To najczęstsza przyczyna śmierci na polskich drogach
Rząd wytoczył przeciw kierowcom najcięższe działa. Po armii nowych fotoradarów i dywizjach nieoznakowanych pojazdów ITD przyszła pora na projekt zaostrzenia obowiązkowych badań technicznych pojazdów.
Jeśli - hipotetycznie - przyjąć, że nie chodzi wcale o wyciągnięcie od zmotoryzowanych kolejnych złotówek a o poprawę bezpieczeństwa, wojna z kierowcami wydaje się być - łagodnie rzecz ujmując - głupia. Urzędnikom z Ministerstwa Transportu podpowiadamy - za koszmarne statystyki zgonów w wypadkach drogowych w znacznej mierze odpowiadają piesi!
Tylko w 2011 roku "najechanie na pieszego" było drugą najczęstszą przyczyną wypadków drogowych w Polsce. Zanotowano wówczas 10 936 tego typu zdarzeń. Częściej dochodziło jedynie do "bocznego zderzenia pojazdów w ruchu". Problem w tym, że bilans tych ostatnich zamknął się liczbą 696 zabitych. W wypadkach związanych z "najechaniem na pieszego" śmierć poniosły aż 1 394 osoby! To bezsprzecznie najczęstsza przyczyna śmierci na polskich drogach - piesi stanowią dokładnie 1/3 wszystkich ofiar śmiertelnych!
Oczywiście można twierdzić, że za taki stan rzeczy odpowiadają przekraczający dozwoloną prędkość kierowcy lub kiepski stan techniczny pojazdów. Tyle tylko, że takie twierdzenia nie mają uzasadnienia w faktach. W 2011 roku z powodu "niesprawności technicznej pojazdu" doszło w Polsce do 80 wypadków drogowych, w których śmierć poniosło jedynie pięć osób. Faktycznie - w 43 przypadkach winne było niesprawne oświetlenie pojazdu. Problem w tym, że żarówki zużywają się niezależnie od tego, czy samochód ma ważne badanie techniczne, czy też nie!
Trudno również uwierzyć w to, że gdyby kierowcy jeździli wolniej, na drogach ginęłoby mniej pieszych. W przypadku nieoświetlonego pieszego idącego po zmroku nieoświetloną droga to, czy jedziemy 40 km/h, 50 km/h czy 70 km/h w ostatecznym rozrachunku wpływa jedynie na to, czy w czasie pogrzebu rodzina zdecyduje się otworzyć trumnę...
Jeśli wierzyć policyjnym statystykom piesi powodują w naszym kraju jeden na dziesięć wypadków. Niestety, tego typu zdarzenia pochłaniają aż 1/5 wszystkich ofiar śmiertelnych! W pozostałych przypadkach "najechania na pieszego" policjanci obarczają winą kierowców korzystając z wygodnej formułki "niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze". Przerzucanie odpowiedzialności miedzy pieszych i zmotoryzowanych uczestników ruchu nie ma jednak żadnego sensu - omija bowiem podstawowy problem naszego kraju - koszmarny stan naszej infrastruktury drogowej.
Wbrew pozorom w krajach takich jak Francja czy Hiszpania kierowcy wcale nie jeżdżą zdecydowanie wolniej niż w Polsce. Na drogach ginie jednak zdecydowanie mniej pieszych. Wyjaśnienie takiego stanu rzeczy jest oczywiście proste - zamiast korzystać z przepełnionych, wąskich, nieoświetlonych i dziurawych dróg krajowych, kierowcy mają do dyspozycji sieć autostrad, na których po zmroku nie sposób świadczyć zataczających się, nieoświetlonych pieszych.
Problem dotyczący niechronionych uczestników ruchu drogowego jest szerszy niż może się to wydawać. Kierujących pojazdami mechanicznymi obowiązują szkolenia i egzaminy, piesi wiedzę z zakresu ruchu drogowego wynoszą - co najwyżej - z podstawówki. W Polsce nie istnieją przepisy nakazujące pieszym noszenie po zmroku elementów odblaskowych, w praktyce pieszemu nie grożą też żadne konsekwencje za poruszanie się drogą pod wpływem alkoholu czy innych środków odurzających.
Nie można też zapominać, że w przypadku pieszych nie obowiązuje żadne ubezpieczenie, a Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny nie pokrywa kosztów naprawy szkód wypadków spowodowanych przez pieszego. Każdego roku dochodzi w Polsce do około 4,5 tys. tego typu zdarzeń - szkody materialne musimy wówczas pokrywać we własnym zakresie. Jeśli sprawca wypadku nie zechce dobrowolnie (!) pokryć kosztów naprawy wyrządzonych szkód nie pozostaje nam nic innego, jak droga sądowa. Dysponując policyjną notatką sprawę najpewniej uda się wygrać, ale wyegzekwowanie od pieszego zasądzonego odszkodowania najczęściej okazuje się niemożliwe.