Polscy kierowcy lepsi niż niemieccy? Mamy szokujące dane!

Zapowiedź wyższych kar czy przyznania dodatkowych praw pieszym sprawia wrażenie, że całym złem za dramatyczne statystyki wypadków (przypominamy, że w roku 2019 po raz kolejny zwiększyła się liczba ofiar śmiertelnych) obarcza się w Polsce kierowców.

Tymczasem mało kto wie, że przy całej lekkomyślności, brawurze, a często wręcz głupocie zmotoryzowanych, polscy kierowcy zasługują na miano jednych z najlepszych w Europie. Zaskoczeni? Oto dowody! 

Według danych ACEA (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów) ogólna liczba pojazdów w Polsce na koniec 2018 roku wynosiła 27 306 660 sztuk. Dla porównania w Niemczech było to 50 847 627 pojazdów, czyli niespełna dwukrotnie (dokładnie o 1,86 raza) więcej. Jak wynika z raportu Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji w 2018 roku zanotowano w naszym kraju 31 674 wypadków drogowych. Biorąc pod uwagę powyższe wyliczenia można więc przyjąć, że liczba wypadków u naszych zachodnich sąsiadów oscylować powinna w okolicach 59 tys. (31 674 x 1,86). Nic bardziej mylnego!

Reklama

Dla przykładu - w 2017 roku w Niemczech zanotowano - uwaga - 302 656 wypadków. W tym samym czasie (rok 2017) w Polsce było ich dokładnie - 32 760. To - uwaga - 9,23 raza mniej!

Podobna statystyka dotyczy też innych krajów. Przykłady? W 2017 roku we Włoszech zanotowano 246 750 wypadków przy ogólnej liczbie 43 597 915 pojazdów. Oznacza to, że w wypadku uczestniczył co 177 pojazd. W Hiszpanii było to 102 233 wypadków przy 28 707 302 zarejestrowanych pojazdów. Daje to 1 wypadek na 281 pojazdów. W Niemczech? W 2017 roku u naszych sąsiadów zanotowano 306 656 wypadków przy ogólnej liczbie 50 092 489 zarejestrowanych pojazdów. Wniosek? W wypadku uczestniczył co 163 zarejestrowany pojazd.

Dla porównania - w Polsce (2017 rok) 32 760 wypadków przypadło na 26 258 652 pojazdów. Daje to jeden wypadek na - uwaga - 801 zarejestrowanych pojazdów! Przeszło czterokrotnie mniej, niż za Odrą!

Oczywiście, w tym przypadku dane zaburzać mogą tzw. martwe dusze, czyli pojazdy istniejące dziś jedynie na papierze. W tym miejscu trzeba więc sięgnąć po statystyki Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego, z których wynika, że 8,119 mln pojazdów w Polsce to tzw. "rekordy nieaktualizowane" (starsze niż 10 lat z wyłączeniem zabytkowych, brak danych z ostatnich 6 lat dotyczących przeglądów, ubezpieczenia czy zmiany właściciela).

W 2017 roku w CEPiKu było 22 130 mln aktualizowanych pojazdów. W rzeczywistości można więc przyjąć, że w wypadku uczestniczył - mniej więcej - co 675 pojazd. Wniosek? Wciąż śmiało zaryzykować można stwierdzenie, iż polscy kierowcy jeżdżą cztery razy bezpieczniej niż niemieccy! Czy to w ogóle możliwe?

Tak, chociaż... mało prawdopodobne. W Polsce - mimo niezliczonych obietnic władz - wciąż nie ma możliwości czasowego wyrejestrowania samochodu osobowego. Oznacza to, że wiele z owych 22,5 mln aktualizowanych w CEP pojazdów faktycznie nie uczestniczy w ruchu, bo część przechodzi np. remonty blacharskie.

Za sprawą absurdalnych przepisów skalę tego zjawiska trudno określić. Można jednak posiłkować się danymi z Ministerstwa Cyfryzacji dotyczącymi przeglądów rejestracyjnych. W 2018 wykonano w naszym kraju 18,277 mln badań technicznych, z których wynikiem pozytywnym zakończyło się 17,654 mln. Od tego należałoby odjąć 623 tys. badań z wynikiem negatywnym, które zapewne zostały powtórzone po usunięciu usterek. Daje to liczbę około 17,031 mln pojazdów uczestniczących w ruchu.

Tu jednak pojawia się kolejna kwestia: pojazdów w wieku do 3 lat, które - w tym okresie - zwolnione są z obowiązkowych badań technicznych. Ich liczbę szacować można śmiało na 1,5 mln w skali kraju. Wniosek? W ruchu - teoretycznie - uczestniczy w Polsce około 18,5 mln pojazdów. To oznacza, że w wypadku uczestniczy średnio co 584 pojazd! To znów wynik, który wciąż uznać można za imponujący!

Niestety Polska przoduje też w innej, zdecydowanie smutniejszej, statystyce. Przykładowo w 2017 roku byliśmy krajem z najwyższym wskaźnikiem zabitych w wypadkach drogowych. W Polsce na każde 100 wypadków notowano 8,6 ofiary śmiertelnej. Dla porównania we Włoszech było to 1,9 osoby, w Hiszpanii 1,8 osoby, a w Niemczech - zaledwie 1,1!  Za to mieliśmy też jeden z najniższych wskaźników jeśli chodzi o liczbę rannych. Na 100 wypadków było to 120 osób. W Niemczech wynik wynosił 129, a we Włoszech - aż 141 rannych! Nie trzeba chyba dodawać, że wynik Polski w tym zestawieniu nie daje powodów do radości. Mniejsza liczba rannych oznacza bowiem, że ofiary zginęły na miejscu lub... nie doczekały się pomocy.

Czyżby więc prędkość - rzeczywiście - zabijała? Oczywiście, że tak. Tyle że blisko dziewięciokrotnie (!) wyższą liczbę zabitych (na 100 wypadków) w porównaniu chociażby do Niemiec, nie sposób tłumaczyć samą prędkością! Zwłaszcza statystyki dotyczące rannych zdradzają, jak ogromny wpływ na śmiertelność ma infrastruktura, sprawność służb ratunkowych, poziom opieki medycznej oraz wykorzystywany przez polskich kierowców sprzęt. W tym miejscu warto przypomnieć, że wg ACEA średni wiek samochodu osobowego wynosi dziś w Polsce 13,9 roku (wg Samaru bliżej 15 lat). Dla porównania za Odrą jest to 9,5 roku. Śmiało można więc zaryzykować twierdzenie, że jeździmy autami o generację starszymi niż nasi sąsiedzi z zachodu. To bardzo często kwestia życia lub śmierci...

Pawel Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy