Kupić BMW i umrzeć...
Zakup pierwszego samochodu zawsze wiąże się z ogromnymi emocjami. W końcu, po wielu latach wyrzeczeń i starań, będziemy mogli pochwalić się własnymi czterema kółkami.
Problem pojawia się wówczas, gdy zaczynamy poszukiwania odpowiedniego - przynajmniej w naszym mniemaniu - auta.
Każdy z nas ma swoje własne motoryzacyjne marzenia. Jedni wzdychają na widok rasowych kształtów alfy romeo, drudzy nie mogą wyjść z podziwu dla inżynieryjnego kunsztu BMW, jeszcze inni najchętniej widzieliby siebie w rodzinnym volvo z dużym bagażnikiem. Czasy, gdy wszyscy musieliśmy mieć podobny gust odeszły, na szczęście, do lamusa. Dziś wybór nie ogranicza się już wyłącznie do "malucha" i "dużego fiata".
Nie oznacza to jednak, że jest łatwiejszy. Często wpadamy bowiem w sidła marzeń, co może nas później sporo kosztować...
Szkoły są dwie: jedni twierdzą, że marzenia są po to, by je spełniać; inni, że pozostają pięknymi tak długo, aż nie zabierzemy się za ich realizację. Kto ma rację?
Marząc o Pameli...
Skoro przez ostatnie 10 lat, zasypiając nasze myśli meandrowały gdzieś pomiędzy Pamelą Anderson a BMW e36 (wyczulonych fanów niemieckiej marki informujemy, że to tylko przykład) oczywiste jest, że poszukiwania zaczniemy właśnie od tego samochodu. Auta cenowo są przecież w zasięgu ręki, już za 10 tys. zł uda nam się kupić rasową "bawarkę".
Zastanówmy się jednak, czy na dorodne kształty pani Anderson wciąż patrzymy z takim samym podziwem, jak kilka lat temu? Prawdę mówiąc na twarzy pojawiły się już zmarszczki a zgrabne uda obeszły w celulit. Niestety, latka lecą, wiek robi swoje. A samochody starzeją się szybciej, niż ludzie...
Decydując się na pierwszy samochód musimy pamiętać, że im starsze auto, tym bogatszą ma kartotekę. Z każdym rokiem na liczniku przybywa kilometrów, nadwozie obrasta też w kolejne warstwy szpachli. Oczywiście od tej reguły są wyjątki, ale rachunek prawdopodobieństwa nie kłamie. Im więcej samochód jeździ, tym większe szanse na awarię i naprawy blacharskie.
Nie zapominajmy również o tym, że decydując się na pierwszy pojazd jesteśmy bardzo podatni na sugestie. "Świeżo upieczony" kierowca to w pewnym sensie "tabula rasa". Brak doświadczenia sprawia, że łatwo uwierzyć można w różnorakie obiegowe opinie (zwłaszcza, jeśli pokrywają się one z naszymi marzeniami), z których większość ma niewiele wspólnego z prawdą.
Dla przykładu to, że 16-letnia klasa C mercedesa czy 15-letnie BMW e36 mają wewnątrz ładniejsze plastiki, niż renault megane z 2002 roku, w żaden sposób nie świadczy o konstrukcji tych samochodów, a już na pewno nie o wyższości tych pierwszych. Jeżeli nasz budżet jest ograniczony, nie ma się co łudzić, że kupimy samochód "reprezentacyjny" czy "prestiżowy". Auto za 15-20 tys. zł to przecież nie ekskluzywny "rolls", a po prostu pospolity przyrząd do jeżdżenia. Oczywiście, wiele lat ponurej rzeczywistości PRL sprawiło, że każdy, nawet bardzo młody człowiek, nosi w sobie jakieś kompleksy. Zdecydowanie lepiej czujemy się mając w rękach kluczyki do "merca" niż fiata, ale tego typu rozumowanie może się dla nas źle skończyć.
Wiek samochodu to nie tylko data produkcji
Kwestią, o której zapomina wielu młodych kierowców, jest wiek samochodu. I nie chodzi tu bynajmniej o rocznik, bo to, czy dany pojazd ma na karku 8 czy 10 lat eksploatacji nie powinno mieć znaczenia. W przypadku aut używanych od rocznika zawsze ważniejszy powinien być stan techniczny. Pamiętajmy jednak, że istnieje również takie pojęcie, jak "wiek konstrukcji".
Zastanawialiście się może kiedyś nad tym, dlaczego alfa romeo 33 z silnikiem o mocy 90 KM jeździła o niebo żwawiej, niż nowa 159, która ma pod maską 100 KM więcej? Wbrew pozorom, nie jest to wyłącznie wpływ ekologów i elektroniki, która w powszechnej opinii "kastruje" możliwości silnika. Główny winowajca takiego stanu rzeczy to nieporównywalnie większa masa nowszych pojazdów.
Więcej kilogramów nie oznacza bynajmniej wyłącznie większej ilości mat wygłuszających. Przez ostatnie 20 lat w dziedzinie projektowania samochodów zaszły OGROMNE zmiany. Od kiedy w 1997 roku powstała organizacja EuroNCAP, priorytetem dla inżynierów stał się poziom bezpieczeństwa. Wypada jednak zauważyć, że instytucja, o której mowa ma trzynaście lat, a samochody takie jak np. mercedes klasy C (W202), czy wspominane BMW e36, będące obiektami westchnień wielu młodych ludzi, zaprojektowano na długo przed tym, zanim na poważnie zaczęto badać zachowanie się auta w czasie wypadku.
To, że interesujący nas pojazd wyprodukowano w 1998 roku nie oznacza wcale, że ma on 12 lat. Prace konstrukcyjne rozpoczęły się przecież o wiele wcześniej. Jest wielce prawdopodobne, że z technicznego punktu widzenia auto tkwi jeszcze w połowie lat osiemdziesiątych. W czasach, kiedy poduszki powietrzne zarezerwowane były dla mercedesa klasy S, a o kontrolowanych strefach zgniotu i wzmocnieniach bocznych inżynierowie dopiero się uczyli (nie dotyczy Volvo i Saaba).
Duży nie znaczy bezpieczniejszy
To, że interesujący nas pojazd wyprodukowano w 1998 roku nie oznacza wcale, że ma on 12 lat.
Sam fakt, że samochód sprawia wrażenie bezpiecznego, nie oznacza, że jest tak w rzeczywistości. Przeciążenia działające na człowieka w czasie wypadku są ogromne; to, że nasze auto ma na pokładzie poduszkę powietrzną to jeszcze za mało. Nieporównanie ważniejsze jest, czy projektując samochód zwracano uwagę, w jaki sposób karoseria przenosić będzie obciążenia. Co z tego, że stara C-klasa dobrze zniesie uderzenie w drzewo (a nie "rozsypie" się, jak nowsze pojazdy), skoro od przeciążenia najpewniej pęknie nam wątroba?
Nie oszukujmy się - im młodsza jest konstrukcja auta, tym mniej ryzykujemy poruszając się nim po naszych (specyficznych) drogach. Współczesne samochody segmentu B, często oferują większy poziom bezpieczeństwa, niż kilkunastoletnie auta klasy średniej.
Dlatego właśnie, zanim pochopnie wydamy nasze ciężko zarobione pieniądze na czterokołowy obiekt, do którego wzdychaliśmy przez ostatnie kilka lat, lepiej dobrze się zastanowić. To prawda, że życie bez marzeń byłoby koszmarnie nudne. Rozumiemy też, że rasowy wygląd, szesnastocalowe felgi, miłe dla oka plastiki i "prestiżowy" znaczek na masce mogą być dla kogoś niezmiernie ważne.
Zastanówmy się jednak, czy przysłowiowy Rzym naprawdę jest aż tak interesujący, że warto zobaczyć go i (przy odrobinie pecha) umrzeć?
Paweł Rygas
Test zderzeniowy "pancernego" volvo 940 z lat dziewięćdziesiątych i współczesnego, miejskiego renault modusa przeprowadzony przez magazyn "Fift gear":