Mazda CX-60 3.3 D spaliła mi 3,2 l/100 km. Diesel lepszy od hybrydy
Pojawienie się Mazdy CX-60 zostało entuzjastycznie powitane przez fanów klasycznej motoryzacji, głównie za sprawą silnika Diesla o dużej pojemności, jaki trafił pod jej maskę. Jednak japoński SUV ma jeszcze kilka innych wyróżników, które decydują o jego wyjątkowości, choć nie uniknięto pewnych niedociągnięć.
Nie da się ukryć, że Mazda CX-60 zbudziła duże zainteresowanie i niemałe zaskoczenie w momencie swojej premiery, a spowodowane było to między innymi zastosowanym w niej stosunkowo dużym silnikiem Diesla. Abyście lepiej zrozumieli, co w nim takiego ciekawego, pozwólcie że zarysuję szerszy kontekst. Otóż, żyjemy w czasach, kiedy jednostki napędowe robią się naprawdę mikroskopijne, również w większych samochodach. Nowy Peugeot 5008, duży, 7-osobowy SUV, ma pod maską 3-cylindrowy silniczek o pojemności 1,2 l wspomagany układem miękkiej hybrydy. Z kolei Mercedes-AMG GLC 63 może i oferuje aż 680 KM, ale to hybryda plug-in, w której jednostka spalinowa ma zaledwie 2 litry. Wielu producentów rezygnuje przy tym w ogóle z silników Diesla, ponieważ coraz trudniej sprawić, by spełniały nowe normy emisji, a zainteresowanie nimi spada.
I na to wszystko wchodzi Mazda z CX-60 - SUV-em klasy średniej z napędem na tył i rzędowym, sześciocylindrowym dieslem o pojemności 3,3 l pod maską. To niespodziewanie klasyczne podejście do motoryzacji zaskoczyło tym bardziej, gdy okazało się, że inżynierowie japońskiego producenta wcale nie zapomnieli zdjąć ze ściany kalendarza z 2010 roku. Po prostu stwierdzili, że zamiast jak najmniejszej pojemności, powinno się proponować pojemność najbardziej optymalną. Taką, która pozwala silnikowi jak najczęściej pracować w sposób efektywny. Nie od dziś wiadomo bowiem, że wysilone jednostki o niewielkiej pojemności, palą mało tylko wtedy, gdy bardzo delikatnie obchodzimy się z pedałem gazu.
Mazda obiecuje zaś, że niewielkie zużycie paliwa otrzymamy także podczas normalnej eksploatacji. Jak niewielkie? Podobno ważący 1,9 t SUV spala średnio 5 l/100 km. Czy to naprawdę możliwe?
Do testu otrzymałem mocniejszą odmianę, która ma nie 200 lecz 254 KM oraz napęd na wszystkie koła. Według producenta oznacza to wzrost średniego zużycia paliwa do 5,4 l/100 km. W 2-tonowym SUV-ie, przyspieszającym do 100 km/h w 7,4 s.
Muszę przyznać, że pierwsze wrażenia z jazdy Mazdą CX-60 okazały się przyjemnie tradycyjne. Sześciocylindrowy, rzędowy silnik to według purystów szlachetniejsze rozwiązanie niż V6 i dlatego BMW wierne jest takiemu układowi cylindrów, a kilka lat temu wrócił do niego także Mercedes. W japońskim SUV-ie jednostka ma rzeczywiście dobrą kulturę pracy, ale w jego dźwięku wyraźnie słychać twardą, wysokoprężną nutę. Szczególnie, gdy mocniej wciśnie się lecz, ale daje się rozpoznać, że mamy do czynienia z większym silnikiem i dźwięk może się podobać.
Nieco gorzej jest z subiektywnymi wrażeniami podczas przyspieszania. Sprint do 100 km/h w 7,4 s sugeruje naprawdę dobrą dynamikę, ale podczas codziennej jazdy nie jest ona odczuwalna. CX-60 rozpędza się sprawnie, lecz nie wyczuwamy potencjału, jaki daje maksymalny moment obrotowy wynoszący 550 Nm, dostępny już od 1500 obr./min. Dopiero agresywniejszy styl jazdy sprawia, że japoński SUV zaczyna sprawiać wrażenie naprawdę żwawego. Dużą część winy ponosi za to 8-biegowa skrzynia biegów, która pracuje dość łagodnie i dopiero po wybraniu trybu Sport i mocniejszym operowaniu prawą stopą, pozwala na wykrzesanie pełni możliwości silnika.
Tym jednak, co budzi znacznie większe emocje niż osiągi CX-60, jest jego spalanie. Czy naprawdę można osiągnąć zużycie tak niskie, jak obiecuje to producent? Sprawdziłem to i mój najlepszy wynik w tym 2-tonowym, sześciocylindrowym SUV-ie to... 3,2 l/100 km. Jakim cudem osiągnąłem taką wartość? Uzyskałem ją podczas jazdy pozamiejskiej z prędkościami 70-80 km/h i starając się jak najbardziej wykorzystać ukształtowanie terenu. Ponieważ CX-60 wyposażone jest w układ mild hybrid, pozwala żeglować na wyłączonym silniku. System działa naprawdę sprawnie, a bateria nie rozładowuje się szybko, więc możliwe jest pokonanie całkiem sporego dystansu z wyłączonym silnikiem.
Jeśli jednak nie nastawiacie się na ecodriving, to poza miastem CX-60 spali wam 4,5-5 l/100 km. Natomiast podczas jazdy autostradowej SUV Mazdy zużył 7,1 l/100 i podobne wartości zobaczycie też podczas jazdy po mieście. Jak na tak duży i ciężki samochód te wyniki naprawdę robią wrażenie.
Mazda od kilku lat stara się nas przekonać, że ma w sobie coraz więcej z marek premium. I rzeczywiście spore wrażenie robi wnętrze CX-60, w którym wita nas biała skóra Nappa, drewno klonowe oraz japońska tkanina. Całość prezentuje się naprawdę elegancko i jest to w pewnym stopniu elegancja dość klasyczna. Kierowca ma co prawda przed sobą cyfrowe zegary, a centralne miejsce na desce rozdzielczej zajmuje dotykowy ekran (oba o przekątnej 12 cali), lecz ekranem tym sterujemy także za pomocą centralnego pokrętła z umieszczonymi koło niego przyciskami skrótami do najważniejszych funkcji.
Osobny panel ma też klimatyzacja, dzięki czemu wszelkie zmiany w jej ustawieniach, czy też ustawieniach ogrzewania lub wentylacji foteli, możemy przeprowadzać błyskawicznie, bez przeklikiwania się przez menu. Jakże miła odmiana od rozpowszechnionego już sterowania dotykowego.
Czy zatem można powiedzieć, że Mazda CX-60 dorównuje SUV-om marek premium? Nie do końca. Przykładowo fotele są wygodne, ale mają słabe trzymanie boczne i zbyt krótkie siedziska. Nie posiadają też możliwości wydłużania, ani nie dostaniemy innych foteli na życzenie. Z kolei sam system multimedialny, który wielu pochwali za prostotę, ale biorąc pod uwagę ilość opcji i ustawień oferowanych przez konkurencję, CX-60 wypada nieco ubogo. Podobnie zegary, których wygląd zmienia się tylko nieznacznie zależnie od wybranego trybu jazdy i mają tylko dwa tryby prezentowania wskazań - okrągłych zegarów i z dużym podglądem na działanie systemów wsparcia. Nie macie co liczyć na przykład na pełnoekranową mapę.
Należy też pamiętać, że świetnie prezentujące się wnętrze to wyróżnik topowej wersji wyposażeniowej Takumi. Wybierając niższą Homura, otrzymacie czarną skórę i metalizowane wstawki, co wyraźnie zmienia odbiór auta. Tym bardziej tańsze odmiany materiałową tapicerką.
Nie do końca można pochwalić także ilość miejsca w środku. Z przodu oczywiście nie ma najmniejszych powodów do narzekania, ale pasażer tylnej kanapy mający 180 cm wzrostu, będzie już dotykał kolanami oparcia fotela. Od samochodu mającego 475 cm długości można oczekiwać nieco większej przestronności. Na szczęście przestrzeni nie brakuje nad głową, a tunel środkowy jest niski. Bagażnik zaś oferuje przyzwoite 570 l pojemności.
Z jednej strony można śmiało pochwalić Mazdę CX-60 za prowadzenie - zachowuje się przewidywalnie, pewnie wchodzi w zakręty, a podczas szybkiej jazdy daje się odczuć, że mamy do czynienia z samochodem, który domyślnie wysyła moc na tylne koła. Niestety znacznie częściej odczujemy minusy takiego zestrojenia układu jezdnego, ponieważ japoński SUV ma zwyczajnie zbyt twarde zawieszenie.
Niektórzy kupujący mogą to docenić, doszukując się w tym sportowego zacięcia, ale większość osób oczekuje od dużego SUV-a wysokiego poziomu komfortu. Niestety kupując CX-60 nie mamy żadnego wyboru. Nie jest tak, że testowany egzemplarz miał opcjonalne, sportowe zawieszenie, którego wystarczy nie zamawiać. Nie liczcie także na adaptacyjne amortyzatory, nie wspominając o pneumatyce.
Nie da się ukryć, że Japończycy stworzyli SUV-a naprawdę wyjątkowego. Prezentuje się bardzo atrakcyjnie (szczególnie w testowanej konfiguracji), a jego wykończenie wnętrza może zawstydzić niejednego posiadacza auta marki premium. Do tego dochodzi pozornie niedzisiejszy, ale wspaniale wydajny układ napędowy, łączący przyjemność z jazdy z zaskakująco niskim zużyciem paliwa.
Świetny obraz zaburza niestety przeciętna ilość miejsca z tyłu, twarde zawieszenie oraz braki w wyposażeniu, które dzielą CX-60 od modeli marek premium. Przybliża do nich natomiast cena - testowana wersja silnikowa kosztuje 255 tys. zł, zaś z kompletnym wyposażeniem dobija do 315 tys. zł. Co innego kupimy za taką kwotę?
Na przykład debiutujące właśnie na rynku BMW X3, które z porównywalnym wyposażeniem wymaga dopłaty tylko 14 tys. zł. Co prawda pod maską pracuje jedynie 2-litrowy silnik o mocy 197 KM, ale zapewnia on niemal identyczne osiągi co jednostka Mazdy. Z kolei za 280 tys. zł kupicie Skodę Kodiaq, także z 2-litrową jednostką, ale również ze zbliżonymi osiągami i wyposażoną w takie elementy jak adaptacyjne zawieszenie, masaż przednich foteli oraz ogrzewanie postojowe, których w CX-60 nie znajdziemy.