Padamy ofiarą okropnych prześladowań ze strony policji

- Gdy tylko przekraczam granicę Polski, oczywiście mam na myśli tę zachodnią lub południową, bo jakoś brakuje mi odwagi, by wybrać się autem za wschodnią, natychmiast opada ze mnie napięcie.

Wiem, że będę jeździł po lepszych drogach, z logicznie zorganizowanym ruchem. Mniejsze też będzie niebezpieczeństwo natknięcia się na kretyna, który koniecznie zechce udowodnić mi, że ma szybszy wóz i jest niedoszłym rajdowym mistrzem świata. Albo takiego, który siada za kółkiem po pijanemu - mówi jeden z znajomych kierowców.

Inny jest jednak odmiennego zdania:

- A ja tam mimo wszystko wolę jeździć w kraju. Może nie jest tu tak komfortowo i bezpiecznie, ale za granicą nigdy nie mam pewności czy znam wszystkie miejscowe przepisy i czy w razie czego dogadam się z policjantem. A wiadomo, że mandaty są tam przeważnie dużo wyższe niż u nas. Czuję więc większy stres.

Reklama

Co ciekawe, zróżnicowanie postaw wobec samochodowych wyjazdów zagranicznych zależy nie tylko od ogólnego nastawienia, znajomości lokalnej specyfiki i języków obcych, dotychczasowych doświadczeń, lecz także od płci kierowcy. Jak wykazały badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii aż 75 proc. posiadających prawo jazdy obywatelek tego kraju nigdy nie prowadziło samochodu za granicą. Prawie połowa deklaruje jednoznacznie, że nigdy tego nie uczyni.

Te obawy są o tyle zrozumiałe, że w większości państw europejskich obowiązuje ruch prawostronny, do którego mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa nie są przyzwyczajeni. Najwyraźniej dotyczy to jednak głównie Brytyjek. Brytyjczycy nie mają żadnych uprzedzeń i bardzo chętnie podczas podróży zagranicznych zasiadają za kierownicą wypożyczonego na miejscu auta. Jeżeli jest to samochód z odpowiednim silnikiem, są bardziej skłonni niż u siebie przycisnąć pedał gazu. Świadczą o tym nie tylko wnioski ze wspomnianego sondażu, lecz także twarde dane w postaci zapłaconych za granicą mandatów za przekroczenie dopuszczalnej prędkości i liczby kolizji z udziałem pojazdów z wypożyczalni.

Właśnie... A propos mandatów. Wielkie oburzenie Brytyjczyków wywołała informacja, że zgodnie z nowymi regulacjami Unii Europejskiej obywatele tego kraju będą musieli płacić za zarejestrowane przez fotoradary wykroczenia, popełnione w dowolnym kraju unijnym. Za przyjęcie tego prawa na rząd premiera Camerona spadła krytyka podobna do naszych własnych internetowych ataków na "bandę Tuska". Co bardziej krewcy komentatorzy żądają wręcz natychmiastowego wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE.  

Zmotoryzowani Polacy żyją w przeświadczeniu, że podróżując samochodem po obcych krajach, padają ofiarą okropnych prześladowań ze strony miejscowej  policji, która zajadle ściga ich i surowo karze nawet za najdrobniejsze przewinienia. Z internetowych dyskusji wynika, że bodaj najgorzej jesteśmy traktowani na Słowacji.

Znamienne, że podobną opinię wyrażają Brytyjczycy, przy czym rolę słowackich policjantów odgrywają w tym przypadku francuscy. Polujący ponoć na brytyjskich kierowców Francuzi złośliwie obstawili fotoradarami szosę prowadzącą do tunelu pod Kanałem La Manche. A jeden z internautów opowiedział przygodę, która przytrafiła mu się na Lazurowym Wybrzeżu. Otóż tkwiąc w korku na ulicy w Cannes rozmawiał przez telefon komórkowy. Zauważył to stojący na chodniku policjant. "Dopadł do mojego wozu, zaczął szarpać za klamkę i krzyczeć coś po francusku. Wysiadłem, a wtedy korek ruszył i moja żona wrzuciła bieg, by podjechać kilka metrów do przodu. Trzeba było zobaczyć minę policjanta, gdy zorientował się, że jest to samochód z kierownicą po prawej stronie, a ja jechałem jako pasażer..."


poboczem.pl
Dowiedz się więcej na temat: polski kierowca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy