Volkswagen ID.4. Ten samochód przekona cię do elektryków

Jeżeli proces elektryfikowania oferty Volkswagena przyrównamy do powieści sensacyjnej, to debiut modelu ID.3 moglibyśmy uznać za obiecujący prolog, a wejście na rynek ID.4 za jej pierwszy, wprowadzający w intrygującą fabułę rozdział, z mocnym zawiązaniem akcji i wyrazistym, interesującym bohaterem.

ID.4 to samochód od  ID.3 większy i przestronniejszy (co dotyczy także przestrzeni bagażowej), a jednocześnie równie zwinny, przyjazny w codziennym użytkowaniu i pozwalający na jeszcze dłuższe, niż jego nieco starszy pobratymiec, wyprawy bez obaw o pustki w akumulatorze. No i reprezentuje modny segment SUV-ów. Od razu został zresztą okrzyknięty elektrycznym odpowiednikiem spalinowego Tiguana.

Na temat jego wyglądu zewnętrznego nie będziemy się wypowiadać. W końcu tego rodzaju pojazdy nie są zazwyczaj tworzone z myślą o udziale w konkursach samochodowej piękności. Chociaż gdy przyjrzeć mu się bliżej i bez uprzedzeń, trzeba przyznać, że ID.4 swój urok ma i nie jest zwykłym pudłem na kołach. Dodajmy, że na kołach okazałych, bo dwudziestocalowych i obutych w opony marki Hankook. Tu pora na pierwsze westchnienie: ech, oto dożyliśmy czasów, gdy rumuńskie dacie są wyposażane w micheliny i continentale, a wozy niemieckie - w gumy koreańskie, nie cieszące się, przynajmniej nad Wisłą, szczególnym poważaniem.

Wspomnieliśmy o przestronności wnętrza ID.4... Ba, jest ono wręcz przepastne. Za kierownicą, na obszernym fotelu, wygodną dla siebie pozycję znajdzie człek nawet o zdecydowanie ponadnormatywnych rozmiarach. Mnóstwo miejsca, przy rozstawie osi wynoszącym 2771 mm  (Tiguan - 2680 mm), jest również na tylnej kanapie. ID.4 to jedno z nielicznych aut, które bez żadnych problemów zalicza, i to na piątkę z plusem, nasz "test dryblasa", czyli sytuację, gdy za kierowcą mierzącym 190 cm wzrostu zechce usiąść równie rosły pasażer. Dodatkowym atutem tej części kabiny jest całkiem płaska podłoga. Bagażnik wedle papierów ma standardową pojemność 543 litrów, choć na oko wydaje się jeszcze większy. Pod jego podłogą znajdziemy poręczną skrytkę na kable. Koło zapasowe? Brak, samochód jest wyposażony w samouszczelniające się opony.

Materiały wykorzystane do wystroju wnętrza wyglądają porządnie, ale są, niestety, przeważnie twarde. To jakaś nowa moda, za którą podążają producenci aut. Dla oszczędności czy z niezrozumiałej tęsknoty za odległą przeszłością motoryzacji? Niespecjalnie przypadły też nam do gustu dwa  oddzielne, rachityczne podłokietniki przy przednich fotelach.

Kokpit do złudzenia przypomina ten z modelu ID.3. Mamy tu zatem umieszczony na kolumnie kierownicy minimalistyczny, zarówno co do rozmiarów, formy, jak i przekazywanych treści, cyfrowy wyświetlacz oraz centralny ekran dotykowy. Z softwarem w ID.3 było sporo problemów. Być może zostały już one ostatecznie rozwiązane, w każdym razie w testowanym ID.4 system multimedialny działał szybko i sprawnie. Również do jakości grafiki i przejrzystości układu menu nie wnosimy w zasadzie zastrzeżeń. Trudno natomiast pominąć milczeniem funkcjonowanie obsługi głosowej. Może nie potrafimy jej obsługiwać, może mamy pecha, seplenimy, w każdym razie w ID.4 irytuje ona podobnie jak w innych modelach Volkswagena. Nie rozumie poleceń, myli się i "podsłuchuje" podróżnych, nic stąd ni zowąd wtrącając się do ich rozmowy niedorzecznymi pytaniami.

Z iD.4 trudno się dogadać, za to dziecinnie łatwo się ten wóz uruchamia. Po prostu wsiadamy do auta (byliśmy nieco zaskoczeni, że użyczony nam egzemplarz nie jest wyposażony w system bezkluczykowy i elektryczne sterowanie klapą bagażnika; ręcznie ustawia się także fotele), umieszczoną przy mniejszym z wyświetlaczy manetkę kierunku jazdy przestawiamy w żądane położenie, naciskamy prawy pedał z symbolem "play" (do hamowania służy ten ze znakiem pauzy) i... ruszamy.

Sercem e-SUV-a z Wolfsburga jest umieszczony przy tylnej osi i napędzający tylne koła silnik elektryczny o mocy 150 kW, czyli 204 KM. Volkswagen chwali się, że jest on tak kompaktowy, iż zmieściłby się w sportowej torbie. Nieco więcej ambarasu byłoby niewątpliwie z dwunastomodułową baterią, ważącą, bagatela, 493 kilogramy. Ma ona niebagatelny udział w całkowitej masie auta, wynoszącej aż 2124 kg. VW ID.4 waży więcej niż recenzowany przez nas niedawno Mercedes klasy S 400d Long! W ruchu owych z górą dwóch ton jednak zupełnie się nie odczuwa. Przeciwnie, ID.4 oszukuje grawitację i sprawia wrażenie, że jest lekki niczym portfel przed wypłatą. Stabilność, którą zapewniają nisko położony środek ciężkości i niemal idealny rozkład mas, zestrojenie zawieszenia, praca układu kierowniczego, cisza panująca w kabinie powodują, że jazda tym samochodem jest czystą przyjemnością i relaksem. Dodajmy do tego typową dla aut elektrycznych dynamikę przy starcie spod świateł, której nie oddaje nominalna wartość  przyspieszenia od 0 do 100 km (8,5 sekundy; prędkość maksymalna ograniczona do 160 km/godz.) oraz będącą pochodną koncepcji z tylnym napędem zwrotność (średnica zawracania: 10,2 metra).

Producent określa zasięg swojego SUV-a na 500 km, przy zużyciu energii na poziomie 18 kWh/godz. Na dokładną weryfikację wspomnianych danych w różnych warunkach drogowo-pogodowych i przy zróżnicowanych stylach jazdy przyjdzie być może jeszcze czas. Na razie ograniczymy się do informacji, że my "spalaliśmy", w przeliczeniu na 100 km i godzinę, od 10,2 do 19,2 kWh. Najmniej na względnie krótkich (5 - 20 km) odcinkach miejskich, z częstymi hamowaniami, owocującymi odzyskiem energii, i z użyciem trybu B, dającego większą rekuperację. Czas postoju przy ładowarce skraca możliwość napełniania baterii prądem stałym o mocy 125 kW. Oczywiście jeżeli komuś uda się znaleźć w Polsce takie urządzenie...

Volkswagen ID.4 to samochód, który po kilku dniach może przekonać do idei elektryfikacji motoryzacji nawet zdeklarowanego sceptyka. O ile ów niedowiarek będzie człowiekiem odpowiednio majętnym. Niemiecki e-SUV w bogato wyposażonej wersji 1ST Pro Performance, z litowo-jonowym akumulatorem 77 kWh, kosztuje 202 390 zł. Za testowanego przez nas niedawno VW Tiguana Elegance, hybrydę plug-in w topowej konfiguracji, należałoby zapłacić 18 000 zł mniej.

Przyznajemy, że wybór między wspomnianymi pojazdami jest trudny. Za modelem spalinowo-elektrycznym, poza nieco niższą ceną, przemawia mimo wszystko większa uniwersalność, choćby możliwość spokojnego wyjazdu na urlop do Chorwacji. Za czystym elektrykiem - nowoczesność i niezrównana  przyjemność z użytkowania na co dzień.  

***

INTERIA.PL
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy