Kolejny system Red Light zbiera żniwo. Ale czy to na pewno wina kierowców?

Na temat działania systemu Red Light i tego w jaki sposób rejestruje on zaskakująco dużą liczbę wykroczeń, pisaliśmy już kilkukrotnie. Teraz pojawiło się podsumowanie jego działania w Krakowie i ponownie można mówić o dużym sukcesie. Jeśli jako sukces rozumiemy dużą liczbę wystawionych mandatów.

System Red Light w Krakowie zarejestrował ponad 1 tys. wykroczeń w ciągu miesiąca
System Red Light w Krakowie zarejestrował ponad 1 tys. wykroczeń w ciągu miesiącaPiotr KamionkaReporter

System Red Light w Krakowie złapał już ponad 1 tys. kierowców

Od około miesiąca system Red Light działa w dwóch miejscach w Krakowie - na skrzyżowaniu ul. Nowohuckiej i al. Pokoju (czyli na rondzie Dywizjonu 308 koło centrum handlowego M1) oraz na skrzyżowaniu ulic Zakopiańskiej, Wadowickiej, Brożka i Tischnera. Na pierwszym z nich zarejestrowano 460 wykroczeń, zaś na drugim 574.

Z tych statystyk wynika, że krakowscy kierowcy 35 razy dziennie popełniali na tych skrzyżowaniach wykroczenie, a konkretnie przejeżdżali na czerwonym świetle. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak bardzo poważne jest to wykroczenie. Problem jednak w tym, że nie tylko kierowców niehamujących na widok czerwonego światła, rejestruje system Red Light.

Jak działa system Red Light?

W teorii system Red Light jest rozwinięciem rozwiązań, od lat spotykanych na wielu skrzyżowaniach w Polsce. Są to kamery rejestrujące przejazdy na czerwonym świetle, ale jest ich na tyle dużo, że monitorują całe duże skrzyżowania.

Jednak poza przejazdami na czerwonym, system "wyłapuje" także niewłaściwe zachowanie na zielonej strzałce. I właśnie wokół zielonej strzałki zdążyło już narosnąć wiele kontrowersji. Przepisy wymagają, aby najpierw zatrzymać się przed sygnalizatorem, a dopiero potem, po upewnieniu się, że jest bezpiecznie, ruszyć dalej.

Tymczasem realia polskich dróg są takie, że na zielonej strzałce, jeśli nie ma potrzeby na przykład przepuścić pieszego, nie zatrzymuje się praktycznie nikt. Takie wykroczenie karane jest znacznie łagodniej niż przejazd na czerwonym świetle, ponieważ mandat wynosi 100 zł i 6 punktów karnych. Trafia ono jednak do statystyk i już niektóre media piszą o "tysiącu piratów drogowych", którzy za nic mają czerwone światło, tworząc obraz wedle którego bardzo niebezpieczne sytuacje są na monitorowanych skrzyżowaniach na porządku dziennym. Chociaż takie zdarzenia mogą stanowić jedynie margines.

Sprawa ma bowiem jeszcze jedno dno. Otóż jeśli kierowca zatrzyma się na zielonej strzałce, upewni że może jechać, a w momencie mijania sygnalizatora strzałka zgaśnie, to system uzna, że wjechał on na skrzyżowanie na czerwonym świetle. Nie ma znaczenia, że kierowca nie mógł już zobaczyć zmiany sygnalizacji. Podobnie jest w sytuacji, kiedy ktoś minie sygnalizator, przejedzie przez przejście dla pieszych i zatrzyma się, czekając na możliwość wykonania skrętu. Jeśli ruszy, gdy strzałka zniknie, a nie zapali się jeszcze zielone światło, również zostanie ukarany. Mandat za przejazd na czerwonym świetle to 500 zł i 15 punktów karnych. Wystarczą więc dwa takie przypadki i tracimy prawo jazdy.

Kontrowersje wokół systemu Red Light przynoszą pierwsze efekty

Na temat systemu Red Light zrobiło się po raz pierwszy głośno, kiedy pojawiły się statystyki dotyczące ronda Solidarności w Nowym Sączu. Montaż systemu odbył się we wrześniu 2023 roku i do końca grudnia zarejestrowano tam ponad 7 tys. wkroczeń i wystawiono mandaty na setki tysięcy złotych. Były to więc liczby znacznie wyższe niż w Krakowie.

Wzbudziło to głośne protesty kierowców, które poparł sam prezydent Nowego Sącza Ludomir Handzel i zwrócił się w tej sprawie do Inspekcji Transportu Drogowego. ITD odpowiedziała jednak, że nie widzi żadnego problemu ani błędów w działaniu systemu Red Light. Prezydent wysłał pismo także w tej sprawie do Rzecznika Praw Obywatelskich, ale nie wiemy, czy otrzymał już jakąś odpowiedź.

Niedawno władze Nowego Sącza postanowiły więc w inny sposób rozwiązać problem. Zielone strzałki na rondzie Solidarności zostały zaklejone, aby kierowcy z nich nie korzystali. Zmniejsza to co prawda płynność ruchu i powoduje większe korki, ale przynajmniej kierowcy nie dostają tysięcy mandatów.

Rondo Solidarności w Nowym Sączu Krzysztof MocekINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas