Trzeba zabić drzewa!
Droga Interio, ku uciesze moich zażartych przeciwników, dawno nie pisałam, ale i nie było o czym.
Plany budowy nowych dróg na Euro 2012 mnie zachwyciły, nikt do auta mi się nie włamał, w licznych podróżach miałam różne przygody, ale co się będę tak wyzewnętrzniać i narażać na kolejne wyzwiska;-)
Czasem jednak w moim życiu pojawiają się sprawy, których dobrowolnie nie dopuściłabym do swojej świadomości.
Moja wrażliwość zawsze zostaje wtedy wystawiona na ciężką próbę.
I jak to zwykle przy takich historiach bywa jest tu i ludzka głupota i odrobina przypadku i wszystko to co sprawia, że potem zadajemy sobie pytanie, co by było, gdyby...?
A było tak: dwóch kumpli po zakończonej w godzinach nocnych pracy postanowiło sobie " coś" wypić. Okazja ku temu była przednia, bo akurat był to dzień wypłaty.
Rzecz się dzieje w jednej z podkrakowskich miejscowości, gdzie jeszcze wypłatę dostaje się "do ręki" (niestety).
Razem z nimi uczcić przypływ gotówki postanowił i trzeci kolega.
A całe to towarzystwo w wieku ok. 25 lat.
Wypili więc litr wódki na trzech i w przyjacielskiej atmosferze się rozstali.
Ten trzeci poszedł sobie do domu na nogach, bo był "miejscowy", koledzy wsiedli do auta - od domu dzieliła ich odległość 15 km.
Za kierownicą usiadł właściciel auta.
Po przejechaniu ok. 10 kilometrów zaczął morzyć go sen.
I wtedy za kierownicę przesiadł się kolega - podobno trzeźwiejszy.
Tyle o ludzkiej głupocie.
Teraz zaczął działać przypadek, a może i obojętny los?
Na tym odcinku drogi na długości dwóch kilometrów przy poboczu rosną tylko dwa drzewa.
W jedno z nich, na kompletniej pustej drodze, przy padającym śniegu z deszczem uderza auto. Uderza prawą stroną, wypada z drogi, koziołkuje w pola i, o dziwo, staje na kołach. Jest po północy.
Po jakimś czasie ocknął się kierowca. Próbuje ocucić kolegę, ale orientuje się, że ten nie żyje. Działając w szoku, a pewnie i w celu uniknięcia odpowiedzialności karnej (instynkt?) przenosi zwłoki kolegi na fotel kierowcy, a sam udaje się po pomoc do widocznej w oddali stacji paliw.
Gość jest połamany i potłuczony, ale w szoku nie czuje bólu. Pracownik stacji wzywa policję i karetkę.
Wersja podana przez sprawcę upada od razu, auto jest bardzo uszkodzone po stronie pasażera, a praktycznie nieuszkodzone po stronie kierowcy.
Finał w sądzie, wyrok będzie niebawem - prorokuję, że nie mniej niż 5-6 lat kary pozbawienia wolności.
Finał sądowy w postaci wyroku łatwy do przewidzenia, tym bardziej, że i sprawca i poszkodowany zmarły mieli za sobą wcześniejsze wyroki za jazdę pod wpływem alkoholu.
A finał życiowy? Zmarły pozostawił żonę w ciąży z pierwszym dzieckiem, sprawca powędruje do więzienia i swoje młode lata przeżyje jako niewiele znaczący element polskiego systemu penitencjarnego.
Zostały okaleczone rodziny i rozpacz.
Refleksje?
Dziwi absolutny brak jakichkolwiek hamulców u ludzi wcześniej karanych za jazdę pod wpływem alkoholu.
Powiedzmy, że trafiło na głupich i nie umiejących wysnuwać wniosków ze swoich błędów. Przypadek sprawił, że pasażer na tym akurat odcinku drogi zaczął się przechylać w stronę kierowcy, by zmienić stację w radiu, stracił równowagę i zwalił się na niego.
Utrata panowania nad autem była kwestią chwili. Do tego śliska droga i...
A teraz temat dla tej całej historii tzw. "wpadkowy" - drzewa przy drodze.
Czy gdyby nie było drzewa, to finał byłby inny? Prawdopodobnie tak.
Może wjechali by w pole, może nawet by koziołkowali, ale nie było by tego silnego uderzenia miażdżącego praktycznie pasażera.
W kwestii drzew przy drogach mam zawsze mieszane uczucia.
Uwielbiam jechać przez stare aleje lip, platanów czy klonów, napawam się ich pięknem, ale mając świadomość niebezpieczeństwa w postaci podwyższonej wilgotności nawierzchni, miejscowego oblodzenia, śliskich liści zawsze zwalniam i to znacznie.
Myślę nawet, że do katalogu znaków drogowych ostrzegających o niebezpieczeństwie powinien dojść znak : "uwaga drzewa".
Dlatego z bólem serca, wiedząc jak niewielki jest odsetek rozsądnych kierowców, jestem za wycięciem drzew z poboczy dróg, za szerokimi poboczami, na które można uciec, za otwarciem horyzontu tak często drzewami przesłoniętego.
Ciekawa jestem, czy przez jakikolwiek organ prowadzona jest statystyka o przyczynach wypadków drogowych tzw pozaludzkich - czyli nie gdy zawinił alkohol, a drzewo, "które nagle wyrosło na środku drogi", gdy przez mokre liście koła straciły przyczepność, gdy nagłe wpadnięcie w ścianę drzew mocno zacieniających drogę, zamienia jazdę w taniec na lodzie.
Nie ma co ukrywać - kierowcy nie zaczną jeździć ani wolniej, ani bezpieczniej.
Poza prewencją wynikającą z bezwzględnego egzekwowania przestrzegania przepisów prawa, z ostrożności należy eliminować zagrożenia na drodze - jak to nazwałam pozaludzkie. Skoro nie da się wyeliminować ze społeczeństwa jeżdżących za szybko i pod wpływem alkoholu bezmózgowców, to trzeba zabić drzewa. .
Piękno alei kwitnących lip jest niczym wobec życia ludzkiego.
A jakie jest Wasze zdanie?
Tradycyjnie proszę bez wyzwisk. Po co w necie zatruwać taką piękną wiosnę?
Licencja