Obejrzałem Astona Martina Valhallę. Już wiem, o co poproszę Świętego Mikołaja
Aston Martin Valhalla to hybrydowy supersamochód, który powstanie w limitowanej liczbie egzemplarzy i wręcz szokuje ceną. Obejrzałem auto, które niedługo stanie w garażu jednego z polskich klientów.
Aston Martin Valhalla to supersamochód, który już niedługo trafi do oferty brytyjskiego producenta. Produkcja modelu rozpocznie się w przyszłym roku i zamknie się na liczbie 999 egzemplarzy.
Aston Martin Valhalla nie jest krzykliwy. Oczywiście fantastycznie poprowadzone linie nadwozia wyraźnie wskazują, że mamy do czynienia z bardzo szybkim i mocnym autem. Valhalla nie krzyczy jednak "spójrzcie na mnie". Ten Aston jest spokojnym, stonowanym, małomównym Brytyjczykiem, który nie mówi o swoich umiejętnościach, ale je pokazuje.
Egzemplarz zaprezentowany w warszawskim salonie Astona Martina nie tylko można było zobaczyć, ale również do niego wsiąść. Obcowanie z samochodem tego pokroju jest niesamowite. Pierwszą rzeczą, która robi wrażenie, są otwierane do góry drzwi. Znakomicie ułatwiają one zajmowanie miejsca w kabinie.
Ta zaskakuje minimalizmem. W centrum konsoli środkowej znajduje się ekran dotykowy... i to z grubsza tyle. Sportowy charakter wnętrza podkreśla nisko ulokowany fotel i mała, nieco kwadratowa kierownica, bardziej przypominająca wolant. Podpowiadają, że to auto sporo potrafi i według danych technicznych, faktycznie ma tak ma być.
Na początku warto wspomnieć, że Valhalla to hybryda typu plug-in. Centralnie umieszczony, 4-litrowy silnik V8 generuje 750 KM i przekazuje napęd wyłącznie na tylną oś. Wspierają go dwa silniki elektryczne (jeden umieszczony na przedniej osi, a drugi na tylnej). Generują one dodatkowe 204 KM. W efekcie łączna moc układu wynosi 950 KM.
Ciekawostką jest, że 8 biegowa dwusprzęgłowa skrzynia biegów nie posiada biegu wstecznego. Przerażonych perspektywą utknięcia w ślepej uliczce lub własnym garażu potencjalnych właścicieli uspokajamy - za cofanie odpowiada silnik elektryczny umieszczony z przodu.
Cała konstrukcja, m.in. przez bardzo szczodre użycie włókna węglowego, jest niezwykle lekka. Aston Martin Valhalla waży tylko 1 550 kg. W efekcie auto rozpędza się do setki w 2,5 s. Prędkość maksymalna wynosić ma dokładnie 350 km/h. Celem Valhalli jest pokonanie Północnej Pętli toru Nürburgring w 6 min. 30 s. i tym samym zdetronizowanie obecnego rekordzisty wśród samochodów produkcyjnych z homologacją drogową - Mercedesa-AMG One.
Aston Martin Valhalla oferuje również możliwość jazdy wyłącznie w trybie elektrycznym. Nie jest ona jednak zbyt imponująca jeśli porównać ją z możliwościami całego układu hybrydowego. Co prawda prędkość maksymalna wynosi 130 km/h, ale zasięg jest ograniczony do zaledwie 15 km.
Dołączenie do grona 999 szczęśliwców, którzy już niedługo zostaną właścicielami takiego samochodu, wiąże się z wydatkiem ok. 700 tys. euro netto, a to obecnie prawie 3,3 mln złotych netto. VAT na samochody wciąż wynosi 23 proc., połowa stawki akcyzy, z której korzystają hybrydy pług-in, to kolejne 9,3 proc. do finalnej ceny auta.
Ze względu na cenę, która finalnie znacznie przekracza 4 miliony złotych, trudno nazwać Astona Martina Valhallę okazją. Niemniej znalazł się jeden Polak, który postanowił dołączyć do elitarnego grona przyszłych właścicieli Valhalli. Podejrzewam, że jedyny prezent, o jaki poprosi Świętego Mikołaja, dotyczył rychłego odbioru nowej zabawki. I wcale mnie to nie dziwi.
***