Maluchy, żuki, trabanty...
Ponad 120 wyprodukowanych w dawnym bloku wschodnim samochodów - wśród nich maluchy, fiaty 125p, polonezy, syreny, żuki, trabanty, wartburgi i skody - wyruszyło w sobotę z Katowic do tureckiego Istambułu w czwartym rajdzie Złombol 2010.
Celem czterodniowej wyprawy jest zbiórka pieniędzy na prezenty dla dzieci z domów dziecka. Tegoroczna edycja wymyślonej przez troje katowickich pasjonatów imprezy jest rekordowa - w pierwszej jechały dwa samochody, w kolejnych 13 i 21. W tym roku liczba zgłoszeń przeszła wszelkie oczekiwania organizatorów.
"Nawet w najskrytszych marzeniach nie przypuszczaliśmy, że tegoroczna edycja zgromadzi na starcie ponad 120 załóg, spodziewaliśmy się około 30 zgłoszeń. Jesteśmy pozytywnie zaskoczeni i bardzo szczęśliwi, ponieważ w tym roku jeszcze bardziej będziemy mogli wspomóc domy dziecka" - powiedział jeden z pomysłodawców rajdu, Marcin Tetzlaff.
Rajdowcy zatrzymają się po drodze w Debreczynie na Węgrzech, w rumuńskim Calimanesti i bułgarskim Sozopolu. Najwcześniej 7 września wieczorem powinni dotrzeć do tureckiego Istambułu, gdzie mostem nad Bosforem przejadą do Azji. Właśnie ten kontynent jest celem tegorocznej wyprawy.
"Tegoroczna trasa jest nieco krótsza od poprzedniej, która prowadziła na koło podbiegunowe, ale zdecydowanie bardziej wymagająca, z większą ilością podjazdów. Do pokonania mamy ok. 2 tys. kilometrów w jedną stronę" - dodał Tetzlaff. Każde z aut ma co najmniej dwuosobową załogę, choć w niektórych samochodach jedzie trzy i więcej osób - w żukach nawet siedem. Po raz pierwszy w rajdzie jedzie też pięć motocykli - jawy i cezetki. Uczestnicy imprezy są przygotowani na różne niespodzianki. Jedno z aut - skoda - zepsuło się pięć minut po starcie, za katowickim rondem. Trzeba było naprawić sprzęgło. Jeden z maluchów stanął na zakopiance.
Dotychczasowe trasy rajdu prowadziły z Katowic do Monako, pod Casino Monte Carlo oraz na arktyczne koło podbiegunowe. W ubiegłym roku, mimo kłopotów i częstych napraw samochodów, z 21 uczestników Złombolu do Skandynawii dojechało 19, a metę przekroczyło 17. Rajd wymyślili cztery lata temu miłośnicy "komunistycznych" aut: Marcin Tetzlaff, Martyna Kinderman i Jan Badura, którzy zdecydowali się pojechać starymi autami do Monako. "Wtedy zrodził się także pomysł, by przy tej okazji pomóc dzieciom z domów dziecka" - wyjaśnił Tetzlaff.
Dzięki zamieszczonym na samochodach naklejkom, reprezentujących w trakcie wyprawy firmy i osoby prywatne, uczestnicy zbierają pieniądze na prezenty dla dzieci z domów dziecka. W tym roku udało się już uzbierać ok. 100 tys. zł. Konto akcji zasilą także wpływy z przekazywanego organizacjom pożytku publicznego 1 proc. podatku. W zeszłym roku konto Złombola zyskało z tego tytułu 20 tys. zł. Koszty wyprawy uczestnicy pokrywają wyłącznie z własnych pieniędzy.
Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów, oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.