Niewygodne fakty o autach na prąd. Główny naukowiec Toyoty ostrzega
Szybkie i wymuszone przepisami przestawianie motoryzacji na samochody elektryczne wciąż budzi spore kontrowersje.
Czy samochody elektryczne są ekologiczne? Gdy jadą na prądzie z instalacji fotowoltaicznej - niewątpliwie tak. Ale gdy spojrzymy na nie z szerszej perspektywy, sprawa nie wygląda już tak optymistycznie.
Przed wszystkim produkcja samochodów elektrycznych jest znacznie bardziej zasobochłonna, a przez droższa niż samochodów spalinowych. Powodem są duże i ciężki baterie, których produkcja pochłania olbrzymie ilości pierwiastków rzadkich, jak lit czy kobalt. Co więcej w takich kopalniach powszechnie używane są potężne pojazdy, które napędzane są oczywiście przez silniki... wysokoprężne.
Firmą, która dość sceptycznie podchodzi do samochodów elektrycznych jest Toyota. Co prawda, ten największy na świecie producent samochodów ostatnio zaprezentował pierwsze pojazdy o napędzie bateryjnym i zapowiedział kolejne modele, to jednak równocześnie nadal inwestuje z układy hybrydowe i wodorowe, nie przesądzając, który z nich jest najlepszy.
Jednak zatrudniani przez Toyotę specjaliści systematycznie podnoszą niewygodne fakty na temat elektrycznych samochodów. Dr Gill Pratt to szef Toyota Research Institute i dyrektor naukowy Toyota Motor Corporation, który ostatnio wprost powiedział, że przystosowanie sieci energetycznych do zasilania samochodów elektrycznych potrwa dziesięciolecia.
Gill Pratt uważa, że niedobory surowców potrzebnych do produkcji baterii w końcu się skończą, gdy powstaną nowe kopalnie, ale to zajmie lata. Według Pratta miną "dziesięciolecia" zanim na odpowiednim poziomie znajdą się wszystko elementy układanki potrzebnej do przestawienia transportu na samochody elektryczne. Konieczne jest bowiem wybudowanie nie tylko szeregu nowych kopalni litu, ale także instalacji zapewniających olbrzymie ilości energii odnawialnej, rozbudowa linii przesyłowych, a także magazynów energii.
W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że Unia Europejska, pod naciskiem Niemiec, dopuściła po 2035 sprzedaż samochodów spalinowych zasilanych paliwem syntetycznym, pod warunkiem, że całkowita emisja CO2 na produkcję i spalanie paliwa będzie równa zero (w produkcji paliw syntetycznych wykorzystuje się CO2 w podobnej ilości, jaka jest emitowana podczas jazdy samochodem). Jednak Unia nie narzuciła krajom członkowskim przestawienia systemów energetycznych na zeroemisyjną produkcję prądu. A przecież w Polsce około 2/3 prądu pochodzi dziś z... węgla.
Gill Prat zwrócił uwagę na jeszcze jeden aspekt szybkiego przechodzenia na elektromobilność. Darmowe parkowanie, prawo do jazdy po buspasach, zwolnienia z podatków czy też dopłaty do zakupów mogą sprawić, że część bogatszych osób zdecyduje się na zakup samochodów elektrycznych. Ale co z pozostałymi, których na takie samochody - wciąż wyraźnie droższe niż spalinowe - nie stać?
Takie osoby po prostu nie będą zmieniać samochodów, ale będą jeździć tymi pojazdami, które mają obecnie. A to - jeśli chodzi tylko i wyłącznie o emisję CO2 - będzie gorsze niż zakup nowego samochodu spalinowego, który dziś de facto oznacza zakup auta hybrydowego o mniej lub bardziej rozwiniętym komponencie elektrycznym.
Na ten aspekt szczególnie należy zwrócić uwagę, w takich krajach jak Polska. Dla zdecydowanej większości Polaków dopłaty z programu "Mój elektryk" w wysokości nawet 27 tys. zł nie mają znaczenia, bo samochód elektryczny kosztuje około 200 tys. zł.
Wymuszone przejście na napędy elektryczne sprawi, że nastąpi blokada dopływu samochodów spalinowych na rynek pojazdów używanych, w efekcie wzrosną ceny, a Polska może stać się "motoryzacyjną Kubą", czyli krajem, w którym jak tylko się da, będzie się utrzymywało przy życiu stare samochody spalinowe.