Ma zezłomować auto za 100 tys. zł. Bo urzędnik się pomylił?

Wracamy do sprawy, która w ubiegłym miesiącu zbulwersowała czytelników naszego serwisu. Chodzi o należącego do pana Tomasza z Olsztyna elektrycznego Chevroleta Bolta, który - decyzją Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska - trafić ma do stacji demontażu pojazdów.


Przypomnijmy - chodzi o samochód, który pan Tomasz sprowadził do Polski w 2018 roku. Auto trafiło do nas z USA jako uszkodzone. W kolizji ucierpiał wyłącznie zderzak i reflektor. Spowodowała ona również wyzwolenie dwóch poduszek powietrznych. Samochód kupiony został na aukcji pojazdów uszkodzonych.

W komentarzach do naszego materiału pojawiło się sporo wątpliwości dotyczących zarówno przeszłości pojazdu, jak i motywów działania jego właściciela. Niektórzy czytelnicy sugerowali np., że właściciel mógł chcieć zaniżyć wartość pojazdu, samemu zgłaszając auto jako odpad w urzędzie celnym, co oczywiście nie jest prawdą! Z tego względu, za zgodą pana Tomasza, ujawniamy kolejne fakty, które bezspornie świadczą, że elektryczny Chevrolet Bolt EV nie był nigdy odpadem, za jaki uznać go zamierza Główny Inspektorat Ochrony Środowiska, i - co oczywiste - nigdy nie powinien być za odpad uznany!

Na naszą prośbę właściciel pojazdu, pan Tomasz, przesłał nam dokumenty odprawy celnej, jakiej dokonały Służby Celne Republiki Federalnej Niemiec (!), gdy pojazd przypłynął do portu w Bremenhaven. Urzędnicy Głównego Urzędu Celnego w Bremie po oględzinach pojazdu oraz w oparciu o dokumenty pojazdu przypisali go do odpowiedniego kodu celnego: 8703 8090 00.

Reklama


Kod ten oznacza: - "Samochody osobowe i pozostałe pojazdy silnikowe, które zostały zasadniczo zaprojektowane do przewozu osób (inne niż te objęte pozycją 8702), włączając kombi i samochody wyścigowe"; - "Inne pojazdy, tylko z silnikiem elektrycznym do napędu"; - "Używany"

Wniosek? Przedmiot oclenia Główny Urząd Celny w Bremie określił jako: "Używany pojazd napędzany wyłącznie silnikiem elektrycznym 2017 Chevrolet Bolt EV, o numerze VIN (...)" Warto też zaznaczyć, że dokument ów nosi tytuł: "Zaświadczenie o braku zastrzeżeń co do rejestracji pojazdu mechanicznego lub przyczepy". W punkcie 6. omawianego dokumentu niemieccy urzędnicy celni umieścili zapis: "Nie ma zastrzeżeń co do rejestracji wymienionego wyżej pojazdu". Niemieccy urzędnicy nie dość więc, że w momencie wwiezienia pojazdu do Unii Europejskiej dokonali jego jednoznacznej klasyfikacji, jako używanego pojazdu osobowego, to jeszcze wyraźnie zaznaczyli, że pojazd ten ma pełne prawo do zarejestrowania, w każdym kraju Unii Europejskiej.

Stanowisko niemieckich służb potwierdza również Wydział Komunikacji w Olsztynie. Z rejestracją pojazdu nie było najmniejszych problemów, gdyż posiadał on odpowiedni dokument własności - Salvage Certificate of Vehicule - a z dokumentów jasno wynikało, iż na terenie UE dokonano odprawy celnej "Używanego pojazdu napędzanego wyłącznie silnikiem elektrycznym". Po naprawie i po przejściu odpowiednich (rozszerzonych!) badań technicznych pojazd został więc poprawnie zarejestrowany w Polsce.

W tym miejscu przypominamy, że JEDYNYM argumentem GIOŚ w sporze z panem Tomaszem, o to czy jego auto wjechało na teren Unii Europejskiej jako pojazd czy odpad, który nie powinien być zarejestrowany w Polsce, jest tłumaczenie adnotacji na wydanym przez stan Illinois dokumencie własności Salvage (Do naprawy): Non Registerable (Nie do rejestracji ). Problem w tym, że polski urząd interpretuje jego treść dosłownie, a słowa "Non Registerable" nie oznaczają w USA tego samego, co stosowane w Polsce określenie "bez prawa rejestracji"!  Te ostatnie rozumieć należy jako "trwałe wycofanie pojazdu z eksploatacji i niemożność jego ponownej rejestracji".

W USA mamy jednak do czynienia z innymi przepisami. Przykładowo w amerykańskim stanie Illinois, gdzie auto było wcześniej zarejestrowane, dokument własności uszkodzonego pojazdu (Salvage Title) otrzymać może jedynie "certyfikowany podmiot posiadający wydane w tym stanie uprawnienia do naprawy uszkodzonych pojazdów w celu przywrócenia ich do ruchu". Dopisywana przez urząd stanowy adnotacja "Nie do rejestracji" ma chronić osoby prywatne zamieszkałe w stanie Illinois przed zakupem takich pojazdów, nie są one bowiem uprawnione do ich naprawy i do ponownej rejestracji. Poprawnie zatem zapis ten należy interpretować jako: "Nie do rejestracji przez podmiot nieuprawniony (w Stanie Illinois)".

Firma, która w stanie Illinois zarejestrowała uszkodzony pojazd jako Salvage może go naprawić i zarejestrować w tym Stanie lub też może sprzedać go dowolnej firmie lub osobie prywatnej w każdym innym Stanie USA. Może też takie uszkodzone auto sprzedać poza USA, a więc dokonać jego eksportu. I właśnie to miało miejsce w tym przypadku. Firma z Illinois sprzedała uszkodzony pojazd panu Tomaszowi, zamieszkałemu w Polsce. Ograniczenie dotyczące naprawy uszkodzonego pojazdu, o którym była mowa, dotyczy wyłącznie stanu Illinois. Każdy (w tym osoba prywatna) spoza tego stanu i spoza USA może po zakupie takie auto naprawić i następnie zarejestrować (w swoim stanie lub w swoim kraju).

Reasumując - nie istniała więc żadna przeszkoda prawna, która uniemożliwiała naprawę i rejestrację takiego sprowadzonego pojazdu w Polsce. Doskonale rozumieli to urzędnicy Głównego Urzędu Celnego w Bremie oraz urzędnicy polskiego Wydziału Komunikacji. Ci zignorowali dopisek "Nie do rejestracji" na dokumencie własności pojazdu Salgave (Do naprawy), gdyż wiedzą, że ma on zastosowanie jedynie w określonym stanie USA, w zakresie, jaki opisaliśmy powyżej. Oba organy: niemiecki i polski, zgodnie zakwalifikowały pojazd pana Tomasza jako pełnoprawny samochód używany przeznaczony do rejestracji na terenie Unii Europejskiej, a tym samym w Polsce.

Nieznajomością przepisów wykazał się jedynie GIOŚ, który uparcie stoi na stanowisku, że samochód, który od czasu rejestracji w Polsce pokonał po naszych drogach już ponad 100 tys. km, w ekspresowym tempie trafić powinien do stacji demontażu pojazdów. Samochód, którego wartość - zdaniem niezależnego rzeczoznawcy - przekracza 95 tys. zł. Warto też dodać, że z opinii biegłego rzeczoznawcy sporządzonej na zlecenie pana Tomasza wynika, że auto nigdy nie miało uszkodzonych żadnych (!) elementów nośnych konstrukcji. Cała szkoda ograniczała się do połamanego zderzaka, pękniętego reflektora i wyzwolenia dwóch poduszek powietrznych. 

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy