Nowe wcielenie Ursusa Elvi. Czy to Lublin z elektrycznym napędem?

W Jasionce koło Rzeszowa (podkarpackie) trwa, skupiający przedstawicieli biznesu, nauki, polityki oraz administracji publicznej "Kongres 590". To największe tegoroczne sympozjum, którego celem jest promowanie "dynamicznego rozwoju polskiej gospodarki".

W imprezie, której prelegentami są m.in. prezydent Andrzej Duda, premier Beata Szydło i wicepremier Mateusz Morawiecki, uczestniczą przedstawiciele wielu dziedzin przemysłu. Wśród prezentowanych eksponatów zobaczyć można m.in. kolejny prototyp nowego, elektrycznego samochodu dostawczego konstrukcji Ursusa - model Elvi.

W oficjalnym komunikacie czytamy, że "nowatorska koncepcja dostawczego samochodu elektrycznego ELVI stworzonego przez Ursus S.A." jest "szansą na popularyzację polskiej myśli technologicznej". Brzmi ciekawie, przynajmniej do czasu, aż nie zapoznamy się z wyglądem pojazdu.

Reklama

Przypomnijmy, że pierwszy z prototypów dostawczego Ursusa na prąd zobaczyć można było już w kwietniu, na targach technologiczno-przemysłowych Hannover Messe. Niestety, w stosunku do prezentowanej wówczas wersji, samochód zmienił się na gorsze. Miejsce wykonanej z laminatów szoferki o nowoczesnych kształtach zajęła blaszana kabina do złudzenia przypominająca tę... znaną z dostawczych Lublinów...

Opatrzone nadwozie zyskało wprawdzie nową maskę, błotniki i przeniesione na lusterka kierunkowskazy, ale nie da się ukryć, że całość nie prezentuje się ani ładnie ani nowocześnie. To prawda - ocenianie książki po okładce nie jest mądre, ale markowanie najnowszych osiągnięć polskich inżynierów kabiną produkowanego od 1993 (!) roku Lublina nie jest dobrym pomysłem...

Niestety, firma nie chwali się zastosowanymi w pojeździe rozwiązaniami technicznymi, co pozwala sądzić, że najnowszy model Ursusa, zwiastujący "dynamiczny rozwój polskiej gospodarki", ma zdecydowanie więcej wspólnego z poczciwym Lublinem niż tylko kabinę. Taki wniosek wysnuć można chociażby przyglądając się bliżej konstrukcji układu napędowego (na tylną oś) i tylnego zwieszenia na resorach piórowych. Co więcej - producent nie podał nawet wymiarów pojazdu. Informuje jedynie, że całkowita dopuszczalna masa pojazdu to 3,5 tony. Nie wiadomo natomiast, ile wynosi ładowność, bo... producent sam gubi się w zeznaniach, raz podając 1100, a innym razem - 1500 kg.

Tajemnicą objęty jest również układ napędowy. Wiemy jedynie, że samochód wykorzystuje litowo-jonowe akumulatory, "które doładować można do 90 proc. pojemności w zaledwie 15 minut" (jeśli tak jest w rzeczywistości, to naprawdę świetny wynik). Prędkość maksymalna pojazdu to 100 km/h. W pełni naładowane baterie wystarczać mają na pokonanie dystansu do 150 km.

Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że pokazywany w Jasionce prototyp ma jedynie na celu zobrazowanie różnorakich możliwości zabudowy pojazdu. Chcemy wierzyć, że wybór kabiny Lublina nie wynika z faktu, że firma "zderzyła" się właśnie z procedurami homologacyjnymi i zarzuciła pomysł zbudowania szoferki, jakiej makietę można było zobaczyć we Frankfurcie. Chcielibyśmy też wierzyć, że nie mamy właśnie do czynienia z odkopanym projektem z połowy lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku (rama, karoseria, zawieszenie, przeniesienie napędu), a jego innowacyjność nie polega jedynie na wyrzuceniu licencyjnej,  wysokoprężnej Andorii 4C i wstawieniu w jej miejsce układu napędowego z Melexa. Lub ewentualnie, że pojazd ten służy jedynie do pokazania napędu elektrycznego, natomiast kabina nałożona jest na zasadzie "dajmy cokolwiek"...

W przeciwnym wypadku oznaczałoby to przecież kpinę nie tylko z obecnych na "Kongresie 590", ale przede wszystkim z potencjalnych nabywców.

Ze swojej strony przypominamy, że obecny Ursus (wcześniej POL-MOT-Warfama) już w 2011 roku przejął część zakładów dawnej Fabryki Samochodów Ciężarowych w Lublinie, w których dziś powstają maszyny rolnicze.

Paweł Rygas

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy