Armia może ci zabrać samochód. A nawet motocykl!

Przeszło 10 lat temu (dokładnie 11 lutego 2009 roku) zniesiono w Polsce obowiązkową służbę wojskową. Nie oznacza to jednak, że wojsko nie ma już żadnego wpływu na kolejne pokolenia rodaków...

Wciąż obowiązuje np. - ogłoszona w 1967 roku - Ustawa o powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej. Daje ona wojskowym nie tylko prawo do wcielania w swoje szeregi zdolnych do noszenia broni mężczyzn, ale też gwarantuje dostęp do prywatnego mienia obywateli. Przykładowo rekwirowania, w razie potrzeby, prywatnego majątku - w tym nieruchomości czy pojazdów.

Art. 208 stanowi wspomnianej ustawy (od 1967 roku kilkukrotnie nowelizowanej) stanowi, że: "Na urzędy i instytucje państwowe oraz przedsiębiorców i inne jednostki organizacyjne, a także osoby fizyczne może być nałożony obowiązek świadczeń rzeczowych, polegających na oddaniu do używania posiadanych nieruchomości i rzeczy ruchomych na cele przygotowania obrony Państwa."

Reklama

Co to właściwie znaczy? Otóż wojsko ma pełne prawo zarekwirować nam samochód, garaż, a nawet dom, jeśli tylko uzna, że mogą one stanowić ważny wkład w obronność naszego kraju. Co więcej - zarówno w samej ustawie, jak i w towarzyszącej jej rozporządzeniach, nie znajdziemy zastrzeżenia, że przedmiotem zainteresowania wojska mogą być wyłącznie pojazdy określonej konstrukcji, a więc na przykład tylko te z napędem 4x4, terenowe lub ciężarowe. Wojskowych interesować mogą nawet samochody sportowe czy... motocykle.

Przekonał się o tym jeden z naszych czytelników, który otrzymał niedawno zawiadomienie o wszczęciu postępowania administracyjnego mającego na celu "przeznaczenie przedmiotów świadczeń na zabezpieczenie etatowych potrzeb mobilizacyjnych jednostki wojskowej". W piśmie nie byłoby może nic nadzwyczajnego, gdyby chodziło o terenowego Uaza, Nissana Patrola czy - chociażby - Stara 266. Sęk w tym, że pismo dotyczy posiadanego przez naszego czytelnika motocykla Yamaha MT-09!

Czytelników, którzy nie są za pan brat ze światem jednośladów informujemy, że chodzi o sportowego nakeda z trzycylindrowym, rzędowym silnikiem o mocy 115 KM. Kręcący się do 10 000 obr./min motor zapewnia ważącej 190 kg maszynie sprint do setki w 3,4 s i prędkość maksymalną 210 km/h.

Po co wojsku tego rodzaju wyposażenie? Cóż, nie ulega wątpliwości, że we współczesnych działaniach zbrojnych liczy się błyskawiczny przepływ informacji. Przyznacie chyba, że 3,4 s do 100 km/h i prędkość 210 km/h robią wrażenie. Z drugiej strony - najszybszy nawet "ścigacz" nie może się przecież równać z łącznością radiową czy... internetem. Z tylną oponą w rozmiarze 180 i ledwie 13 cm skokiem zawieszenia, jego przydatność poza utwardzoną drogą jest - łagodnie mówiąc - zerowa.

Warto natomiast wiedzieć, że co wiąże się z decyzją o "przeznaczeniu" naszego mienia na rzecz "zabezpieczenia etatowych potrzeb mobilizacyjnych jednostki wojskowej". Tego rodzaju decyzja zobowiązuje właściciela do utrzymywania swojego pojazdu "w należytym stanie technicznym" oraz - uwaga - udostępniania go na żądanie wojskowym (nawet trzy razy do roku!) w celu: "sprawdzenia gotowości mobilizacyjnej Sił Zbrojnych" (na maksymalnie na 48 godzin), "w związku z ćwiczeniami wojskowymi lub ćwiczeniami w jednostkach przewidzianych do militaryzacji" (na okres nie dłuższy niż 7 dni), "w związku z ćwiczeniami w obronie cywilnej lub ćwiczeniami praktycznymi w zakresie powszechnej samoobrony" (na 24 godziny).

Co więcej, wymienionych ograniczeń czasowych "nie stosuje się do używania nieruchomości i rzeczy ruchomych udostępnionych w celu zwalczania klęsk żywiołowych i likwidacji ich skutków." Jeśli więc wojsko - przykładowo w czasie powodzi - zarekwiruje nam łódź, szanse na jej rychłe odzyskanie są raczej niewielkie.

Znikomym pocieszeniem pozostaje natomiast fakt, że za czas udostępnienia pojazdu do wykonywania "świadczeń rzeczowych" jego właścicielowi przysługuje zryczałtowane wynagrodzenie (z uwzględnieniem amortyzacji), a odszkodowanie za ewentualne straty.

Czytelnicy, którzy otrzymali podobne decyzje muszą też pamiętać, że właściciel pojazdu, wobec którego "wydano ostateczną decyzję administracyjną o przeznaczeniu (...) na cele świadczeń rzeczowych" jest zobowiązany - pod groźbą kary - do informowania wójta, burmistrza lub prezydenta miasta o swoim wyjeździe za granicę, zniszczeniu, kradzieży lub sprzedaży pojazdu, który wzbudził zainteresowanie armii.

Kupując używany pojazd - szczególnie terenowy - warto zatem zapytać sprzedawcę, czy ten nie figuruje w wojskowej ewidencji...

Paweł Rygas


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy