Skoda Enyaq po liftingu potrafi więcej. W trasie pozytywnie mnie zaskoczyła
Elektryczna Skoda Enyaq po kilku latach doczekała się modernizacji. Z pozoru bardzo skromnej i niewidocznej dla gołego oka. Wersję po face liftingu rozpoznają tylko zagorzali fani czeskiej marki, jednak “za kółkiem” różnice odczuje każdy. Na trasie z Warszawy do Krakowa nowy model pozytywnie mnie zaskoczył.
Skoda Enyaq to drugi - po modelu Citigo iV - choć obecnie jedyny elektryczny model oferowany przez producenta z Mlada Boleslav. Duży SUV cieszy się na wielu rynkach sporym zainteresowaniem, za czym niewątpliwie stoi wysoka praktyczność, komfort podróżowania i czeskie Simply Cleaver, czyli masa sprytnych rozwiązań, ułatwiających codzienność. Po blisko czterech latach od rynkowego debiutu przyszła pora na zmiany, choć w tym przypadku lepszym słowem jest "aktualizacja". Dlaczego?
Model po face liftingu z zewnątrz różni się od poprzednika tylko detalami. Tylko wprawne oko dostrzeże, co się zmieniło, choć nawet zagorzałym fanom marki może to zająć dłuższą chwilę. Wynika to z faktu, że w ramach modernizacji zmienił się wygląd przedniego zderzaka, napis na klapie bagażnika i logo na masce.
W kabinie nie znajdziemy żadnych różnic, dopóki nie uruchomimy samochodu. Skoda Enyaq po face liftingu została wyposażona w poprawiony system multimedialny z oprogramowaniem MIB 4.0. Struktura interfejsu jest bardziej czytelna, a w efekcie jego obsługa jeszcze prostsza. Możemy teraz dostosowywać "przyciski szybkiego dostępu" do własnych potrzeb i tworzyć skróty najczęściej używanych funkcji. Zmieniły się także grafiki nawigacji i pojawiła się nowa szata graficzna na ekranie cyfrowych wskaźników oraz na wyświetlaczu head-up.
Nowością jest także bardziej luksusowy wariant L&K (Laurin & Klement), która - podobnie jak odmiana Sportline - jest dostępny w wersjach 85 i 85x. Na tle dotychczas oferowanych wariantów wyróżnia się kilkoma detalami, lepszymi materiałami wykończeniowymi oraz bogatszym wyposażeniem standardowym.
- osłony lusterek w kolorze Platinum Grey
- srebrne relingi dachowe
- chromowane wykończenie ramek okiennych
- chromowana ramka osłony chłodnicy
- aluminiowe felgi 20-calowe "Asterion"
- oznaczenia wersji L&K na błotnikach
- skórzana tapicerka
- czarne listwy ozdobne
- elektrycznie regulowane przednie fotele z pamięcią ustawień
- podgrzewane tylne siedzenia
- podgrzewana kierownica
- elektrycznie sterowana klapa bagażnika
Z pozoru model po modernizacji różni się od poprzednika właściwie detalami, ale prawda jest taka, że to teraz jeszcze lepsze auto. Wynika to z faktu, że największy nacisk położono na poprawę osiągów i zwiększenie zasięgu. W podstawowej odmianie oznaczonej liczbą 60 wszystko zostało po staremu - ma baterię o pojemności 62 kWh, napęd na tylną oś (179 KM) i oferuje do 396 kilometrów zasięgu.
Nowością są warianty 85 i 85x, które zastępują dotychczas oferowane wersje z oznaczeniem 80 i 80x. W przypadku testowanego Enyaqa 85 z baterią o pojemności 82 kWh brutto (77 kWh netto) moc jednostki umieszczonej na tylnej osi wzrosła z 204 KM (względem wersji 80) do 286 KM, a maksymalny moment obrotowy z 310 do 545 Nm, co pozwala na osiągnięcie pierwszej “setki" w 6,7 sekundy. Większa moc to jednak nie wszystko. Teraz Skoda Enyaq w klasycznej wersji nadwozia - w zależności od wybranej wersji wyposażenia - zapewnia zasięg na poziomie od 549 do 561 kilometrów, a w wydaniu Coupe od 554 do 570 kilometrów.
Wersji z 85x napędem na cztery koła, wyposażonej w dwa silniki o tej samej mocy, co tylnonapędowa odmiana (286 KM), według zapewnień producenta oferuje od 524 do 535 km zasięgu w wersji SUV i od 528 do 542 km w nadwoziu Coupe. W obydwu wariantach czas przyspieszenia od 0 do 100 km/h to kwestia 6,6 sekundy.
Zmiany nie ominęły wersji RS z napędem na cztery koła. W usportowionym wydaniu Skoda Enyaq dysponuje teraz większą mocą 340 KM (wcześniej 299 KM), a w zależności od wersji nadwozia oferuje od 540 do 547 km zasięgu. W tym wydaniu “setka" pojawia się 5,5 sekundy. Co więcej, teraz we wszystkich wersjach elektrycznego SUV-a prędkość maksymalna została zwiększona ze 160 km/h do 180 km/h.
Elektrycznym SUV-em Skody po aktualizacji jeździ się tak samo, jak poprzednikiem - wygodnie, lekko i po cichu. Na wykonywanie szybkich manewrów nie brakuje mocy, a przy wyższych prędkościach nie sposób narzekać na hałas. To komfortowy krążownik, który nie zachęca do dynamicznej jazdy, ale jest świetnym towarzyszem do dłuższych podróży. Zwłaszcza w odświeżonej wersji, która - dzięki kilku nowym funkcjom - jest jeszcze lepszym “elektrykiem". Auto po zmianach nie tylko potrafi zużywać mniej energii i tym samym zapewniać większy zasięg maksymalny, ale też szybciej się ładować. Po naładowaniu baterii do pełna auto deklaruje gotowość przejechania ponad 500 kilometrów.
Przyzwyczajony, że wartości prezentowane na zegarach w wielu modelach mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, tu mocno się zaskoczyłem. Realnie testowana odmiana 80 po mieście i okolicach bez większego problemu pokonuje na jednym ładowaniu 450 kilometrów, zużywając średnio od 16 do 17 kWh/100 km. Poprawę widać także przy wyższych prędkościach, bowiem na trasie zużycie waha się w okolicach 23-24 kWh/100 km, co w realnych warunkach odmianą SUV pozwala na przejechanie ok. 350 kilometrów.
Kluczową kwestią w nowym modelu jest także zwiększona moc ładowania (DC) w wybranych wersjach. Odmiany 60 i 80 “przyjmują" do 135 kW, jednak w już w odmianach 85x i RS moc została podniesiona do 175 kW. Co więcej, teraz z poziomu systemu możemy ręcznie przygotować baterię do ładowania, by po podpięciu do ładowarki “tankowanie" rozpoczęło się ze zwiększoną mocą. Auto może tę czynność przeprowadzić samodzielnie, jednak wówczas konieczne jest ustawienie punktu ładowania jako celu w nawigacji.
Drogę z Warszawy do Krakowa mógłbym pokonać bez zatrzymywania się pod ładowarką. Niemniej, otwarty pod koniec grudnia ub. roku pod Kielcami MOP Szewce jest dobrym przystankiem na szybką toaletę i ciepłą kawę. Warto skorzystać, chociażby z uwagi na obecność dwóch ładowarek, dysponujących mocą 135 kW. Idealnie się złożyło, bowiem właśnie taką mocą operował testowany egzemplarz.
Zaparkowałem auto na stanowisku, podłączyłem do ładowania i poszedłem załatwiać swoje sprawy. Po blisko 16 minutach auto ładując się ze średnią mocą 75 kW “wciągnęło" 19 kWh, co zapewniło mi komfortowy zapas energii po dojechanie do stolicy Małopolski. Dlaczego samochód nie korzystał z pełnego potencjału stacji i baterii? Cóż, wiele zależy od tzw. krzywej ładowania. Model Enyaq osiąga wysokie wartości ładowania przy mocno rozładowanej baterii i progresywnie redukuje pobór prądu, wraz z rosnącym poziomem naładowania (SoC - State of Charge). Do poziomu 80 proc. auto potrafi się ładować z mocą 75 kW, co nie jest może najlepszym wynikiem w klasie (patrz elektryczne EQB 250+), choć ciągle niezłym.
Ceny czeskiego “elektryka" startują w Polsce od 237 100 zł. Tyle zapłacimy za bazowo wyposażony egzemplarz w wersji 85 i nadwoziu SUV. Na odmianę 85x z napędem na wszystkie koła musimy przeznaczyć co najmniej 247 550 zł. Usportowiony wariant RS to z kolei wydatek rzędu co najmniej 273 850 zł. Dopłata do nadwozia Coupe dla wszystkich wersji jest taka sama i wynosi 9450 zł.
Trzeba jednak zaznaczyć, że już w standardzie auto jest dobrze wyposażone. Na liście standardowego wyposażenia elektrycznej Skody Enyaq 80 znajdują się m.in.
Skoda Enyaq 80 - wyposażenie standardowe
- Ekran systemu Infotainment (13-calowy)
- System nawigacji
- Bluetooth
- 8 głośników
- Funkcja SmartLink
- Światła LED Basic
- Oświetlenie ambiente
- Kamera cofania
- Czujniki parkowania z przodu i z tyłu
- Kabel do ładowania z gniazda (400 V/16 A) oraz domowego (230 V / 10 A)
- Dach panoramiczny (dla wersji Coupé)
- System bezkluczykowego dostępu do samochodu
- Indukcyjna ładowarka smartfona
- Przyciemnione tylne szyby boczne
- Podgrzewane fotele przednie
- Aktywny tempomat
- Funkcja monitorowania martwego pola
- Automatyczna klimatyzacja trójstrefowa
- Skórzana podgrzewana kierownica z manetkami do zmiany poziomu rekuperacji Przygotowanie pod hak holowniczy
Elektryczna Skoda Enyaq to model, którym w ostatnich latach przyszło mi jeździć bardzo często. Nie potrzebowałem jednak dużo czasu, by się z tym autem polubić. To kawał wygodnego i przestronnego SUV-a, który - przynajmniej w mojej opinii - jeździ i prezentuje się lepiej od spokrewnionego z nim Volkswagena ID.5. Po zmianach wprowadzonych na rok 2024 mam jeszcze więcej powodów by go lubić, bowiem do tej pory najczęstsze zarzuty dotyczyły właśnie zasięgu czy czasu ładowania. Wnikliwe testy zostaną przeprowadzone już niebawem, bowiem nowy Enyaq, w nieco innej konfiguracji, zagościł w naszej redakcji na dłużej.