Zabetonowali zaparkowane auto. Jego właściciel już ma na koncie podobne akcje
Ta historia z pewnością zapisze się w annałach polskich absurdów drogowych. Już teraz zaczynają powstawać pierwsze memy z samochodem otoczonym świeżo wylanym betonem, podczas remontu jednej z ulic w Łodzi. Okazało się też, że właściciel tego pojazdu już wcześniej był sprawcą podobnego zamieszania.
Sprawa wydawała się błaha. Remont ulicy na której parkują samochody to nic nadzwyczajnego, podobnie jak fakt, że nie zawsze wszystkie pojazdy zostaną z niej usunięte na czas. Ktoś mógł nie zauważyć tablicy informującej o konieczności przeparkowania do konkretnego dnia, ktoś inny mógł to zignorować. Zawsze też istnieje szansa, że trafi się na samochód używany bardzo sporadycznie, albo zwyczajnie porzucony.
Na taki właśnie problem natrafiła ekipa, która miała wylewać beton na ulicy Legionów w Łodzi. Niestety prace uniemożliwiał im zaparkowany tam Scion xB. Na miejsce wezwano więc straż miejską, która nie odholowała jednak samochodu, a jedynie zostawiła "mandat lub wezwanie" za wycieraczką. Ponieważ mandatu nie można zostawiać za wycieraczką, obstawiamy, że było to wezwanie do stawienia się na komisariacie w celu złożenia wyjaśnień.
Drogowcy podjęli więc decyzję o wykonaniu robót, pomimo oczywistego utrudnienia. Wcześniej jednak zabezpieczyli samochód, aby wylewany beton się do niego nie dostał. Do sieci trafiło nawet nagranie z przykrywania Sciona folią, żeby żaden odprysk betonu nie został na lakierze. Wygląda to może zabawnie, ale trudno się dziwić ekipie. Chociaż pojazdu nie powinno tu być, z pewnością właściciel mógłby domagać się odszkodowania, gdyby auto zalano betonem.
Trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego służby pozostały bezsilne wobec pozostawionego przez kogoś pojazdu. Drogowcy nie mieli zaś w takiej sytuacji innego wyjścia, niż próbować wykonać swoją pracę. Administrator LDZ Zmotoryzowani Łodzianie Jarosław Kostrzewa, gdzie opublikowano zdjęcia i nagrania z tej nietypowej sytuacji, powiedział w rozmowie z Interią:
Zdaniem Kostrzewy winne jest tu miasto i straż miejska. Nie zadbano, aby wszystkie pojazdy zostały usunięte z miejsca budowy na czas, ani też nie odholowano problematycznego samochodu. Nie próbowano też ustalić właściciela i wezwać go do usunięcia auta.
Beton już wysechł, Scion nadal stoi na miejscu i stał się już małą, lokalną atrakcją. Trudno jednak nie zadać sobie pytania "co dalej"? Nawet jeśli znajdzie się właściciel, czy zdoła wyjechać z betonowej pułapki?
Jeżeli nie, konieczne może okazać się wezwanie dźwigu, który podniesie auto. Potem pozostanie kwestia załatania dziury po nim. Kto poniesie koszty tego wszystkiego? Kierowca, który nie zastosował się od ustawionych znaków, informujących o budowie? Miasto, które nie potrafiło odholować jednego samochodu? A może władze będą chciały zrzucić odpowiedzialność na wykonawcę?
Na koniec warto jeszcze wspomnieć o ciekawostce. To nie pierwsza sytuacja, w której Scion xB blokuje lub utrudnia jakąś inwestycję w Łodzi. Okazuje się, że ten sam samochód wcześnie blokował remont na ulicy Mielczarskiego. Ciekawe czy to przypadek, czy może właściciel japońskiego auta po prostu lubi parkować tam, gdzie coś się dzieje.