19-latek zabił na drodze trzy osoby. Ruszył proces
Przed Sądem Rejonowym w Poznaniu rozpoczął się we wtorek proces 19-latka, który w sierpniu 2014 roku w Murowanej Goślinie (Wielkopolskie) spowodował wypadek drogowy. W wyniku zdarzenia dwie osoby zginęły na miejscu, kolejna zmarła w szpitalu.
Oskarżony przyznał się do winy i chciał dobrowolnie poddać się karze.
Do zdarzenia doszło w nocy z 30 na 31 sierpnia w podpoznańskiej Murowanej Goślinie. Według ustaleń prokuratury, kierujący autem Piotr N. jechał z szybkością ok. 140 km/h po terenie zabudowanym. W pewnym momencie stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w dwoje przechodniów, a następnie w słup.
Piesi, para nastolatków, zginęli na miejscu. Jeden z pasażerów auta, które prowadził Piotr N., zmarł w szpitalu.
Prokuratura zarzuciła kierowcy umyślne złamanie zasad ruchu drogowego i spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Grozi mu za to do ośmiu lat więzienia.
We wtorek przed sądem oskarżony przyznał się do winy, powiedział, że jechał szybko, ponieważ "chciał zaimponować kolegom" i do takiej jazdy był namawiany.
"Bardzo żałuję tego, co się stało i chcę ponieść konsekwencje swojego czynu (...) Przepraszam wszystkich pokrzywdzonych" - powiedział Piotr N. Jak dodał, chce dobrowolnie poddać się karze.
Obrońca mężczyzny zaproponował dla 19-latka karę więzienia w zawieszeniu, dozór kuratora oraz zakaz prowadzenia pojazdów. Nie zgodził się na to prokurator, a także poszkodowani i rodziny ofiar. Obrońca podkreślał we wtorek, że Piotr N. przed tragicznym wypadkiem miał nieposzlakowaną opinię; udzielał się społecznie i angażował w pomoc innym, a zdarzenie było "incydentalne i było wynikiem brawury".
Reprezentujący matkę jednej z ofiar wypadku adwokat Mariusz Paplaczyk powiedział we wtorek, że oskarżany nie był namawiany do szybkiej jazdy.
"Wręcz przeciwnie, świadkowie twierdzili, że prosili go, aby zwolnił. To wszystko w zupełnie innym świetle pokazuje to zdarzenie. Bo to brawura, prędkość prawie 140 km/h, głośna muzyka, noc i prośby innych osób, aby zwolnił (...) - to pokazuje tak naprawdę cały dramat tego zdarzenia" - mówił Paplaczyk.
"Trudno mówić o jakimś wymiarze kary, który byłby satysfakcjonujący dla pokrzywdzonych, Kara zaproponowana przez obrońcę była symboliczna. Nawet gdyby sąd nie spytał, a spojrzał na reakcje pokrzywdzonych, na ich emocje podczas procesu, to by wiedział, że to nie może spotkać się z aprobatą" - dodał.
W opinii Paplaczyka, taki wymiar kary mógłby być też odebrany przez opinię publiczną jako uniknięcie jakiejkolwiek odpowiedzialności karnej.
W kwietniu, na kolejnej rozprawie, mają zostać przesłuchani pozostali świadkowie. Wówczas przedstawiona będzie też opinia biegłego.