Nowy sprzęt ITD. Takiego nie ma nawet policja. Żaden kierowca się nie wywinie

Inspekcja Transportu Drogowego już wcześniej dysponowała pojazdami pozwalającymi na rejestrowanie wykroczeń kierowców, również kierowców aut osobowych. Teraz jednak ITD pochwaliła się swoimi nowymi zakupami w postaci nieoznakowanych BMW oraz nowego typu wideorejestratorów.

Nowe radiowozy pościgowe ITD

Inspekcja Transportu Drogowego zakupiła 22 nieoznakowane BMW 330i xDrive i 11 z nich już trafiło do delegatur w całej Polsce. Samochody napędzane są doładowanym, 2-litrowym silnikiem benzynowym o mocy 245 KM, która trafia na wszystkie koła za pośrednictwem 8-biegowej skrzyni automatycznej. Przyspieszenie do 100 km/h zajmuje 5,7 s, prędkość maksymalna wynosi 250 km/h (elektronicznie ograniczona), a cena takiego auta to 237 500 zł. 

BMW będą wykorzystywane do przeprowadzania kontroli w miejscach potencjalnie niebezpiecznych, a w których nie ma możliwości instalacji stacjonarnych urządzeń rejestrujących. Wszystkie egzemplarze to granatowe sedany, wyposażone w wideorejestratory Videorapid 2A, wykorzystujące dwie kamery - przednią i tylną.

Reklama

Tylna służy do rejestrowania wykroczeń innych niż zbyt duża prędkość, jakie mogą popełniać osoby podążające za nieoznakowanym radiowozem. Może być to na przykład niedozwolony manewr, niesygnalizowanie manewru, jazda bez pasów bezpieczeństwa lub korzystanie z telefonu podczas jazdy.

Jak informuje dziennik.pl, który jako pierwszy poinformował o zakupach ITD, znacznie ciekawsze są możliwości z wykorzystaniem przedniej kamery. Mamy tu do czynienia z najnowszą wersją wspomnianego wideorejestratora, która pozwala ustalić, czy radiowóz utrzymywał podczas stałą odległość od podejrzanego pojazdu, co jest warunkiem prawidłowego wykonania pomiaru. W ten sposób będzie można łatwo udowadniać kierowcom, że funkcjonariusz nie popełnił błędu i zmierzona prędkość była faktyczną z jaką jechał, więc odmawianie przyjęcia mandatu będzie bezcelowe.

Jak działają wideorejestratory ITD?

Aby wyjaśnić, czym dokładnie różnią się wideorejestratory ITD od tych stosowanych przez policję, przypomnijmy najpierw och zasadę działania. Otóż wideorejestrator nie mierzy prędkości ściganego pojazdu (wbrew potocznemu mniemaniu, a także wbrew temu co policja często pisze w swoich komunikatach), tylko samego radiowozu. 

W momencie rozpoczęcia pomiaru, urządzenie rejestruje średnią prędkość na zadanym odcinku (zwykle jest to 100 metrów), która uznawana jest potem za faktyczną prędkość podejrzanego pojazdu. Zadaniem kierowcy radiowozu jest utrzymanie równej odległości między pojazdami na początku i na końcu pomiaru. A ponieważ wideorejestrator (ani żadne inne urządzenie) nie pokazuje dystansu między pojazdami, funkcjonariusz utrzymuje go na oko. W efekcie cały "pomiar" odbywa się na oko i to w sensie dosłownym.

Następnie na podstawie takiego nagrania kierowca jest karany. Policja sama nie kryje się z tym, że chociaż takie "pomiary" prędkości wyglądają czasami na mocno zawyżone, to i tak na ich podstawie wystawia mandaty, a także zatrzymuje prawa jazdy na 3 miesiące (za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h w terenie zabudowanym). 

Przykładowo w przypadku sytuacji z poniższego nagrania, policja podała w komunikacie, że "kierująca Volkswagenem rozpędziła się do 110 km/h". Tymczasem na nagraniu widać, że radiowóz porusza się z prędkością 147 km/h i wyraźnie zbliża się do Volkswagena. Policjant hamuje, a w trakcie hamowania aktywowany jest pomiar średniej prędkości radiowozu na dystansie 100 m. 

Pod koniec 10-sekundowego wideo radiowóz jedzie już 93 km/h i nadal zbliża się do pojazdu z przodu. A skoro nadal się zbliża, to wciąż jedzie szybciej od Volkswagena. Nie przeszkodziło to policjantom oskarżyć kierującej o jazdę właśnie 110 km/h w terenie zabudowanym i poza wystawieniem wysokiego mandatu, odebrać jej prawo jazdy na 3 miesiące.

Wideorejestratory, które będą używane przez ITD różnią się tym, że przed rozpoczęciem pomiaru, funkcjonariusz może otoczyć białą ramką kontrolowany pojazd. W ten sposób będzie można łatwiej stwierdzić, czy samochód "zmniejszył się" czy "zwiększył" w odniesieniu do ramki, a więc czy udało się utrzymać mniej więcej stałą odległość między pojazdami, czy tez nie.

W momencie wykonywania pomiaru blokowana jest oczywiście regulacja ramki. Takie rozwiązanie ma sprawić, że żaden kierowca nie będzie mógł już podważyć prawidłowości wykonania pomiaru. Wystarczy wskazać mu ramkę, by zrozumiał, że odmowa przyjęcia mandatu i próba obrony przed sądem, będzie bezcelowa.

Warto dodać, że rozwiązanie z ramką nie jest żadną nowością, było dostępne już w czasach, gdy stosowne przetargi rozpisywała policja. Ta formacja uznała jednak, że ramka nie jest wymogiem koniecznym.

Pomiarów nowych wideorejestratorów nie będzie się dało podważyć?

Czy rzeczywiście takie rozwiązanie zakończy kontrowersje wokół wideorejestratorów? Mamy co do tego poważne wątpliwości. Aby rzeczywiście można było odnosić rozmiar ramki do pojazdu, potrzebne jest niezwykle dokładne "obrysowanie". Najlepiej co do piksela, ponieważ funkcjonariusze często nagrywają inne pojazdy na ponad 20-krotnych zbliżeniach, co bardzo utrudnia ocenę tego, czy radiowóz się do nich zbliża czy nie. 

Z uzyskaniem takiej dokładności może być ten problem, że obraz z kamery umieszczonej w szybko poruszającym się pojeździe i nagrywany przy tak dużym zbliżeniu, zwykle nie jest stabilny. Ponadto oba pojazdy cały czas przecież się poruszają. A to rodzi poważne obawy co do tego, że ramka też może być ustawiana "mniej więcej i na oko", co pozwoli na zauważenie jedynie znaczących błędów pomiarowych, a takie są przecież widoczne i na zwykłych nagraniach.

Oczywiście sam fakt pojawienia się na obrazie elementu, który zawsze ma taką samą wielkość, może stanowić ważny punkt odniesienia w ocenie wiarygodności pomiaru. Z drugiej jednak strony trudno nam sobie wyobrazić, że funkcjonariusze którzy zatrzymają kierowcę, a ten zarzuci im niedokładność w ustawieniu rozmiaru ramki, odstąpią od wystawienia mandatu. Sprawa trafi najwyżej do sądu, gdzie biegły będzie mógł stwierdzić, że zastrzeżenia kierowcy były słuszne, ale... nadal należy mu się mandat. 

W przypadku błędu pomiaru sądy zwykle nie odrzucają takiego materiału, ponieważ biegli dokonują "szacunków" o ile pomiar mógł być zawyżony. Znam z pierwszej ręki historię, w której kierowcy poruszającemu się z prędkością 120 km/h po drodze ekspresowej, policja zarzuciła jazdę 172 km/h. Oskarżony jechał z niezmienną prędkością (miał włączony tempomat), zaś na nagraniu widać, że radiowóz (również w momencie uruchomienia pomiaru) wyraźnie zbliża się do drugiego pojazdu i nieustannie przyspiesza. 

Powołany w tej sprawie "biegły" przyznał, że pomiar mógł być zawyżony i oszacował, że oskarżony poruszał się z prędkością w przedziale 172-155 km/h. Kierowca został więc uznany winnym, ukarano go mandatem za jazdę z prędkością 155 km/h oraz obciążono kosztami sądowymi.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy