Dzik uszkodził samochód, winnych nie ma

Cztery lata temu doszło potrącenia dzika, który wybiegł przed maskę Opla Astry, należącej do pana Antoniego i jego syna. W tym miejscu nie było oznakowania ostrzegającego przed dziką zwierzyną, więc właściciele samochodu chcieli uzyskać odszkodowanie od zarządcy drogi. Do dziś się to nie udało.

article cover
Interwencja

Pan Antoni Szczupak mieszka w Łaszczowie w województwie lubelskim. Razem z synem jest właścicielem Opla Astry. 24 grudnia 2017 roku doszło do kolizji. W trakcie jazdy przed maskę samochodu wybiegł dzik. Mimo że prędkość była niewielka, nie udało się uniknąć potrącenia zwierzęcia.

- Auto nie nadawało się do jazdy, bo uszkodzona była chłodnica, tam wyciekł płyn. Atrapa i zderzak były wygięte. Wartość naprawy wynosiła ponad 7 tys. złotych - wylicza pan Antoni.

Kierowca nie spodziewał się dzika, bo na odcinku drogi nie było znaków ostrzegających przed zwierzętami. A droga przecina pola i las, na którego skraju myśliwi ustawili ambony i urządzają polowania. Dla pana Antoniego to dowód, że zwierzęta w tym miejscu pojawiają się często.

- Zacząłem domagać się odszkodowania. Pojechałem do Tomaszowa Lubelskiego, do Zarządu Dróg. W zarządzie powiedzieli mi, jakie dokumenty należy złożyć, że mają ubezpieczenie. Więc te dokumenty złożyłem 28 grudnia - mówi pan Antoni.

- Ubezpieczyciel odpowiada, że to jest zdarzenie losowe i powołuje się na artykuł bodajże 415 Kodeksu Cywilnego, że musi być wina. To ja się pytam: czyją winą jest to, że nie został ustawiony znak? Czyją winą jest, że zarządca drogi nie dopełnił obowiązku wynikającego z przepisów, że to on jest odpowiedzialny za to, żeby dbać o bezpieczeństwo na drodze. Zarządca tego nie zrobił - dodaje właściciel auta.

Pan Antoni ma też zastrzeżenia co do sposobu likwidacji szkody. Oględziny miejsca zdarzenia zostały zrobione... prawie dwa lata po wypadku, po remoncie drogi i w innym miejscu niż to, gdzie doszło do zdarzenia.

- Nie było nigdy tam znaków i w dalszym ciągu nie ma, mimo że to już cztery lata od tego zdarzenia - mówi pan Antoni.

Dzik uszkodził samochód, winnych nie maInterwencja

- Chodzi o to, że to towarzystwa ubezpieczeniowe są takie, że się zabezpieczają takimi rzeczami, że musi być taka ewidentna wina. Przepis nie mówi, kiedy i gdzie należy stawiać te znaki. Możemy sobie pisać jeszcze przez parę lat - słyszymy w Zarządzie Dróg Powiatowych.

Ubezpieczyciel odmawiając wypłaty roszczenia, powołał się na informacje pochodzące od zarządcy drogi. A ten przekazał, że na odcinku, gdzie doszło do kolizji, był to pierwszy przypadek potrącenia zwierzęcia. Co innego wynika z danych policji. Funkcjonariusze doliczyli się pięciu zdarzeń z udziałem zwierząt na tej drodze powiatowej. I to tylko w 2017 roku. O rozbieżności w danych pytamy w Zarządzie Dróg Powiatowych.

- Z tego, co wiem, to my się z tego tłumaczyliśmy, że tam było błędnie podane. Ja też nie wszystko pamiętam - informuje nas przedstawiciel Zarządu.

- Zarządca drogi powinien zwracać się do kół łowieckich, do nadleśnictw, czy właśnie do policji z zapytaniami, jak kształtuje się obraz migracji zwierząt. Brak ustawienia takich znaków ostrzegawczych w mojej ocenie powinien być traktowany, jako naruszenie ciążących na zarządcy drogi obowiązków - wyjaśnia prawnik Michał Świętosławski.

- Jak wynika z dokumentów, które posiadam, zarządca drogi nie zwracał się ani do policji czy były tam zdarzenia jakieś zgłaszane, ani do kół łowieckich, ani do nadleśnictwa. Po prostu nie interesowało ich to - mówi właściciel auta.

Pan Antoni uważa, że skoro zdarzenia z udziałem zwierząt były, a zarządca nie zbierał danych o tych wypadkach i znaku nie ustawił, to odszkodowanie mu się należy. O sprawę zapytaliśmy też ubezpieczyciela. Odpowiedzi nie otrzymaliśmy.

- Czy trzeba czekać, aż zginie ktoś na drodze, bo wyskoczy sarna, dzik czy inne zwierzę? I dopiero wtedy będziemy szukać winnych, których nie będzie znowu, bo będą mówić, że to zdarzenie losowe? Firma ubezpieczeniowa, gdyby wykonała swoje czynności i zabezpieczyła materiał dowodowy zgodnie z prawdą, to może nie miałbym takich pretensji. Ale to zostało zrobione pod kątem niewypłacenia. Pomyślano: A może zapomni, może uda się go zniechęcić, żeby się nie odwoływał, próbował walczyć o to? W ten sposób firmy ubezpieczeniowe traktują wszystkich poszkodowanych - podsumowuje właściciel Opla.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas