Polskie drogi

Kierowca blokuje lewy pas ekspresówki i dziwi się, że kogoś to zdenerwowało

Opisywaliśmy niedawno przypadek kierowcy, który uporczywie blokował lewy pas drogi ekspresowej, ponieważ... nikt mu nie powiedział, że nie wolno tak robić. Niedawno w sieci pojawiło się kolejne nagranie z ofiarą polskiego systemu szkolenia kierowców w roli głównej.

Ten przypadek jest jednak poważniejszy, ponieważ to sam niedouczony kierowca zamieścił nagranie ze swojego postępowania i to pod własnym nazwiskiem. Zrobił to oczywiście w przeświadczeniu, że nie zrobił niczego złego i chciał napiętnować zachowanie kierowców, których do niewłaściwego zachowania sam sprowokował. Co więcej, ogłosił, że zgłosił sytuację organom ścigania.

Sytuacja miała miejsce na drodze ekspresowej S8. Autor nagrania wyprzedza pojazdy poruszające się prawym pasem, jadąc z maksymalną dopuszczalną prędkością 120 km/h (co wyraźnie podkreśla). Po wyprzedzeniu jednego z nich, prawy pas miał pusty, a tuż za nim jechał Ford Mondeo. Czy autor nagrania zjechał na prawy pas? Oczywiście, że nie. Wyprzedził po chwili dwa kolejne samochody i czy zjechał na prawo? Oczywiście, że nie. Kierujący Mondeo, najwyraźniej widząc, z kim ma do czynienia, wyprzedził go prawym pasem (co, przypominamy, jest dozwolone) i pojechał dalej.

Reklama

Autorowi nagrania nie dało to jednak w żaden sposób do myślenia. Do zjechania na prawo nie skłonił go również kolejny kierowca, tym razem w BMW X3, który wyraźnie dawał do zrozumienia, że chciałby jechać szybciej, a prawy pas jest wolny. "Nie, nie będę. Ja wyprzedzam" - mówi w pewnym momencie autor, patrząc na długi i pusty fragment drogi. Następnie dodaje coś, co brzmi jak "pierniczę ich", co zgrabnie oddaje jego stosunek do innych kierowców.

Jednak "pierniczy" nie tylko innych kierowców, ale również obowiązek jazdy prawym pasem. On na horyzoncie widzi pojazdy, które za jakiś czas będzie wyprzedzał, więc nie ma zamiaru nikomu zjeżdżać. A poza tym to on jedzie "z maksymalną dopuszczalną prędkością 120 km/h". Zachowanie typowe dla tak zwanych szeryfów, którzy kierują się własnymi zasadami ruchu drogowego, a wszystkich, którzy starają się ich wyprowadzić z błędu, określają "bandytami drogowymi".

Takie zachowanie mocno zdenerwowało kierowcę Mercedesa GLK, który wyprzedził prawym pasem BMW oraz autora nagrania, a następnie nacisnął na hamulec. Nie zrobił tego mocno, ani nie trzymał hamulca długo. Autor nie musiał nawet dotykać swojego hamulca (ale zrobił to, ledwo zauważalnie i z opóźnieniem). Zachowanie karygodne, ale w tym przypadku chodziło zapewne o "zwrócenie uwagi" kierowcy, że się pogubił i jedzie złym pasem. Według autora nagrania jest to jednak "przestępstwo sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym", które zgłosił do prokuratury (!). Natomiast kierowcę BMW zgłosił na policję za niezachowanie bezpiecznego odstępu oraz nieuzasadnione używanie świateł drogowych. To czy zgłosił przy okazji samego siebie za niedopełnienie obowiązku poruszania się prawym pasem oraz utrudnianie ruchu innym pojazdom, pozostaje zagadką.

Warto dodać, że na podstawie słupków drogowych i czasu, w jakim samochody pokonywały odcinek między nimi, można stwierdzić, że kierowca mówił prawdę i faktycznie jechał 120 km/h. Łatwo można również wyliczyć, że "manewr wyprzedzania" zajął mu... 3,6 km! Taki dystans pokonał od początku filmu do zjechania na prawo. Problem polega jednak na tym, że już na początku nagrania auto jedzie lewym pasem. Ile jechało wcześniej - wie tylko autor...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama