Przejedzie obok ciebie i stracisz dowód. Nowa metoda kontroli pojazdów
Wycięty lub niesprawny filtr cząstek stałych? Już wkrótce pojazdy emitujące do atmosfery więcej szkodliwych substancji, niż wynika to z norm emisji spalin, będzie można wykryć bez konieczności ich zatrzymywania. Pomogą w tym nieoznakowane "radiowozy" wyposażone w specjalne analizatory spalin. Testy rozwiązania opracowanego przez TRUE ruszyły właśnie na Słowacji.
The Real Urban Emissions (TRUE) Initiative, czyli organizacja o potężnych wpływach, skupiająca przedstawicieli FIA i Międzynarodowej Rady ds. Czystego Transportu (Foundation and the International Council on Clean Transportation), wzięła na cel diesle z wyciętymi lub niesprawnymi filtrami cząstek stałych. Jej przedstawiciele opracowali prototyp "przesiewowego" analizatora spalin działającego w ruchu drogowym w czasie rzeczywistym. Nie wymaga on wkładania sondy w rurę wydechową kontrolowanego pojazdu - wystarczy, że wyposażony w urządzenie pojazd poruszać się będzie za "kontrolowanym" autem. Testy prototypu ruszyły właśnie na Słowacji.
Jak informuje TRUE, pojazd do "przesiewowych" kontroli emisji spalin łączy w jedno innowacyjne narzędzie przyrządy do pomiaru i analizy gazów spalinowych firm Airyx, TUG, AVL DiTest i Counter. Efektem jest nietypowe "laboratorium drogowe", które na bieżąco analizuje takie dane, jak zawartość w spalinach:
- tlenków azotu (NO),
- sadzy (CO - black carbon),
- cząstek stałych (PN),
- dwutlenku węgla (CO2).
Teoretycznie nowy model testowania uzupełnić ma dotychczasową technikę pomiarową bazującą na rozstawianych wzdłuż dróg czujnikach (m.in. przejrzystości spalin). Oficjalnie celem projektu jest m.in.: "przeprowadzenie pierwszej na Słowacji kampanii monitorowania emisji pojazdów w świecie rzeczywistym". Sama TRUE zaznacza jednak, że pozyskane w ten sposób dane "umożliwią identyfikację poszczególnych pojazdów wysokoemisyjnych" a nowa technologia "oferuje potencjalne zastosowania w indywidualnych działaniach wykonawczych"
Testowe laboratorium zamontowano na niepozornym, leciwym Hyundaiu Santa Fe II generacji (produkowana w latach 2006-2012). Zespół analizatorów zamontowano w bagażniku pojazdu, a na konsoli środkowej pojawił się dotykowy ekran służący do ich obsługi. Jedyną oznaką zdradzającą, że nie mamy do czynienia z "cywilnym" samochodem jest, niewielkich rozmiarów, wykonany najprawdopodobniej z aluminiowych rurek, czerpak spalin zamontowany pod przednim zderzakiem. Dostrzeżenie takiej przeróbki z poziomu kierowcy poprzedzającego pojazdu jest mało prawdopodobne. Pamiętajmy też, że mamy do czynienia z prototypowym samochodem testowym. Śmiało można więc zakładać, że rozwiązanie "komercyjne" cechować się będzie zdecydowanie wyższym poziomem zakamuflowania.
Spaliny, za pomocą czerpaka, trafiają do zamontowanych w bagażniku analizatorów, które dokonują weryfikacji gazów. Twórcy laboratorium nie chwalą się, czy wyniki analizowane są "na bieżąco". Wiele wskazuje na to, że podobnie jak ma to miejsce w przypadku radiowozów z wideorejestratorem, zebranie "materiału dowodowego" wymaga pokonania za kontrolowanym pojazdem określonego dystansu.
Niewielkim pocieszeniem dla właścicieli starych samochodów z silnikami Diesla może być fakt, że same mobilne laboratorium powstało raczej z myślą o kontrolowaniu pojazdów ciężkich. Chodzi o przesiewowe kontrole i wyłapanie ciężarówek, których właściciele stosują zakazane urządzenia (emulatory) ograniczające działanie systemu SCR i dawkowanie AdBlue. Mało kto wie, że podobne nieoznakowane pojazdy - już od dwóch lat - wykorzystywane są np. przez duński Færdselsstyrelsen, czyli lokalny odpowiednik polskiego ITD.
W Polsce do kontroli ciężarówek wykorzystywane są dziś przenośne dymomierze, stosowane powszechnie przez GITD. W przypadku stwierdzenia takiej ingerencji, kontrola drogowa kończy się zatrzymaniem dowodu rejestracyjnego i wydaniem bezwzględnego zakazu dalszej jazdy do momentu doprowadzenia układu oczyszczania spalin do stanu zgodnego z przepisami prawa. Kierowcy pojazdu, w którym zostanie stwierdzony emulator grozi kara grzywny w wysokości do 3000 zł.
O tym, czy tego rodzaju urządzenia wykorzystywane będą również w kontrolach pojazdów osobowych zadecydują najpewniej doświadczenia zebrane w czasie testów na słowackich drogach. TRUE zobowiązało się opublikować "kompleksową analizę danych zebranych podczas kampanii", która dostarczyć ma "cennych spostrzeżeń na potrzeby przyszłych decyzji dotyczących zarządzania emisjami i polityki".