Pomyłka na stacji, czyli z vervą pani kierowco

Czy można ufać pracownikom stacji benzynowych?

Kliknij
KliknijINTERIA.PL

Teoretycznie w każdym zawodzie pracować powinni ludzie znający się na tym co robią. Odpowiedzialni, przeszkoleni i z pewnym doświadczeniem.

Problem w tym, że wielu rodaków w poszukiwaniu godziwych zarobków wyemigrowało do Anglii czy Irlandii i pracodawcy, by wypełnić braki kadrowe sięgają po ludzi, którzy nie zawsze są w stanie sprostać ich wymaganiom.

O tym, że nie każdy nadaje się do pracy na stacji benzynowej przekonała się ostatnio jedna z naszych czytelniczek.

Jak większość z nas, miała nadzieję, że wizyta przy dystrybutorze nie zajmie jej więcej, niż 3 minuty i wkrótce będzie mogła udać się w dalszą podróż. Niestety, była w błędzie.

INTERIA.PL

Gdy wzięła już do ręki odpowiedni pistolet (chciała zatankować ropę) pojawił się uprzejmy pracownik, który zadeklarował chęć pomocy. Ponieważ kobiety niczego nie boją się tak, jak tłustych plam na swojej garderobie nieświadoma zagrożenia przystała na tę propozycję.

Wówczas przemiły pan zapytał, czy nie wolałaby ona paliwa o lepszych właściwościach - vervy. Gdy kobieta przytaknęła, pracownik z wdziękiem odwiesił trzymany w ręce pistolet (z wielkim napisem ON na plakietce) i zabrał się za tankowanie paliwa lepszej jakości...

Dopiero przy kasie bohaterka naszej historii nabrała pewnych podejrzeń. Niestety, pech chciał, że były one słuszne. Dzięki uprzejmości pracowników stacji w baku jej samochodu znalazło się 40 litrów drogiej vervy, tyle tylko że w wersji PB 98, której jej diesel raczej by nie tolerował.

INTERIA.PL

Jak nietrudno się domyśleć wywiązała się potężna draka. Personel stacji oznajmił, że są wprawdzie ubezpieczeni na wypadek takiej sytuacji, ale ponieważ klientka stała przy samochodzie w czasie tankowania nie poczuwa się do odpowiedzialności. Dzielna pani nie dawała jednak za wygraną. Interweniować musiał sam kierownik stacji. Ostatecznie udało im się dojść do pewnego kompromisu, po tym, jak pani zagroziła, że opisze całą sprawę a list wyśle do serwisu motoryzacja.interia.pl!

Nie chwaląc się, musimy przyznać, że mamy siłę przebicia. Stanęło na tym, że samochód został odholowany do warsztatu. Dzięki przytomności klientki skończyło się na spuszczeniu paliwa, wymianie filtra i kilku godzinach wyrwanych z planu dnia. Udało się również uzyskać zwrot kosztów paliwa.

Niestety, straconego czasu i nadszarpniętych nerwów nikt raczej nie zwróci...

A czy Ty miałeś podobne przygody na stacjach benzynowych?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas