaniem na rondo jest konsekwencją wskazywania kierunku jazdy przy przejeżdżaniu przez skrzyżowanie, jednak - uwzględniając specyfikę ruchu okrężnego - przy dużej wyspie centralnej sygnalizowanie to nie ma większego znaczenia i często nie jest wykonywane, co w tym przypadku nie powinno być oceniane jako naruszenie przepisu".
Dlatego właśnie napisałem, że sygnalizowanie zamiaru dalszego kierunku jazdy przed wjechaniem na rondo nie jest obowiązkowe i ma tylko charakter informacyjny. Przypominam jednak, że skrzyżowanie o ruchu okrężnym traktowane jest w przepisach zasadniczo tak jak każde inne skrzyżowanie i teoretycznie nic nie zwalnia kierującego od obowiązku respektowania art. 22 ust. 5 Prawa o ruchu drogowym.
Stanowi on, że "Kierujący jest obowiązany zawczasu i wyraźnie sygnalizować zamiar zmiany kierunku jazdy lub pasa ruchu oraz zaprzestać sygnalizowania niezwłocznie po wykonaniu manewru".
Akceptacja rezygnacji z włączania kierunkowskazów stanowi więc tylko przejaw życiowego podejścia do tego zagadnienia przez ekspertów, natomiast w żadnym razie nie jest to obowiązująca reguła, wynikająca z przepisów prawa.
Niektórzy domorośli specjaliści twierdzą, że na rondzie skręca się tylko w prawo. Jest to oczywiście nieprawda i formułowanie takich tez stanowi jedynie zupełnie dowolną, pozbawioną jakichkolwiek podstaw prawnych interpretację.
Wynika to zapewne z błędnego z traktowania obwiedni ronda jako odrębnej drogi z wieloma skrzyżowaniami. Tak nie jest, obwiednia ronda jest częścią jednego skrzyżowania! Wynika to choćby z samej nazwy: skrzyżowanie o ruchu okrężnym. Wspomniany już wyżej Zbigniew Drexler pisze w swojej książce: "Całkowicie błędna jest interpretacja, że przy wjeżdżaniu na rondo ruch odbywa się tylko w jednym kierunku - w prawo". Ten początkowy ruch w prawo wynika tylko z geometrii skrzyżowania, a nie z rzeczywistego kierunku ruchu.
Nie mają więc racji ci, którzy proponują "prostować" ronda, aby wyobrazić sobie je jako prostą drogę z wieloma skrzyżowaniami. Jest to z założenia błędny sposób tłumaczenia zasad jazdy po rondzie. Powtarzam! Rondo jest jednym skrzyżowaniem.
Czynione więc przez niektórych próby "prostowania rond" są ewidentnym nadużyciem i niedopuszczalną nadinterpretacją. Jak to określa inny ekspert, Jan Zasel, jest to "majstrowanie przy ustawie". Niestety takich "majstrów" jest sporo. Jeśli zgadzamy się, że rondo jest jednym skrzyżowaniem, to nie może ono zawierać w sobie innych skrzyżowań. Wszystkie wloty są tylko częścią tego samego, jednego skrzyżowania.
Prawdą jest, że chcąc wyjechać z ronda na drogę wylotową, możemy skręcać tylko w prawo, nie należy jednak mylić tego skręcania z zasadniczymi kierunkiem jazdy. Określając kierunek skręcania na rondzie należy brać pod uwagę rezultat ostateczny, czyli finalną zmianę kierunku ruchu pojazdu, a nie poszczególne fazy do tego prowadzące. Jeżeli jechaliśmy na północ, a teraz jedziemy na zachód, to oczywiste jest, że skręciliśmy o 90° w lewo.
Oczywiście tak. Podobnie jak na każdym innym skrzyżowaniu, o ile nie jest to zabronione znakami poziomymi. Można i często nawet trzeba! W poprzednim artykule wskazałem, że jeśli pasy ruchu nie są na jezdni wyznaczone, to obowiązkiem kierującego jest wyobrazić sobie ich przebieg i nie zajmować więcej niż jednego pasa ruchu.
Bardzo rozbawił mnie komentarz, w którym ktoś zapytuje, ile pasów ma wyobrazić sobie motocyklista? Daje tu znać o sobie nieznajomość definicji pasa ruchu. Przypomnę zatem, że pas ruchu to każdy z podłużnych pasów jezdni wystarczający do ruchu jednego rzędu pojazdów wielośladowych, oznaczony lub nieoznaczony znakami drogowymi. Zadane w komentarzu pytanie potwierdza natomiast smutny wniosek, jak bardzo niedouczeni są kierowcy i to nawet w zakresie podstawowych pojęć.
Podczas zmiany pasa ruchu obowiązują te same zasady, jak w każdym innym miejscu na drodze, tzn. obowiązek sygnalizowania zamiaru wykonania tego manewru, a także ustąpienia pierwszeństwa. I to jest właśnie bardzo ważna kwestia, pozwalająca unikać zajeżdżania sobie drogi i kolizji.
Warto też zwrócić uwagę, że na rondzie w przeciwieństwie do innych skrzyżowań, dopuszczalne jest wyprzedzanie ( Art. 24 ust. 7, pkt. 3 ustawy).
Bardzo wiele wątpliwości wywołał poniższy rysunek, na którym żółty samochód skręca w lewo, a następnie opuszcza skrzyżowanie, jadąc lewym pasem obwiedni ronda. W komentarzach powtarzało się wciąż, że to błąd, że tak nie wolno. A dlaczego niby nie wolno? Jeśli ktoś tak twierdzi, to niech poda konkretny przepis.
Aby uniknąć kolejnych przejawów "szlachetnego oburzenia" wszechwiedzących "fachowców", znów powołam się na Zbigniewa Drexlera i cytowaną już książkę. Przypomnę jednak najpierw treść art. 22 ust. 2 Prawa o ruchu drogowym. Stanowi on, że:
"Kierujący pojazdem jest obowiązany zbliżyć się do:
- prawej krawędzi jezdni, jeśli zamierza skręcić w prawo
- do środka jezdni lub na jezdni o ruchu jednokierunkowym do lewej jej krawędzi - jeżeli zamierza skręcić w lewo".
Z. Drexler podkreśla, że cyt.: "Przepisu nie można interpretować (co niekiedy się zdarza), jako zobowiązującego kierującego poruszającego się przy wyspie centralnej na skrzyżowaniu o ruchu okrężnym i zamierzającego je opuścić, do zbliżenia się najpierw do prawej krawędzi jezdni ronda i z tego miejsca wjechania na drogę wylotową. Taka interpretacja jest sprzeczna z istotą przepisu art. 22 ust. 2, dotyczącego sytuacji przed skręceniem, a więc przed wjechaniem na skrzyżowanie, natomiast już na rondzie skręcanie jest realizowane odpowiednio do jego formy, która - jak wiadomo - bywa bardzo różnorodna".
Wiem, że to co napisałem wywoła burzę, ale taka jest prawda i w pełni podzielam stanowisko Z. Drexlera. Jeśli ktoś nie wierzy, może treść tej cytowanej książki znaleźć łatwo w internecie. Ten sam pogląd i tę samą interpretację prezentują w swoich książkach inni znani eksperci, jak np. Jan Zasel, Henryk Próchniewicz, Bogumił Leśniewski itd. Te nazwiska mówią same za siebie, są to wieloletni fachowcy, wśród nich także biegli sądowi.
Oczywiście znajdą się zapewne wśród Czytelników i tacy, którzy zaraz stwierdzą, że cytowani przeze mnie eksperci też nie ma racji, bo oni są lepszymi specjalistami, ale na to nic już nie poradzę. Teraz przynajmniej nikt nie zarzuci mi, że swoje opinie wyssałem z palca.
W sytuacji pokazanej na rysunku żółty samochód ma więc prawo opuścić rondo w taki właśnie sposób jak to jest pokazane. Uwaga! Gdyby prawym pasem po obwiedni rodna jechał inny pojazd, kierowca żółtego samochodu musiałby oczywiście ustąpić mu pierwszeństwa.
Nigdzie nie jest natomiast powiedziane, że żółty pojazd nie ma prawa zmienić pasa ruchu w dowolnym miejscu i w ten sposób opuścić ronda. Lansowana przez niektórych zasada, że z ronda można zjeżdżać tylko prawym skrajnym, zewnętrznym pasem (notabene często wpajana przez wielu instruktorów nauki jazdy) nie znajduje żadnego potwierdzenia w przepisach. Poniekąd propagowanie takiej tezy wynika z dążenia do zapewnienia sobie większego bezpieczeństwa, albowiem wiadomo, że zjeżdżając z ronda zewnętrznym pasem nie musimy się obawiać, że zajedziemy komuś drogę. Nie może być to jednak obowiązującą, popartą przepisami prawa regułą.
Oto wypowiedź kolejnego eksperta, Bogumiła Leśniewskiego: "Egzaminatorzy uczą kierowców, że zjazd z ronda powinien nastąpić z prawego pasa. Tymczasem zjazd, wbrew powszechnej opinii, dozwolony jest zarówno z lewego, wewnętrznego, jak i z zewnętrznego pasa ruchu jezdni ronda" (echodnia.eu, 11.032.2009 r.).
Stwarzanie sztucznego wymogu zabraniającego w określonych miejscach zmieniać pasy ruchu na rondzie było sprzeczne z samą istotą ronda. Właśnie na takim skrzyżowaniu powinniśmy mieć znacznie większą swobodę wyboru manewru, niż na zwykłym skrzyżowaniu, bo to zapewnia znacznie lepszą przepustowość ronda.
Inna kwestia to stosowanie tych reguł w praktyce. Do tego właśnie potrzeba myślenia, kultury i odrobiny życzliwości. Dlaczego niektórzy kierowcy jeżdżą dookoła obwiedni zewnętrznym pasem ronda, chcąc na rondzie skręcić w lewo? Ano właśnie dlatego, że boją się lub nie potrafią zmieniać pasów ruchu na rondzie.
Za kilka dni dalszy ciąg rozważań o zasadach jazdy po rondzie.
Polski kierowca