McLaren przejechał przez polską gminę. Musiała zapłacić prawie pół mln zł
Jest wiedzą powszechną, że zarządcy dróg odpowiadają za ich stan i w razie problemów, mogą być zmuszeni do wypłaty odszkodowania. Aby uchronić się przed niespodziewanymi kosztami, zwykle zarządcy wykupują odpowiednie ubezpieczenie. Pewna polska gmina nie przewidziała jednak tego, że może przez nią przejeżdżać McLaren.
Zwykle ubezpieczenie OC kojarzy się z obowiązkową polisą dla kierowców samochodów, ale od odpowiedzialności cywilnej mogą ubezpieczać się także inne podmioty. Własne polisy OC wykupują chociażby warsztaty mechaniczne oraz zarządcy dróg. Takie ubezpieczenia nieco się jednak różnią od komunikacyjnych.
Chodzi o to, że suma gwarancyjna wskazywana w ubezpieczeniu odpowiedzialności cywilnej narzucana jest przez ustawodawcę jedynie w przypadku ubezpieczeń obowiązkowych (np. OC pojazdu). W ubezpieczeniach dobrowolnych wysokość sumy gwarancyjnej, która stanowi górną granicę odpowiedzialności ubezpieczyciela, może być właściwie dowolna. Im mniejsza, tym mniejszą składkę zapłacimy zakładowi ubezpieczeniowemu.
Niestety, w wielu sytuacjach może się okazać, że polisa ubezpieczeniowa nie pokryje w całości oczekiwań poszkodowanego lub że po wypłacie odszkodowania ubezpieczony pozostanie bez dalszej ochrony, wskutek wyczerpania się sumy gwarancyjnej. I wcale nie musi chodzić o szkodę osobową, gdzie kwoty zadośćuczynień systematycznie rosną.
Przekonali się o tym urzędnicy jednej z gmin w Polsce, którzy wykupili w Warcie polisę OC. Po co gminom takie ubezpieczenie? Każda jednostka samorządu realizuje pewne ustawowe obowiązki. Wśród nich wymienić można np. remonty mające zapewnić bezpieczeństwo korzystania z infrastruktury - dróg i chodników. Jeśli kierowca uszkodzi pojazd na dziurze, może dochodzić odszkodowania od zarządcy danego odcinka, czyli np. gminy.
Kto płaci krocie za OC w 2024 roku? Nie tylko wiek i marka mają znaczenie
Zwykle na dziurze uszkodzona zostaje opona, rzadziej felga. Koszty ich wymiany nie są szczególnie duże, ale pech chciał, że pewnego dnia przez jedną polską gminę przejeżdżał kierowca McLaren 570 GT. Całe zdarzenie tak opisała przedstawicielka ubezpieczyciela:
Niestety w przypadku supersamochodów koszty jakichkolwiek napraw bywają horrendalne. Do tego w tej historii doszły jeszcze dodatkowe czynniki, jakie musiał uwzględnić ubezpieczyciel. McLaren trafił na lawecie do serwisu, a właściciel musiał otrzymać na czas naprawy samochód zastępczy podobnej klasy. W sumie kwota odszkodowania wyniosła aż 450 tys. zł. Składały się na nią:
- koszty naprawy auta w serwisie McLarena w Polsce,
- rekompensata z tytułu braku możliwości korzystania z własnego pojazdu i najmu pojazdu (McLaren 570 GT był wynajmowany na różne imprezy okolicznościowe),
- zapewnienie samochodu zastępczego (samo auto zastępcze wygenerowało koszt ponad 200 tys. zł).
W omawianym przypadku uszkodzonego McLarena nie doszło do żadnego spektakularnego wypadku. Nikt nie doznał żadnych obrażeń ciała, które najczęściej są źródłem wysokich roszczeń cywilnoprawnych. Mimo to suma gwarancyjna ubezpieczenia została wyczerpana i do likwidacji szkody gmina dopłacić musiała z własnego budżetu. Czyli z pieniędzy mieszkańców.