Kolejny pożar. Czy auta elektryczne są niebezpieczne?
Tragiczny w skutkach pożar samochodu elektrycznego, do jakiego doszło 30 sierpnia w Skierniewicach, podsycił tlącą się od długiego czasu dyskusję dotyczącą bezpieczeństwa pojazdów ładowanych z gniazdka. Dla przeciwników elektromobilności to kolejny dowód, że masowa motoryzacja nie jest jeszcze gotowa na historyczną zmianę. Tyle, że statystyki nie potwierdzają obiegowych opinii. Czyżby problem pożarów samochodów elektrycznych był w mediach sztucznie wyolbrzymiany? Co warto wiedzieć o tym zjawisku?
Pożar elektrycznego pojazdu w Skierniewicach, w którym zginął 72-letni mężczyzna, wywołał kolejną dyskusję dotyczącą bezpieczeństwa samochodów elektrycznych. Dramatyczne zdjęcia z akcji ratunkowej nie pomagają dociskanym europejskimi przepisami producentom w zachęcaniu kierowców do zakupu samochodu ładowanego z gniazdka.
Obawy kierowców związane z nową technologią wydają się być w pełni zrozumiałe. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że statystyki nie potwierdzają obiegowych opinii o podatności samochodów elektrycznych na pożarty. Co więcej, dane o pożarach elektrycznych pojazdów w Polsce wskazują, że problemem jest już samo zdefiniowanie "samochodu elektrycznego".
Uściślijmy, liczba pożarów samochodów elektrycznych w Polsce rzeczywiście rośnie. Jeszcze w latach 2020-2021 roku w Polsce notowano dwa pożary aut elektrycznych w skali roku. W 2022 roku było to już 7 pożarów, a rok 2023 ostatecznie zamknął się liczbą 21 pożarów samochodów elektrycznych. Trendu nie można więc bagatelizować i warto bacznie się mu przyglądać. Z drugiej strony, pamiętajmy, że każdego roku na drogach przybywa ładowanych z gniazdka pojazdów i - paradoksalnie - wielu z nich nie sposób nazwać samochodami.
W stosunku do liczby rejestracji rozkład pożarów elektrycznych aut przedstawia się następująco:
- Rok 2021 liczba samochodów elektrycznych (dane PZPM): 18 795 aut elektrycznych. Liczba pożarów aut elektrycznych: 2. Jeden pożar na 9 397 samochodów,
- Rok 2022 liczba samochodów elektrycznych (dane wg PSPA): 31 249 aut elektrycznych. Liczba pożarów aut elektrycznych: 7. Jeden pożar na 4 464 samochody,
- Rok 2023 liczba samochodów elektrycznych (dane wg PSPA): 51 211 aut elektrycznych. Liczba pożarów aut elektrycznych: 21. Jeden pożar na 2 439 samochody.
Najnowsze dane o pożarach samochodów elektrycznych nie są alarmujące, chociaż rzeczywiście zauważyć można, że wzrost liczby zarejestrowanych w Polsce aut elektrycznych o 64 proc. (2022 do roku 2023) poskutkował aż trzykrotnym (300 proc.) wzrostem liczby pożarów takich samochodów.
Z drugiej strony, najnowsze statystyki, podawane przez serwis Konkret24, mówią o 11 pożarach samochodów z napędem elektrycznym odnotowanych do 21 maja bieżącego roku. Dla porównania, w tym samym okresie paliło się 3312 pojazdów osobowych i ciężarowych z napędem spalinowym.
Warto mieć jednak świadomość, że to, co w statystyce straży pożarnej potocznie określa się mianem "samochodu elektrycznego", w rzeczywistości często trudno uznać za pełnoprawne auto. Przykładowo, w ubiegłorocznej statystyce aż cztery z zanotowanych przez straż pożarów dotyczyły "pojazdów typu meleks", czyli akumulatorowych wózków, jakie spotkać można np. w miejscowościach turystycznych. Dlaczego stosunkowo często ulegają one pożarom?
Najprostsze konstrukcje tego rodzaju pozbawione są amortyzacji, więc w wyniku wibracji często dochodzi do poluzowania się przewodów elektrycznych i zwarć. Większość z takich interwencji nie skutkuje doszczętnym spaleniem się pojazdu. Interwencja strażaków kończy się często rozłączeniem instalacji i ugaszeniem tlących się izolacji. Ale pożar to pożar i do statystyki trafić musi.
Na podobne zjawisko wskazuje tragiczny w skutkach pożar z 30 sierpnia, do jakiego doszło w Skierniewicach. Pojazdem, w którym zginął 73-letni kierowca, nie był samochód osobowy w ustawowym znaczeniu tego słowa. W Skierniewicach doszczętnie spalił się "czterokołowiec lekki", najprawdopodobniej "made in china".
Jak zauważa redakcja Autoblog.pl, takie elektryczne "samochody" cieszą się coraz większym zainteresowaniem wśród emerytów i rencistów, bo na ich zakup można uzyskać dofinansowanie (do 8 tys. zł) z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dość przypomnieć, że tylko w ubiegłym roku państwowa straż pożarna zanotowała dwa pożary "samochodów" takich marek jak T-king czy Tazzari, z istnienia których statystyczny kierowca nie zdaje sobie nawet sprawy. Problem może być niestety dość spory, bo - podobnie jak ma to miejsce z importowanymi z Chin rowerami elektrycznymi - rzeczywiste osiągi, masy czy zastosowane technologie mogą dalece odbiegać od europejskich standardów.
Przykładowo, w większości takich pojazdów, dla obniżenia kosztów, stosowane są np. akumulatory kwasowo-ołowiowe, a nie - jak w przypadku "dorosłych" samochodów - litowo-jonowe. Takie pojazdy same w sobie nie muszą być niebezpieczne, ale gdy trafiają do użytkowników nie mających pojęcia o ich serwisowaniu czy nawet prawidłowym ładowaniu, łatwo o tragedię.
Na wizerunek aut elektrycznych cieniem kładzie się też lenistwo dziennikarzy, którzy nie przykładają zbytniej uwagi do analizy zjawiska, skupiając się jedynie na liczbach. I tak przykładowo - Tesla Model S, która spłonęła 1 lipca 2023 roku w Gorzowie Wielkopolskim, padła ofiarą podpalenia.
W kategorii pożaru samochodu elektrycznego zakwalifikowano też zdarzenie z 24 października ubiegłego roku, gdy w elektrycznym Fordzie eTransit - w wyniku zablokowania hamulca - zapaliło się... prawe tylne koło. Cała akcja strażaków polegała wówczas na ugaszeniu palącej się opony.
Z jednej strony to tylko pojedyncze przypadki. Z drugiej strony, jeśli w całym 2023 roku odnotowano 21 pożarów samochodów elektrycznych, mówimy o blisko 10 proc. ogółu.
Dane z różnych krajów wskazują, że tylko w 2-3 przypadkach na 10 źródłem pożaru samochodów elektrycznych są akumulatory trakcyjne . Częściej - podobnie jak w autach spalinowych - zawodzi osprzęt, instalacja elektryczna, system ogrzewania itp. Strażacy przekonują też, że sama moc cieplna pożaru jest porównywalna bez względu na rodzaj zasilania pojazdu. Dzieje się tak, bo za wytwarzanie największego ciepła odpowiadają płonące tworzywa sztuczne i to właśnie od ich ilość w aucie zależy "moc" pożaru.
Największym problemem w czasie akcji gaśniczej jest oczywiście chłodzenie akumulatorów tak, by nie doszło do ich widowiskowego zapłonu. Paradoksalnie, w takich przypadkach za dalsze rozprzestrzenianie się pożaru odpowiadają już samochody spalinowe z plastikowymi zbiornikami paliwa i elementami instalacji paliwowej. Gdy dochodzi do ich stopienia, paliwo rozlewa się po okolicy i błyskawicznie podpala stojące w pobliżu auta.
Podsumowując, liczba pożarów samochodów elektrycznych w Polsce rzeczywiście wzrasta, ale póki co wciąż są to pojedyncze przypadki w skali roku. Wraz z upowszechnianiem się takich aut i napływem do Polski używanych elektryków z zagranicy, można się spodziewać kolejnych wzrostów. Z drugiej strony, straż pożarna przekonuje, że radzi sobie z nowymi wyzwaniami całkiem sprawnie, a same pożary rzadko kiedy obejmują demonizowane baterie trakcyjne samochodów elektrycznych.