Frog uniewinniony! Co zrobił Robert N. i czym był "wątek kielecki"

Sprawa Roberta N. znanego szerzej jako "Frog" ciągnie się długimi latami, a on pomimo kolejnych swoich przewin oraz wyroków, zdaje się być bezkarny. Wydaje się to potwierdzać ostatni wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który uniewinnił go w sprawie tak zwanego "wątku kieleckiego". Tylko kto jeszcze pamięta, czym ów wątek był? I dlaczego sąd nie dopatrzył się w nim podstaw do ukarania Froga? Przypominamy początki słynnego "Bogusia z M3".

Szalona jazda Froga w Warszawie, czyli początek "Bogusia z M3"

To była jedna z najgłośniejszych, jeśli nie najgłośniejsza, taka sytuacja w historii polskiego internetu. Pojawiło się w nim nagranie z kamery umieszczonej w BMW M3, pokazujące szaleńczą jazdę po Warszawie. Kierowca urządzał sobie slalom między pojazdami, wciskał się między nie, jeździł pod prąd, na czerwonym świetle, ścigał się z motocyklistami i osiągał nawet 230 km/h! W mieście!

Na nagraniu słychać też jak pasażer zwraca się do kierowcy i wszyscy byli przekonani, że mówi do niego "Boguś" - stąd wziął się przydomek "Boguś z M3". Jak sam adresat później przyznał, pasażer powiedział "Froguś", ale wtedy nikt nie znał jeszcze ksywki Froga, a że dźwięk nie był najlepszej jakości, więc sądzono że chodzi o zdrobnienie imienia.

Reklama

"Wątek kielecki" czyli pierwszy głośny występ Froga

Frog był dobrze znany policji ze swoich występków drogowych, na długo zanim przebił się do świadomości publicznej. Zresztą pierwszy jego głośny wybryk miał miejsce zanim jeszcze cała Polska usłyszała o Robercie N. W lutym 2014 roku na drodze krajowej numer 7 w okolicach Kielc policyjny radiowóz z wideorejestratorem został wyprzedzony w niedozwolonym miejscu przez białego Mercedesa klasy C. Funkcjonariusze ruszyli za nim, ale kierowca rozpoczął ucieczkę. 

Wywiązał się pościg na odcinku niemal 35 kilometrów i z prędkościami przekraczającymi 220 km/h. Policjanci udostępnili fragmenty nagania, dzięki czemu możemy zobaczyć, jak niebezpiecznie zachowywał się kierowca Mercedesa. Wyprzedzał inne pojazdy na czołówkę, po złej stronie wysepek, na przejściach dla pieszych, poboczem oraz na zakrętach. Inni kierujący wielokrotnie musieli ratować się ucieczką, aby nie zderzyć się z nim czołowo.

Ostatecznie udało się go zatrzymać dzięki temu, że uszkodził swój samochód o barierę energochłonną. Wtedy okazało się, że był już wielokrotnie karany za niebezpieczną jazdę, zarówno mandatami, jak i wnioskami do sądów o nałożenie kary. Jakby tego było mało, w samochodzie miał niebieskie światło błyskowe, tarczę do zatrzymywania pojazdów (tzw. "lizak") oraz kominiarkę. Tym, czego nie wiedzieliśmy pisząc o sprawie 8 lat temu, był fakt, że zatrzymany kierowca znany jest w swoim środowisku pod pseudonimem Frog.

Długa historia procesów Froga

Historia procesów Roberta N., stawianych mu zarzutów (nie tylko o wykroczenia drogowe, bo zdarzały się również takie, jak próby wyłudzenia kredytów czy posiadanie broni palnej bez zezwolenia), jego ukrywania się przed wymiarem sprawiedliwości oraz ignorowaniem wyroków, to materiał nie na artykuł, ale na niedużą książkę! Mimo tego, śledząc medialne doniesienia, można odnieść wrażenie, że jest całkowicie bezkarny, a jeśli już jakiś wyrok usłyszy, to i tak nic sobie z niego nie robi. 

Jak jest naprawdę? 

Już w sierpniu 2014 roku pisaliśmy o tym, że Robert N. odpowiadał przed sądem za swoją szaleńczą jazdę za kierownicą M3 po Warszawie. Zarzucano mu sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym, za co grozi do ośmiu lat więzienia. Co dokładnie wtedy zrobił, mogliście zobaczyć na pierwszym nagraniu. W opinii biegłego oraz sądu Frog takiego zagrożenia nie stworzył. Po prostu przez 12 minut popełniał jedno wykroczenie za drugim, ale to była seria pojedynczych wykroczeń.

A co za jego jazdę w okolicach Kielc? Tam również uznano, że popełniał jedynie wykroczenia (doliczono się 81 "pojedynczych wykroczeń"), został więc skazany na 5000 zł grzywny i trzy lata zakazu prowadzenia pojazdów. 

Problem w tym, że sprawa ciągnęła się dwa lata, a po wydaniu wyroku Frog się od niego odwołał, zaś sąd drugiej instancji... unieważnił orzeczenie! Co prawda pomimo przeciągania się sprawy, wyrok zapadł na miesiąc przed jej przedawnieniem, ale "przedstawienie uzasadnienia, postępowanie międzyinstancyjne, przedstawienie akt sądowi odwoławczemu następowały już w czasie, kiedy minęły dwa lata". Więc Robert N. pozostał bezkarny.

Obie sprawy wróciły jednak na wokandę (w sprawie "wątku kieleckiego" interweniował nawet minister Ziobro). Nowy wyrok zapadł w lutym 2021 roku. Sędzia uznała, że podczas ucieczki przed policją w okolicach Kielc stworzył bezpośrednie niebezpieczeństwo sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, ale tylko wtedy, gdy omal nie zderzył się czołowo z betonomieszarką. 

Pozostała część jego ucieczki przez 35 km zagrożenia takiego nie stwarzała. Z kolei w Warszawie żadnego zagrożenia nie było, ponieważ "pomimo brawurowej jazdy, łamiąc przy tym zasady obowiązujące w ruchu drogowym, poruszając się z dużą prędkością i powodując dezorganizację ruchu drogowego, oskarżony w krytycznym czasie panował nad swoim pojazdem". 

Czyli można jechać niebezpiecznie, tylko trzeba wiedzieć, co się robi? Nie do końca, ale to wyjaśnimy za chwilę.

Obrońca Roberta N. zapowiedział jednak wtedy wniesienie apelacji i tak też się stało. 21 stycznia 2022 roku sąd drugiej instancji ponownie rozpatrzył sprawę i postanowił... uniewinnić Froga za "wątek kielecki". Uznał również, że wcześniejsze uniewinnienie w sprawie "wątku warszawskiego" było słuszne i podtrzymał ten wyrok. Czy to koniec? 

Prawdopodobnie nie, ponieważ Prokuratura Krajowa już zapowiedziała kasację, pisząc, że "nie może być tolerancji dla kierowców, którzy z premedytacją zagrażają innym na drodze".

Czy Frog cały czas pozostaje bezkarny?

Śledząc proces karny dotyczący wątków "warszawskiego" oraz "kieleckiego", można odnieść wrażenie, że sądy z jakiegoś niewyjaśnionego powodu, dają przyzwolenie na niebezpieczną i ryzykowną jazdę. Nie jest tak do końca. 



Powodem ostatniego uniewinniania Roberta N. była kwalifikacja karna zarzucanego mu czynu. "Sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym" oznacza sytuację, w której zagrożone jest życie lub zdrowie wielu osób. Musiałby więc zagrozić wypadkiem na przykład autokarowi pełnemu pasażerów. Stworzenie zagrożenia wobec innego (jednego) kierującego nie podpada pod taką kategorię. Należy też pamiętać, że takie "zagrożenia" się nie sumują. Nie jest tak, że jeśli podczas ucieczki zachował się niebezpiecznie wobec w sumie 10 osób, to już wyczerpujemy definicję "katastrofy". Musi być to pojedyncze zdarzenie.

Sąd pierwszej instancji, który wydał wyrok na początku 2021 roku, za takie uznał moment, w którym Frog wyprzedzał na zakręcie na czołówkę z betonomieszarką, ponieważ oprócz nich, do osób potencjalnie zagrożonych, zaliczył także kierowcę samochodu dostawczego, osobówki, rowerzystę oraz prowadzących pościg policjantów. Sąd drugiej instancji musiał najwyraźniej uznać, że zagrożenie wypadkiem rzeczywiście było, ale nie można uznawać, że gdyby do niego doszło, potencjalnymi ofiarami mogłyby być wszystkie znajdujące się w pobliżu osoby.



Innymi słowami, sąd nie uznał, że Frog nie zrobił niczego złego. Po prostu nie doszukał się w jego postępowaniu znamion zarzucanego mu czynu. Z prawnego punktu widzenia, popełniał jedynie wykroczenia. Bardzo poważne i groźne, ale nadal tylko wykroczenia. 

Stąd wyroki zakazu prowadzenia pojazdów oraz wspomniana grzywna 5000 zł, czyli najwyższa, jaką można było za wykroczenia nałożyć. Dodajmy, że Robert N. został skazany na 1,5 roku więzienia właśnie za łamanie sądowych zakazów prowadzenia pojazdu. Fakt że od roku powinien być za kratkami, a policja nie potrafi go odnaleźć i doprowadzić do zakładu karnego, to zupełnie inna kwestia.

Polskie prawo jest zbyt łagodne?

Jesteśmy przekonani, że wielu z was powie, że jeśli rzeczywiście sądy miały pełne podstawy uniewinniać Froga, to coś jest nie tak z polskim prawem. I będziecie mieli rację, a zauważyli to również rządzący. 

Nie będzie przesadą, kiedy powiemy, że właśnie przypadek Roberta N. był ważnym bodźcem do stworzonej w 2016 roku nowelizacji, zgodnie z którą ucieczka przed policją przestała być wykroczeniem, a stała się przestępstwem, zagrożonym karą do 5 lat pozbawienia wolności oraz zakazem prowadzenia pojazdów do lat 15. Właśnie na wypadek takich sytuacji, kiedy ktoś urządza sobie wyścigi z radiowozem, ale ponieważ ostatecznie nikt nie ucierpiał, sąd rozkłada ręce i każe oskarżonemu jedynie zapłacić kilka tysięcy złotych. 

Teraz Frog mógłby popisać się nadludzkimi zdolnościami w prowadzeniu samochodu, a do tego jechać po pustej drodze, nie stwarzając zagrożenia dla nikogo, ale sam fakt, że uciekałby przed policją, wystarczyłby do wsadzenia go nawet na 5 lat do więzienia. 

Nie musimy chyba przypominać także o niedawnym podniesieniu stawek mandatów. Obecnie Frog za swoją serię 81 wykroczeń mógłby otrzymać grzywnę nie 5 lecz 30 tys. zł... za każde wykroczenie. Jest to więc pewne pocieszenie, że prawo stało się o wiele mniej pobłażliwe wobec piratów drogowych, niż było jeszcze kilka lat temu.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama