Mercedes GLE 500e 4MATIC. Skłania do zadumy
Jazda udostępnionym nam do dziennikarskiego zrecenzowania mercedesem GLE 500e 4MATIC skłania do zadumy. Nie, tym razem nie chodzi o stan polskich dróg i zachowanie ich użytkowników, lecz o sam wspomniany wyżej samochód, jego producenta i meandry współczesnej motoryzacji.
Refleksja pierwsza, czyli jakże skomplikowana może być otaczająca nas rzeczywistość...
Przez wiele lat Mercedes słynął z niezwykle rozbudowanej, a jednocześnie, i to już nie była dobra sława, zagmatwanej nazewniczo oferty. W końcu postanowiono coś z tym zrobić. I zrobiono. Sprzedawane dzisiaj osobowe mercedesy dzielą się "tylko" na 16 klas (nie licząc Maybacha). Grupa SUV-ów nosi oznaczenia trzyliterowe, zaczynające się od G. Litera trzecia wskazuje na pokrewieństwo z autami innych segmentów. A w GLA z klasą A, C w GLC - z C, E w GLE - z E, S w GLS - z S. A co w tym towarzystwie robi środkowe L? Podkreśla luksusowy charakter samochodu? Zostało wprowadzone, aby ułatwić czytanie całości? A może dlatego, że świat motoryzacji uwielbia trzyliterowe skróty? Mniejsza z tym. Aha, dodajmy, że obecność małego "e" sygnalizuje, iż mamy do czynienia z pojazdem z napędem hybrydowym typu plug-in, a liczba podpowiada wielkość zainstalowanego w nim silnika.
Jest prościej? Umówmy się, że tak, aczkolwiek warto pamiętać, że każda z wymienionych 16 klas może obejmować różne rodzaje nadwozi (coupe, limuzyna, kombi, kabriolet) i nawet kilkanaście wersji napędowych. Do tego dochodzi długa lista opcji wyposażenia. Aby było ciekawiej, liczba w symbolu modelu bywa niekiedy myląca. Pod maską mercedesa GLE 500e pracuje ten sam silnik spalinowy, co w mercedesie GLE 400, ale o dwa cylindry i o aż 1667 centymetrów sześciennych mniejszy niż w GLE 500. Tu V6 2996 ccm, tam V8 4663 ccm. Wszystko jasne? Uff...
Refleksja druga, czyli o względności wielkości...
4,82 metra długości, 2,14 m szerokości (z rozłożonymi lusterkami), 1,6 m wysokości. W naszym rozumieniu i w europejskiej skali mercedes GLE to kawał fury. W Stanach Zjednoczonych, które są najpoważniejszym rynkiem na tego typu pojazdy, może uchodzić co najwyżej za średniaka. Ot, poręczne w codziennym użytkowaniu, prestiżowe, bo z europejskim rodowodem, autko dla kobiety.
Ponieważ Amerykanie to ludzie wygodni, więc dla ułatwienia im wsiadania samochód wyposażono w biegnący wzdłuż progów specjalny stopień - podest.
Refleksja trzecia, czyli piękność nie jedno ma imię...
Czy SUV-y kupuje się ze względów estetycznych? Niekoniecznie. Owszem, taki wóz może zachwycać urodą, ale nie musi, bo nie tego się od niego wymaga. Dlatego nie będziemy oceniać wyglądu modelu GLE. Niech każdy uczyni to wedle własnego gustu. Nie potrafimy jednak powstrzymać się od ponownego (bo już to kiedyś czyniliśmy) zacytowania fragmentu opisu ze strony internetowej producenta, z którego wynika, że ten mercedes "z elegancją i spokojem opowiada o ekscytujących atrakcjach, pozwala oddychać wolnością i porywająco emanuje naturalnością." Mistrzostwo świata, sami z pewnością nie wymyślilibyśmy nic lepszego. Dodajmy, że oprócz naturalności GLE emanuje także "suwerennością". Cokolwiek to znaczy.
Refleksja czwarta, czyli o sile tradycji...
Dźwignia automatycznej skrzyni biegów umieszczona z prawej strony kierownicy, tam, gdzie w innych samochodach zazwyczaj znajduje się przełącznik wycieraczek. Włączanie wycieraczek pokrętłem w dźwigni kierunkowskazów. Elementy sterujące położeniem foteli - na boczkach drzwi. Mercedes pozostaje wierny swoim wypróbowanym rozwiązaniom, ostrożnie dawkując nowoczesność.
Nie inaczej jest w przypadku GLE 500e. Owszem, mamy tu liczne zaawansowane systemy bezpieczeństwa, ale zamiast wirtualnego kokpitu z nieskończoną liczbą możliwych konfiguracji kierowca widzi przed sobą klasyczny zestaw instrumentów z analogowym prędkościomierzem i takimże samym obrotomierzem. Jest bardzo przydatna kamera cofania wraz z jeszcze pożyteczniejszą wizualizacją sytuacji wokół samochodu oglądanego z góry, ale ten obraz, skądinąd bardzo dobrej jakości, ukazuje się na stosunkowo niewielkim i dość tanio prezentującym się ekranie. W dodatku obsługiwanym nie przez modny w pojazdach innych marek dotyk, lecz za pomocą typowego dla mercedesów pokrętła i gładzika.
Refleksja piąta, o tym, czy współczesne SUV-y mają jeszcze cokolwiek wspólnego z dawnymi terenówkami...
Patrząc na niskroprofilowe opony "naszego" mercedesa, nałożone na atrakcyjnie wyglądające, aczkolwiek delikatne alufelgi (rozmiar 21"), na lśniące, pokryte lakierem "designo biel diamentu bright" nadwozie, na wytworne wnętrze z elementami wykonanymi z drewna topoli, zastanawiamy się, kto z właścicieli takiego cacuszka zdecyduje się na wyprawę w krzaki,wądoły czy na taplaninę w błocie?
Do tego co prawda 500e jest wyposażone w napęd na obie osie, asystenta zjazdu, pneumatyczne nadwozie umożliwiające zmianę prześwitu, jednak nie ma, w przeciwieństwie do innych wersji modelu GLE, trybu terenowego. Dlatego, chociaż Mercedes wszystkie swoje auta serii G nazywa off-roaderami, to żywiołem hybrydy jest asfalt. Na którym zresztą czuje się ona świetnie.
Połączenie sześciocylindrowego, trzylitrowego silnika benzynowego ze wspierającym go silnikiem elektrycznym (moc systemowa takiego zespołu wynosi 440 KM a maksymalny moment obrotowy 650 Nm) zapewnia ciężkiemu pojazdowi znakomite osiągi. Prędkość maksymalna: 245 km/godz. Przyspieszenie od 0 do 100 km/godz.: w 5,3 sekundy. Hybrydowy GLE jest bardziej dynamiczny od większości kompaktowych hot hatchy! Czuje się to zwłaszcza na długich prostych, bowiem wielki SUV nie jest raczej przeznaczony do szaleństw na zakrętach.
Auto w trybie Comfort zachowuje się bardzo "po amerykańsku", miękko kołysząc się na nierównościach nawierzchni. Przejście na tryb Sport (jest jeszcze indywidualny oraz zestrojony z myślą o złych warunkach atmosferycznych) sprawia, że staje się jakby bardziej zwarte w sobie. Silnik żywiej reaguje na naciśnięcie pedału przyspieszenia, zawieszenie jest twardsze, układ kierowniczy bardziej bezpośredni, zmienia się też sposób pracy automatycznej skrzyni biegów. Różnice są naprawdę odczuwalne.
Refleksja szósta, czyli czy hybrydy w dużych SUV-ach mają sens?
GLE 500e to pierwsza w rodzinie SUV-ów Mercedesa hybryda typu plug-in, czyli z możliwością doładowania akumulatorów ze źródeł zewnętrznych, także ze zwykłego gniazdka elektrycznego. Trwa to, jak podaje producent, 4 godziny i pozwala przejechać na "elektryce" do 30 km. Oczywiście w odpowiednich warunkach. Kiedy takie rozwiązanie się sprawdzi? Przede wszystkim na krótkich trasach, gdy na obu ich krańcach istnieje możliwość uzupełnienia energii akumulatorze. Rano wyjeżdżam z pełną baterią. Przebijam się kilka - kilkanaście kilometrów przez korki. Na firmowym parkingu podłączam auto do gniazdka. Po powrocie do domu robię to samo we własnym garażu.
Trakcyjny akumulator jest także uzupełniany energią odzyskiwaną podczas hamowania, ale trudno wtedy zwiększyć zasięg samochodu więcej niż o parę kilometrów.
Według danych fabrycznych, GLE 500e zużywa średnio poniżej 4 litrów benzyny na 100 km. To rzecz jasna bujda, wynikająca z przyjętej procedury pomiarowej tego parametru w samochodach z napędem hybrydowym. Nam w trasie z trudem udało się zejść ze średnim spalaniem poniżej 10 l/100 km. W cyklu mieszanym (miasto plus szosa z domieszką autostrady) wzrastało ono do około 13 l/100 km.
W świecie dużych SUV-ów wciąż króluje napęd oparty o silniki wysokoprężne. GLE z najmocniejszym, trzylitrowym dieslem (V6) też ma bardzo dobre osiągi i można go kupić za niewiele ponad 290 000 zł. Cennik hybrydy zaczyna się od 354 000 zł; testowany przez nas, hojnie doposażony egzemplarz kosztuje prawie 500 000 zł. Kto zatem skusi się na taki wóz? Ktoś zamożny, a jednocześnie bardzo proekologicznie nastawiony. Ktoś, kto wierzy słowom członka zarządu koncernu Daimler AG, Thomasa Webera, twierdzącego, że "napęd hybrydowy typu plug-in stanowi kluczową technologię na drodze do lokalnie bezemisyjnej przyszłości samochodu". Ktoś, kto chce się wyróżnić nie tylko przez posiadanie luksusowego mercedesa, ale w dodatku wozu z nietypowym napędem. Ktoś, komu nie przeszkadza, że konieczność zamontowania ekstra baterii bardzo zmniejszyła pojemność bagażnika. Wreszcie ktoś, kto wytrzyma nerwowo szaleństwa wskaźnika zasięgu pojazdu, który potrafi z 60 km skoczyć ni stąd ni zowąd na 120 km, by za chwilę pokazać 40 km i straszyć rychłym unieruchomieniem auta.