Mercedes GLE 400d 4MATIC. Nasz test
SUV Coupé. Dla niektórych taka zbitka brzmi równie absurdalnie, jak niegdysiejsze określenie Trabant Limuzyna. Innym koncepcja pojazdu, który łączy masywność klasycznej terenówki z dynamiką auta sportowego, jak najbardziej przypadła do gustu. SUV-em Coupé jest Mercedes GLE 400d 4MATIC, który niedawno zawitał do naszej redakcji.
Ten model w salonach samochodowych powinien stać w części hali opatrzonej napisem: "Duże rozmiary". Prawie 5 metrów długości, ponad 2 m szerokości i z górą 1,7 m wysokości. Na froncie - logo wielkości talerza, na którym w restauracjach z domową kuchnią serwują schabowego z ziemniakami i kapustą. Koła na ogromnych, 22-calowych obręczach (opcja, standardowo są "dwudziestki"). A wewnątrz rekordowej chyba wielkości i wyjątkowo bogaty w informacje obraz z wyświetlacza przeziernego HUD, rzutowany na przednią szybę.
Rozmiar ma znaczenie, duży może więcej itd. Wiadomo, ale czy tak stylizowany pojazd - w miłym dla oka kolorze Czerwień Hiacyntu (wymaga dopłaty w wysokości, bagatela, 7000 zł), z wizualnym pakietem AMG, efektownymi alufelgami i wykonanymi ze szlachetnej stali stopniami przy progach - może się podobać? Naszym zdaniem tak. A jeżeli ktoś uważa inaczej, to przynajmniej musi przyznać, że zwraca uwagę i wzbudza respekt.
Ktoś, kto zna inne współcześnie produkowane Mercedesy, również we wnętrzu GLE Coupé poczuje się swojsko. Znajdzie tu bowiem rozwiązania i detale obecne w pozostałych modelach tej marki: dźwignię zmiany biegów przy kierownicy (spłaszczonej u dołu, przyjemnej w dotyku), umieszczone na drzwiach dźwigienki sterujące położeniem foteli, elementy, za pomocą których obsługuje się poszczególne systemy auta: pokrętła, przyciski, touchpad na centralnej konsoli, mikrogładziki na kierownicy itp.
Przednie, pokryte perforowaną skórą, anatomicznie wyprofilowane fotele rozpieszczają komfortem. Jedyne chyba, co można im zarzucić, to brak funkcji masażu. Z tyłu zasiądą wygodnie dwie dorosłe osoby. Pomimo, zgodnie z filozofią Coupé, wyraźnie opadającej linii dachu i obecności okna panoramicznego nawet wysocy pasażerowie nie są tu zmuszeni do pochylania głów. Choć ta wersja SUV-a, w porównaniu ze standardowym GLE, odznacza się zmniejszonym o 60 mm rozstawem osi (2935 mm) nie brakuje też miejsca na nogi.
Zajrzyjmy jeszcze do bagażnika. Ma on 655 litrów pojemności, która po złożeniu oparcia tylnej kanapy (powstaje wówczas niemal płaska powierzchnia) wzrasta do 1790 l. Poziom wykończenia - godny segmentu Premium. Pod podłogą zamiast koła zapasowego, przydatnego w samochodzie przygotowanym do off-roadu, znajdziemy zestaw naprawczy i... sporo pustej przestrzeni, która może uchodzić za schowek.
- "Hej Mercedes"
- "Tak, proszę?"
- "Jak się dzisiaj czujesz?"
- "U mnie wszystko w porządku, dziękuję, że zapytałeś".
Skoro wszystko gra, możemy ruszać...
Wciśnięcie ożywiającego pojazd guzika powoduje, że na kokpicie rozbłyskują dwa wyświetlacze, ukryte pod jednolitą taflą czarnego szkła. Opisywaliśmy je już wielokrotnie, lecz wciąż na nowo podziwiamy jakość grafiki, bogactwo barw, pomysłowość animacji, rozliczność możliwych konfiguracji i liczbę przekazywanych informacji. Niezbędnych, potrzebnych, aczkolwiek i takich, bez których zapewne moglibyśmy się obejść. No, chyba że kogoś naprawdę interesuje aktualne, wyrażone w procentach, wykorzystanie dostępnej siły hamowania czy wykres, pokazujący przebieg zużycia paliwa w czasie...
Włożony pod maskę recenzowanego samochodu trzylitrowy, sześciocylindrowy diesel wydaje się optymalnym i idealnym źródłem napędu dla ważącego prawie 2,3 tony SUV-a. Pracuje sprawnie, z dużą kulturą i cicho (niektórzy mogą nawet uznać, że zbyt dyskretnie). 330 KM mocy i potężny moment obrotowy (szczytowo 700 Nm) zapewniają godne szacunku osiągi: przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w ciągu 5,7 sekundy oraz 240 km/godz. prędkości maksymalnej. Wszystko to sprawia, że po naciśnięciu pedału gazu (jak chcesz, dowiesz się oczywiście, z jaką intensywnością to czynisz) Mercedes GLE 400d rusza przed siebie z impetem dywizji pancernej. Spalanie? Według komputera pokładowego, na 650-kilometrowej trasie (mniej więcej 70 proc. autostrada, po 15 proc. zwykłe drogi i miasto) - 10,5 l/100 km.
Na same pochwały zasługuje również dziewięciostopniowa automatyczna skrzynia biegów. Zawieszenie skutecznie wygładza nawet mocno zniszczone nawierzchnie. Zaawansowany napęd na obie osie i wspomagająca kierowcę wyrafinowana elektronika dają poczucie bezpieczeństwa (zastrzeżenia mamy jedynie do zbyt brutalnie interweniującego asystenta pasa ruchu oraz do skanera znaków drogowych - zdarzało się, że niektórych ograniczeń prędkości najzwyczajniej nie zauważał). O samopoczucie podróżnych dba dodatkowo zestaw specjalnych ćwiczeń, porad i multimedialnych prezentacji. Poczułeś się znużony? Uruchamiasz program o nazwie "Witalność". Wtedy z głośników świetnego systemu audio firmy Burmester przez 10 minut płynie pobudzająca muzyka, włącza się wentylacja przednich foteli, a ich oparcia i siedziska zaczynają się subtelnie, acz wyczuwalnie poruszać. Takie cuda...
Mercedes GLE nie jest z pewnością samochodem miejskim. Z trudem mieści się na wyznaczonych miejscach parkingowych w centrach handlowych, niełatwo się nim manewruje na osiedlowych uliczkach (choć tu z nieocenioną pomocą spieszą ostrzegacze i zestaw kamer, symulujących również widok samochodu z góry). Nie bardzo nadaje się też do szaleństw na ciasnych, górskich serpentynach. Jazda w terenie? Owszem, technika na to pozwala (tryb offroad, regulowany prześwit, napęd 4x4), lecz, jak to już niejednokrotnie podkreślaliśmy, nie wierzymy, by właściciele tak wymuskanego i kosztownego cacka ryzykowali wyprawę w prawdziwe wertepy. Naturalnym środowiskiem modelu, o którym piszemy, są autostrady i pozamiejskie szosy, z możliwością zjazdu na drogi szutrowe czy leśne dukty. Także te bardzo wyboiste czy zaśnieżone.
Podejrzewacie, że Mercedes GLE 400d 4MATIC Coupé nie jest samochodem tanim? Macie rację. Jego ceny zaczynają się od kwoty 399 800 zł. Za recenzowany przez nas egzemplarz należałoby zapłacić prawie 470 000 zł. No cóż, bez gwiazdy nie ma jazdy, a bez grubego portfela nie ma też gwiazdy... Przynajmniej nowiutkiej i w takim wydaniu.