​"Patrz w lusterka, rowerzyści są wszędzie"

"Patrz w lusterka, motocykliści są wszędzie". Chyba wszyscy znamy umieszczane na samochodach naklejki z takim napisem. Równie dobrze słowo "motocykliści" w powyższym ostrzeżeniu można byłoby zastąpić słowem: "rowerzyści".

Statystyki pokazują, że ta grupa użytkowników dróg stanowi co najmniej równie duże zagrożenie, jak owiani złą sławą wśród kierowców aut motocykliści. W ubiegłym roku w 4212 wypadkach zginęło 220 rowerzystów, a 3 824 odniosło obrażenia. W przypadku motocyklistów wypadków (2240) i rannych (2032) było zdecydowanie mniej, a liczba ofiar śmiertelnych zbliżona (231, łącznie z pasażerami).

W 2017 roku rowerzyści przyczynili się do powstania 1546 wypadków, w których zginęło 119 osób, a 1481 doznało obrażeń. Motocykliści byli sprawcami 915 wypadków, w których śmierć poniosło 127 osób, a 913 zostało rannych.

Reklama

Cykliści muszą wystrzegać się bliskich spotkań z samochodami, ale również... z innymi cyklistami.

W Olsztynie na al. Warszawskiej 29-letnia rowerzystka, zmierzająca ścieżką rowerową w kierunku Kortowa, zderzyła się z jadącym z naprzeciwka 28-letnim rowerzystą. Oboje doznali poważnych obrażeń i trafili do szpitala. Do groźnego, czołowego zderzenia rowerzystów doszło również w Jastrzębiu-Zdroju, na al. Piłsudskiego, na al. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie (jeden z uczestników wypadku stracił przytomność i został odwieziony do szpitala) oraz na alejce w Parku Śląskim w Chorzowie (tu też skończyło się szpitalem).

To tylko zdarzenia z ostatnich tygodni. Wciąż są nazywane w mediach "nietypowymi" lub "niecodziennymi", ale będzie do nich dochodziło coraz częściej, wraz ze wzrostem popularności rowerów nie tylko jako pojazdów niedzielno-rekreacyjnych, ale także jako zwykłych środków transportu, wykorzystywanych do dojazdów do pracy, szkół czy na wyższe uczelnie. Do czego zresztą zachęcają "zieloni", media i władze miast.

Przyczyny wypadków rowerowo-rowerowych są w zasadzie takie same, jak wszelkich innych: nadmierna prędkość, brawura, złe warunki atmosferyczne itp. Także tutaj słyszymy o kierowcach, którzy "z nieustalonej przyczyny zjechali na lewą stronę jezdni (ścieżki), gdzie zderzyli się z jadącym prawidłowo z naprzeciwka innym pojazdem". Rowerzyści nie pamiętają, że również na przeznaczonych dla nich drogach obowiązuje ruch prawostronny, sygnalizowanie ręką zamiaru skrętu, rozwaga przy wyprzedzaniu, czerwone światła. Lekceważą przepisy, bo też nie wymaga się od nich ich znajomości. Postulat wprowadzenia powszechnego wymogu posiadania kart rowerowych, wydawanych na podstawie zdanego egzaminu, wciąż pozostaje postulatem.

Nadal mamy problemy z infrastrukturą. Nie chodzi tu tylko o brak ścieżek rowerowych, ale też o ich niekompletność, nawierzchnię, kolizyjność z innymi drogami. Według pomiarów ruchu wieczorem ścieżką przy wspomnianej al. Komisji Edukacji Narodowej w Warszawie przejeżdża średnio 255 rowerów na godzinę. Według specjalistów powinna ona mieć 3,5 metra szerokości, tymczasem jest o metr węższa.      

Warszawa, Kraków, Łódź, Wrocław, Poznań, Gdańsk należą do najbardziej zakorkowanych miast w Europie. Gęstniejący ruch rowerowy zaczyna powodować zatory również na drogach przeznaczonych wyłącznie dla jednośladów napędzanych siłą mięśni. W Krakowie powstają one, zwłaszcza pogodne weekendy, w okolicach Rynku i Błoń, a w dni powszednie na ścieżce wzdłuż ul. Mogilskiej, którą dziennie przejeżdża nawet ponad 4000 rowerzystów.

W Polsce korki rowerowe są nowością, lecz niektóre miasta w Europie borykają się z nimi już od dawna. W Kopenhadze, po której codziennie jeździ 300 tysięcy cyklistów, więcej niż samochodów, na najbardziej uczęszczanych szlakach ustawiono tablice z informacjami o aktualnym natężeniu ruchu rowerowego i z propozycjami tras alternatywnych.

Rosnąca popularność rowerów jednych cieszy, innych skłania do krytyki. Tak jak pewnego internautę, który napisał w komentarzu do wypadku w Warszawie: "Największym problemem w mieście są rowerzyści, którzy totalnie nie znają przepisów. Jeżdżą po chodnikach i przejściach dla pieszych, wymuszają pierwszeństwo, notorycznie jeżdżą rozmawiając przez telefon i olewają czerwone światła. Policja to olewa, bo rower "to jedynie słuszny środek transportu". Na pewno nie powinno być tak, jak jest teraz, że rowerzyści są faworyzowani kosztem transportu publicznego, kierowców i pieszych."

Zgadzacie się z tą opinią?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy