Nie możesz sprzedać? Daj sobie "ukraść"
Ogromna podaż samochodów używanych sprowadzanych z zagranicy spowodowała, że bardzo trudno sprzedać takie auto. Nie pomagają ogłoszenia w prasie i internecie. Nieskuteczne jest także oferowanie samochodu na giełdzie czy wstawienie go do komisu.
Może dlatego coraz częściej słyszy się, że sposobem na pozbycie się niechcianego auta przez ich nieuczciwych właścicieli jest... zgłoszenie fikcyjnej kradzieży, wcześniej ubezpieczonego auta.
Czy taki proceder rzeczywiście ma miejsce? Z takim pytaniem kilka tygodni temu (sic!) zwróciliśmy
się już do największych firm ubezpieczeniowych w Polsce. Do rzeczników prasowych tych towarzystw wysłaliśmy elektroniczne listy z pytaniem o to zjawisko. Niestety. Żaden z nich – pomimo, że ciąży na nich taki obowiązek – nie odpowiedział nam. Ale tematowi temu nadal mamy zamiar się przyglądnąć. Tym bardziej, że związany jest on z istnieniem tzw. „dzikich autozłomów”.
Demontażem pojazdów mogą zajmować się wyłącznie autoryzowane, mające stosowne licencje stacje. Ale to teoria. W ubiegłym roku w Polsce tylko niewielki odsetek pojazdów został rozebrany w przystosowanej do tego stacji demontażu, ponieważ większość podlega nielegalnemu rozbieraniu właśnie przez „dzikie autozłomy”.
W jaki sposób wchodzą one w posiadanie aut i co się dzieje z dokumentacją samochodu? Jednym ze sposobów jest kupno auta w ramach umowy kupna-sprzedaży – czytamy w „Gazecie Prawnej”. Sprzedający na podstawie tej umowy zgłasza fakt sprzedaży auta, a nabywca nie rejestruje go, tylko rozbiera na części. Dokumenty pojazdu zostają w szufladzie nabywcy lub są niszczone.
O skali tego zjawiska świadczą liczby ogłoszeń skupujących rozbite samochody, ogłoszenia o sprzedaży części, oferowanie części na giełdach samochodowych. Jedną z tego przyczyn - według Gazety Prawnej - jest nieegzekwowanie w praktyce postanowień przepisu, który mówi, że nabywca musi przerejestrować auto po jego zakupie.
Do sprawy wkrótce wrócimy.