Ratowanie Saaba to przejaw bezsilnej frustracji?

Sytuacja przypomina tę, którą znamy z własnych doświadczeń z lat 1980-81. Wejdą czy nie wejdą?

article cover
Informacja prasowa (moto)

Wtedy - Armia Czerwona do Polski, teraz - inwestor, który uratowałby słynną szwedzką markę samochodów.

Pierwsza nadzieja zgasła, gdy w końcu listopada z rozmów General Motors, obecnym właścicielem Saaba, wycofał się Koenigsegg. Zaświtała na nowo, gdy zainteresowanie zakupem marki wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli m.in. trzema tysiącami pracowników zatrudnionych przy wytwarzaniu saabów, wyraził inny, podobnie jak Koenigsegg niszowy producent aut, holenderski Spyker.

Od tego czasu jesteśmy bombardowani sprzecznymi informacjami. Spyker też się wycofał. Nie jednak, nie - rozmowy zostały wznowione. I znowu zerwane... W pewnej chwili GM oficjalnie poinformował o definitywnym końcu Saaba.

Zrozpaczeni miłośnicy tej marki zaczęli organizować akcje w jej obronie: masowe wysyłanie do centrali General Motors protestacyjno-błagalnych mejli, uliczne demonstracje. Jedną z takich manifestacji zapowiedziano na 17 stycznia w Warszawie. Jej uczestnicy mają pojawić się m.in. przed ambasadą Szwecji.

Jest to przejaw bezsilnej frustracji, bo trudno oczekiwać, by za pomocą transparentów, e-maili i przejazdu ulicami miasta udało się wymusić na wielkim koncernie zmianę poważnej, biznesowej decyzji. Do tego potrzebny byłby nacisk rządów, tak jak w przypadku Opla. Owszem, Szwedzi podejmują pewne wysiłki w tym kierunku, ale bardzo nieśmiałe. Przedstawiciele tamtejszych ministerstw finansów i przemysłu mają spotkać się w przyszłym tygodniu z kierownictwem GM. Jak wyjaśniła agencji Reutersa sekretarz stanu Joran Hagglund, chcą "upewnić się, że GM otrzymał wszystkie informacje, jakich potrzebuje".

To znaczy jakie? Jedyną oczekiwaną wiadomością byłaby prawdopodobnie ta, że Sztokholm dla ratowania Saaba hojnie sypnie groszem. A może chodzi o przedłużenie agonii marki w nadziei, że nagle objawi się zdecydowany do podjęcia się jej reanimacji bogaty Chińczyk czy Rosjanin. Przykład Volvo pokazuje, że nie jest to niemożliwe...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas