Nie zdał egzaminu, ale poszedł do sądu. Wygrał w każdej instancji
Egzaminator uznał, że nieprawidłowo wykonał jedno z podstawowych zadań. Kursant się z tym nie zgodził, poszedł do sądu i… wygrał. Sprawa może być przełomowa – nie tylko dla niego, ale dla tysięcy innych zdających.

Choć sprawa sięga 2020 roku, swój sądowy finał znalazła dopiero teraz. Chodziło o sytuację, w której egzaminator przerwał praktyczną część egzaminu na placu manewrowym i uznał egzamin za niezdany z powodu rzekomego błędu popełnionego dwukrotnie przy wykonywaniu zadania nr 2: "ruszanie z miejsca oraz jazda pasem ruchu do przodu i do tyłu". To jeden z obowiązkowych elementów każdej praktycznej części egzaminu.
Podczas pierwszej z prób egzaminator ocenił negatywnie zadanie polegające na ruszaniu z miejsca oraz jeździe pasem ruchu do przodu i do tyłu, ze względu na to, że egzaminowany nie upewnił się przez tylną szybę o możliwości jazdy oraz z uwagi na brak płynności w jeździe. Po powtórzeniu zadania, w ocenie egzaminatora, kursant ponownie nie upewnił się przez tylną szybę o możliwości jazdy i podczas jazdy do tyłu również utracił płynność przejazdu.
Egzaminowany nie tylko się z tym nie zgodził, ale postanowił dochodzić swoich praw w sądzie. I jak donosi Rzeczpospolita, miał rację. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Opolu, a następnie Naczelny Sąd Administracyjny, przyznały mu rację, uznając, że sposób wykonania zadania nie był sprzeczny z przepisami.
Nie ma przepisu, który nakazuje odwrócić głowę
Sądy obu instancji nie miały wątpliwości: przepisy prawa nie wymagają od zdających odwracania głowy przy ruszaniu z miejsca. Liczy się efekt - czyli sprawdzenie sytuacji wokół pojazdu i bezpieczne wykonanie manewru. Zdaniem sądu, kandydat mógł to zrobić, korzystając z lusterek, jeśli dawały pełny obraz sytuacji.
W uzasadnieniu decyzji wskazano, że kryteria poprawności wykonania zadania zostały określone tabeli 2 załącznika nr 10 do rozporządzenia Ministra Infrastruktury i Budownictwa z dnia 24 lutego 2016 r. w sprawie egzaminowania osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami, szkolenia, egzaminowania i uzyskiwania uprawnień przez egzaminatorów oraz wzorów dokumentów stosowanych w tych sprawach (Dz. U. z 2016 r., poz. 232 z późn. zm.), a przepis nie precyzuje w jaki dokładnie sposób powinno wyglądać upewnienie się o możliwości jazdy. Nie ma w nim opisu, że należy obrócić głowę w lewą, a następnie w prawą stronę o 90 stopni, tak jak to pokazał egzaminator na dopuszczonym w poczet materiału dowodowego nagraniu. Wymaganie przez egzaminatora, aby dokładnie w taki sposób wykonać zadanie zostało uznane za nadinterpretację przepisu.
Sygnał dla WORD-ów i kursantów
To nie pierwszy przypadek, gdy decyzja egzaminatora została zakwestionowana przez sąd. Ale wyrok, o którym pisze Rzeczpospolita, może mieć szczególne znaczenie - dotyczy bowiem jednego z najczęściej wykonywanych zadań na placu manewrowym i pokazuje, że WORD-y nie mogą dowolnie interpretować obowiązków kursanta.
Dla kandydatów na kierowców to ważny sygnał: jeśli ktoś jest przekonany, że egzaminator niesłusznie ocenił go negatywnie z powodu "subiektywnego" błędu - ma prawo się odwołać. I ma szansę wygrać.
Kiedy warto iść do sądu po oblanym egzaminie?
Droga sądowa to nadal wyjątek, a nie reguła - ale dzięki takim przypadkom, jak ten, staje się coraz bardziej realną opcją. Trzeba jednak pamiętać, że sądy nie oceniają umiejętności kierowcy, lecz zgodność decyzji WORD z obowiązującym prawem. Jeśli więc egzaminator powołuje się na "niewidoczne spojrzenie" czy "nienaturalne trzymanie rąk", albo inny nieprecyzyjny powód, warto zadać pytanie czy rzeczywiście egzaminowany złamał jakiś przepis.