Kierowca zabetonowanego auta ośmiesza łódzką straż miejską. Nie warto go szukać?

Kilka dni temu głośno było w mediach społecznościowych o zabetonowanym aucie na jednej z Łódzkich ulic. Srebrny Scion o nazwie - nomen omen - xD został zaparkowany w miejscu, gdzie przeprowadzano remont nawierzchni i samochód został praktycznie zabetonowany przez budowlańców. W weekend auto zniknęło, ale szybko zostało wytropione. Czy jednak jego właściciel lub kierowca poniesie jakieś konsekwencje?

Choć de facto sprawa nie jest zbyt poważna i była głównie źródłem wielu memów i naśmiewania się w mediach społecznościowych, zdjęcia zabetonowanego samochodu na remontowanej ulicy Legionów obiegły internet i obiły się szerokim echem. Teraz samochód pojawia się w różnych częściach miasta i, według wielu użytkowników social mediów, jego właściciel gra na nosie strażników miejskich, unikając odpowiedzialności. To jednak nie do końca prawda.

Mem tygodnia - zabetonowany samochód na Legionów w Łodzi

Najpierw 3 listopada polskie media społecznościowe obiegły zdjęcia srebrnego Sciona xD, ustawionego na środku ulicy Legionów w Łodzi. Nie byłby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wokół starannie zabezpieczonego szalunkami samochodu wylany był świeży beton, a samochód wytrwale choć samotnie trwał na swoim miejscu niczym pomnik motoryzacji.

Reklama

Teoretycznie auta powinno nie być w tym miejscu, bowiem remont ulicy planowany był od dawna, jednak jak się okazało, stało tam niemal zupełnie legalnie - według doniesień internautów w okolicy nie było żadnego znaku informującego o tym, że nie można tam parkować, bo ulica ma być remontowana.

Samochód zniknął pod osłoną nocy

Sobotniej nocy samochód został usunięty z feralnego miejsca, najprawdopodobniej przez właściciela. Aby wyjechać użył on solidnych betonowych podstaw pod znaki drogowe i nad ranem po samochodzie pozostała tylko ziejąca w betonowej nawierzchni prostokątna dziura. To kolejna gafa, którą popełnili strażnicy miejscy - chcąc ukarać kierowcę za nieprawidłowe parkowanie powinni chociaż założyć blokadę na koło, aby uniemożliwić mu odjechanie. Między innymi z tego powodu internauci nie zostawiają suchej nitki na łódzkich strażnikach miejskich.

Całą akcję ujawnił Facebookowy profil LDZ Zmotoryzowani Łodzianie, zajmujący się publikowaniem treści na temat łódzkich dróg. 

Auto pojawia się w różnych częściach miasta i kpi ze straży miejskiej

Jakby tego było mało, internauci regularnie informują o miejscach postoju nietypowego samochodu i wbijają kolejne szpilki strażnikom miejskim. Udało się nawet sfotografować Sciona pod łódzką Manufakturą, w "towarzystwie" radiowozu strażników miejskich, którzy rzekomo czekali na właściciela. 

Auto jednak ponownie zniknęło, a wczoraj znów pojawiło się w innym miejscu - tym razem na podwórku pod anonimową kamienicą. Sami strażnicy miejscy przyznają, że właściwie mają niewielkie możliwości, bowiem nawet jeśli namierzą kierowcę Sciona, nie grożą mu żadne poważniejsze konsekwencje, nawet jeśli spowodował opóźnienie remontu lub utrudnił pracę robotnikom.

Nie wezwali lawety, bo nie było znaku

Pracownicy budowy nie mogli wezwać lawety i odholować samochodu, ponieważ nie było odpowiedniego znaku, a sam fakt, że złamał on zakaz postoju w danym miejscu oznacza, że grozi mu co najwyżej mandat w wysokości 100 zł i 2 pkt. Karne. Sam fakt że utrudnił remont ulicy właściwie nie zmienia wiele w kwestii prawnej, bowiem nie dopełnione zostały procedury, które powinny temu zapobiec, choć straż miejska nie wyklucza że wykonawca może podjąć kroki prawne w stosunku do kierowcy. Na jakiej podstawie - tego nie wiadomo.

Zabawa w kotka i myszkę, czy zwykłe nieporozumienie?

W sieci pojawia się coraz więcej teorii, że cała akcja to pewnego rodzaju happening, próba ośmieszenia władz miasta i zabawa w kotka i myszkę ze strażą miejską. Internauci podejrzewają, że właściciel zrobił to z premedytacją, że jest to jakaś akcja promocyjna. Na pewno jednak nie jest to akcja promująca miasto lub jego służby. Nawet jeśli kierowca ostatecznie zostanie ukarany mandatem, za 100 zł i kilka punktów ośmieszył władze miasta i skompromitował straż miejską. To spory cios wizerunkowy dla Łodzi.

 Mam jednak wrażenie, że cała akcja została również sztucznie rozdmuchana, a kierowca samochodu nawet nie jest świadom, że popełnił tak straszną gafę, a jego działanie w Aden sposób nie było zamierzone. Być może niebawem doczekamy finału tej sprawy i ostatecznie trafi ona do "archiwum" internetu - niestety jako skaza na wizerunku Łodzi. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łódź | remont nawierzchni | remont ulicy | straż miejska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy