Na ferie na Słowację? Uważaj na "pokutę". Nawet 1000 euro!
Sezon ferii zimowych w pełni, a to oznacza, że w najbliższych dniach wielu rodaków wybierze się w góry. Szczególną ostrożność powinni zachować zwłaszcza ci, których trasy przebiegają przez terytorium Słowacji...
Lokalna policja słynie z bardzo restrykcyjnego przestrzegania przepisów ruchu drogowego. Większość funkcjonariuszy nie pała też miłością do zagranicznych kierowców.
Sytuacją dodatkowo komplikuje fakt, że - jak informuje "Tygodnik Podhalański" - od 1 stycznia, u naszych sąsiadów obowiązuje nowy, zaostrzony taryfikator mandatów. Nawet najmniejsze przekroczenie prędkości może odcisnąć głębokie piętno na stanie naszego portfela!
Najniższa "pokuta", czyli - po polsku - mandat - to 20 euro. Taką kwotę trzeba zapłacić m.in. za wyrzucanie śmieci przez okno czy ochlapanie przechodniów. Najwyższy mandat - do 1000 euro - dotyczy przekroczenia prędkości. W takim przypadku - w zależności od poziomu przekroczenia - kierowca stracić może prawo jazdy nawet na 6 lat! Za przekroczenie prędkości o 20 km/h zapłacimy - co najmniej - 100 euro.
Dla Polaków, którzy za prędkość mogą zapłacić najwyżej 500 zł, za za kumulację różnych wykroczeń - 1000 zł - są to kwoty zaiste szokujące.
O czym jeszcze warto pamiętać wybierając się na narty do naszych południowych sąsiadów? Przed wycieczką na Słowację upewnijmy się, że mamy opony zimowe. W okresie zimowym kierowcy zobligowani są do ich używania. Na wielu lokalnych drogach przydadzą się też łańcuchy - niektóre mniej uczęszczane trasy nie są odśnieżane, a jedynie posypywane żwirem.
Chcąc uniknąć mandatu nasz samochód powinien też być wyposażony w wymagane słowackim prawem: klucz do kół, lewarek, trójkąt ostrzegawczy oraz apteczkę. Niezwykle ważne jest również posiadanie kamizelek odblaskowych - po jednej dla każdego z pasażerów auta! Jak przypomina "Tygodnik Podhalański" muszą się one znajdować w kabinie! Jeśli trafią do bagażnika grozi nam dodatkowa "pokuta".
Oczywiście w świetle tzw. Konwencji Wiedeńskiej karanie zagranicznych kierowców za brak wyposażenia wymaganego lokalnymi, krajowymi, przepisami jest niezgodne z prawem. Wszystkie europejskie kraje (a także większość państw na innych kontynentach) są sygnatariuszami stworzonej w 1968 roku Konwencji Wiedeńskiej o Ruchu Drogowym. Ten traktat opracowany dla ułatwienia międzynarodowego ruchu drogowego reguluje m.in. kwestie obowiązkowego wyposażenia pojazdu. Z jego zapisów wynika, że policjant nie ma prawa ukarać mandatem obcokrajowca, którego pojazd wyposażony jest zgodnie z wymogami obowiązującymi w kraju zarejestrowania auta.
Ratyfikowanie Konwencji Wiedeńskiej jest dobrowolne, ale gdy kraj zdecyduje się na taki krok, jej zapisy traktowane muszą być w sposób nadrzędny nad prawem lokalnym. Oznacza to więc, że karanie Polaków za brak wymaganego w Niemczech czy na Słowacji wyposażenia (ale również np. karanie przez polską drogówkę Niemców za brak obowiązkowej w Polsce gaśnicy) jest nielegalne.
To jednak niewielkie pocieszenie w przypadku, gdy policjant nalegał będzie na "pokutę". Problematyczne może okazać się samo wytłumaczenie naszych racji zdenerwowanemu funkcjonariuszowi - w takich przypadkach przyda się numer telefonu do naszego konsulatu (ale i to nie gwarantuje sukcesu). Trzeba też wiedzieć, że próba "targowania" się z policjantem czy odmowy przyjęcia mandatu będzie miała przykre konsekwencje.
Jeśli "pokuty" nie uregulujemy na miejscu funkcjonariusz najprawdopodobniej zatrzyma nasze prawo jazdy i dowód rejestracyjny pojazdu!