Wielkie kłamstwo o polskich kierowcach. Pamiętasz Maluchy rąbane siekierami?
Jeśli wierzyć danym podawanym chociażby przez Eurostat, Polacy śmiało uchodzić mogą za jedno z najzamożniejszych społeczeństw Starego Kontynentu. Z oficjalnych statystyk wynika przecież, że większość z nas mieszka w domach jednorodzinnych, a liczby posiadanych przez nas samochodów pozazdrościć nam mogą Niemcy, Francuzi czy Szwajcarzy. Podejrzane? No właśnie.
ACEA, czyli Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów, opublikowało niedawno coroczny raport dotyczący liczby samochodów wykorzystywanych na europejskich drogach. Cykliczne zestawienie od lat wypacza rzeczywisty obraz polskich ulic i kierowców. Nie inaczej jest i tym razem.
Dane ACEA od lat, niczym mantrę, powtarzają wszelkiej maści aktywiści miejscy. Ileż to razy słyszeliśmy już, że w Polsce na tysiąc obywateli przypada więcej aut niż w krajach Starej Unii, lub to, że w Warszawie zarejestrowanych jest więcej samochodów niż mieszkańców? Brzmi znajomo? No właśnie. Raport ACEA za 2021 rok, zgodnie z tradycją, wpisuje się w tą narrację.
Z danych ACEA wynika bowiem, że w 2021 roku w Polsce zarejestrowanych było aż 25 869 804 samych tylko aut osobowych. Oznacza to, że na tysiąc mieszkańców w Polsce mamy aż 684 aut. To drugi wynik wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Wyższym wskaźnikiem zmotoryzowania - 698 aut na 1000 mieszkańców - pochwalić się może jedynie Luksemburg. Za nami plasują się za to kraje z tak ogromnym dorobkiem motoryzacyjnym jak np:
- Włochy (672 auta na 1000 mieszkańców),
- Niemcy (584 auta na 1000 mieszkańców),
- Francja (573 auta na 1000 mieszkańców),
- Czechy (588 aut na 1000 mieszkańców),
- Hiszpania (535 aut na 1000 mieszkańców),
- Szwecja (480 aut na 1000 mieszkańców).
Nie trzeba mieć bystrości umysłu porucznika Colombo i fryzury detektywa Rutkowskiego, by zauważyć, że dane podawane przez ACEA mocno kontrastują z polską drogową rzeczywistością. Gdyby były prawdziwe, oznaczałoby to np. że w Polsce mamy zdecydowanie więcej samych tylko aut osobowych, niż osób z uprawnieniami do ich prowadzenia.
Przypomnijmy - jak ustaliła Interia.pl - na koniec ubiegłego roku w Polsce zarejestrowanych było 22 531 511 aktywnych praw jazdy wszystkich kategorii. Co więcej - bazując na danych ACEA łatwo dojść do wniosku, że w niedługim czasie dojdziemy do sytuacji, w której liczba zarejestrowanych w Polsce pojazdów przewyższy liczbę obywateli. Z raportu ACEA wynika bowiem, że w 2021 roku w Polsce mieliśmy przeszło 31,2 mln "wszystkich pojazdów" (podlegających rejestracji), a ich liczba rosła w tempie blisko miliona rocznie.
Jak czytamy w zestawieniu ACEA, prezentowane w raporcie informacje to "zredagowane dane" dostarczone przez krajowe stowarzyszenia motoryzacyjne. Oznacza to, że w przypadku Polski, źródłem jest - najprawdopodobniej - Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego. Czyżby tak renomowana instytucja świadomie wprowadzała ACEA w błąd? Jestem daleki od stawiania tak daleko idących oskarżeń. Wszystko wskazuje na to, że samo ACEA - mówiąc młodzieżowo - "nie ogarnia" dostarczonych z Polski danych. Biorąc pod uwagę bałagan w CEPiKu - nie jest to dla mnie zaskoczeniem...
Rzeczywiście, w raporcie PZPA "Branża motoryzacyjna 2020/2021" przeczytać można, że już w 2019 roku w Polsce zarejestrowanych było 24,374 mln samochodów osobowych. Biorąc pod uwagę, że raport ACEA dotyczy roku 2021 - dane wydają się być spójne. Tyle tylko, że samo PZPA zaznacza w swoim opracowaniu, że:
Podobne dane płyną z samego Ministerstwa Cyfryzacji, które - w odpowiedzi na jedną z poselskich interpelacji - informowało niedawno, że liczba pojazdów samochodowych posiadających status "zarejestrowany w Polsce" (stan na 31 października 2022 roku), wynosi 32 931 117. Tyle, że aż 9 010 256 z nich ma status "zarejestrowany - archiwalny". W sumie daje to więc liczbę 23 920 861 wszystkich pojazdów faktycznie poruszających się po polskich drogach, wliczając w to samochody osobowe, samochody ciężarowe, motocykle, autobusy i wszelkiej maści inne "wynalazki" (np. mikrosamochody) wymagające posiadania przez właściciela dowodu rejestracyjnego!
Wygląda więc na to, że - chociaż w Polsce o tzw. "martwych duszach" słyszeli już chyba wszyscy - eksperci z ACEA, na co wskazują kolejne publikowane przez nich zestawienia, nie są w stanie pojąć specyfiki działania Centralnej Ewidencji Pojazdów i kierują się logiką zakładają, że słowo "zarejestrowany" należy traktować tożsamo ze słowem "istniejący". W polskich warunkach, to kardynalny błąd. Swoją drogą upór ACEA w powielaniu absurdalnych danych wydaje się, na swój sposób, zrozumiały. W państwach Starej Unii nikomu nie przeszłoby przecież przez myśl, by porąbać stary samochód siekierą (to nie żart - takie rzeczy działy się w latach dziewięćdziesiątych) i sprzedać w skupie złomu, by podreperować domowy budżet.
Przypomnijmy więc raz jeszcze - CEPiK w swoim założeniu jest zbiorem nieograniczonym, z którego nic się nie wykreśla. Co więcej, w czasie jego tworzenia do państwowej bazy musiały zostać przeniesione archiwa wszystkich lokalnych wydziałów komunikacji, które często sięgały jeszcze lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, w tym np. pojazdy czasowo "wycofane" z ruchu np. w latach osiemdziesiątych, gdy jeszcze prawo dopuszczało taką możliwość.
W CEPiKu - jako zarejestrowane - figurują też tysiące aut z lat dziewięćdziesiątych, gdy nie było już możliwości legalnego, czasowego wycofania z ruchu samochodu osobowego czy motocykla, a Polacy zmagali się z potężnym kryzysem ekonomicznym. Tyle, że nie było też elektronicznego systemu, który "wyłapywałby" kierowców migających się od płacenia obowiązkowego ubezpieczenia OC, a ceny złomu pozwalały na podreperowanie domowego budżetu. Wiele z takich pojazdów dawno już skończyło swój drogowy żywot w kategorii wkładu do hutniczego pieca.
I tak - widziałem to na własne oczy - ich karoserie często rąbane były siekierami, bo tak było taniej, a własna szlifierka kątowa pozostawała jednie w sferze marzeń. W efekcie wszystko, co kiedykolwiek trafiło do państwowej bazy jako pojazd "zarejestrowany", pozostaje takim do momentu jego "wyrejestrowania", co możliwe jest wyłącznie po:
- jego zezłomowaniu,
- zbyciu zagranicę,
- kradzieży,
- trwałej utracie (np. w wyniku klęski żywiołowej).
Z tego względu w 2017 roku - staraniami samego PZPM - ukuto w Polsce oficjalny termin pojazdu o statusie "zarejestrowany-archiwalny". Zgodnie z definicją stosowaną przez Resort Cyfryzacji mowa o pojeździe: "innym niż zabytkowy, dla którego upłynęło ponad 10 lat od daty pierwszej rejestracji i w okresie od 6 lat od daty bieżącej nie wpłynął żaden komunikat aktualizujący".
Biorąc więc pod uwagę ostatnie zweryfikowane przez PZPM dane mówiące o 18,3 mln samochodów osobowych rzeczywiście poruszających się po polskich drogach w 2019 roku, można estymować, że w roku 2021 ich liczba oscylować powinna w okolicach 19,5 mln. To co najmniej o 6 mln, czyli ponad 1/4 mniej, niż wynikałoby z danych publikowanych przez ACEA. Analogicznie oznacza to, że na 1000 mieszkańców Polski nie przypadają wcale 684 samochody osobowe lecz - co najwyżej - około 520.
To dużo poniżej unijnej średniej, która - według tego samego raportu ACEA - wynosi obecnie 567 samochodów na tysiąc mieszkańców. O ile oczywiście ma ona cokolwiek wspólnego z prawdą, bo aż strach pomyśleć, jak wyglądają dane z takich krajów, jak chociażby:
- Rumunia (396 aut na 1000 mieszkańców),
- Włochy (672 auta na 1000 mieszkańców,)
- Słowenia (570 aut na 1000 mieszkańców),
- Grecja (506 aut na 1000 mieszkańców).
***