Niemcy przyznają się do błędu. Przy okazji kompromitują Polskę
Niemcy prawdopodobnie nie zdołają zrealizować planu miliona zarejestrowanych samochodów elektrycznych do 2020 roku i będzie on musiał być opóźniony o dwa lata - wynika z raportu rządowego ciała doradczego ds. elektromobilności.
"Biorąc pod uwagę obecną dynamikę rynku, cel jednego miliona prawdopodobnie zostanie przesunięty na 2022 rok" - napisano w przekazanym w środę kanclerz Angeli Merkel raporcie Narodowej Platformy Elektromobilności (NPE), która jest ciałem doradczym niemieckiego rządu.
Według raportu, w 2017 roku liczba pojazdów elektrycznych w Niemczech podwoiła się, co było największym wzrostem na świecie, i na koniec ubiegłego roku zarejestrowanych ich było 131 tysięcy. Do tego wzrostu przyczynił się uruchomiony w 2016 roku system subsydiów, który ma wartość około miliarda euro i jest częściowo finansowany przez niemieckie firmy motoryzacyjne. Jednak wielu potencjalnych nabywców zniechęcają wciąż wysokie ceny samochodów elektrycznych, ich ograniczony zasięg i brak wystarczającej liczby punktów ładowania.
Niemiecka koalicja rządowa, aby wspomóc przejście na bardziej przyjazny dla środowiska transport, planuje złagodzić obciążenia podatkowe dla właścicieli samochodów elektrycznych, zbudować co najmniej 100 tysięcy nowych punktów ładowania i subsydiować systemy wspólnego użytkowania samochodów (car-sharining).
"Na pewno mieliśmy opóźniony start do elektromobilności, ale teraz to nadganiamy" - powiedział w środę minister transportu Andreas Scheuer, dodając, że nie widzi obecnie potrzeby tworzenia dalszych systemów zachęt.
Niemcy zachęcają także producentów samochodowych, by połączyli siły i rozpoczęli produkcję baterii, uniezależniając się od azjatyckich dostawców. Minister gospodarki Peter Altmaier, który prowadzi rozmowy na ten temat z innymi krajami Unii Europejskiej, powiedział we wtorek w Brukseli, że ich końcowa faza odbędzie się w listopadzie w Berlinie. Zastrzegł jednak, że nie może podać szczegółów, dopóki nie zostaną wyjaśnione sprawy związane z unijnymi regulacjami w zakresie pomocy publicznej i antymonopolowymi. "W ciągu kilku lat Europa będzie miała konkurencyjny sektor produkujący baterie, który będzie mógł przetrwać bez pomocy państwowej" - oświadczył Altmaier po spotkaniu unijnym komisarzem ds. energetyki Maroszem Szefczoviczem.
Przypomnijmy, że rząd PiS ma podobny program. Zgodnie z jego założeniami po polskich drogach również ma jeździć milion aut elektrycznych, tyle tylko, że ma to nastąpić w 2025 roku, a nie w 2020, jak planowali Niemcy. Czy więc w 2025 roku po Polsce i Niemczech będą w sumie jeździły dwa miliony samochodów elektrycznych? Otóż - nie.
Jak wspomniano wyżej, do końca zeszłego roku w Niemczech zarejestrowano 131 tys. aut elektrycznych. W pierwszej połowie roku w całej Unii Europejskiej sprzedano kolejne 143 tys. "elektryków", przy czym ta liczba obejmuje hybrydy ładowane z gniazdka (PHEV), których rząd PiS nie uznaje za auta elektryczne (wynika to z przyjętej ustawy o elektromobilności, która nie przewiduje absolutnie żadnych preferencji dla tego typu pojazdów). Z tego 12 tys. wypadło na Niemcy, co daje na koniec czerwca 143 tys. zarejestrowanych tam samochodów na prąd.A jak prezentuje się Polska? W pierwszym półroczu w Polsce sprzedały się 672 auta ładowane z gniazdka, z czego 279 samochodów wyłącznie elektrycznych i 393 hybrydy PHEV. Nic więc dziwnego, że premier Morawiecki, ostatnio mocno zajmujący się kompanią wyborczą, skwapliwie pomija zarówno wizję miliona aut elektrycznych, jak i temat polskiego auta na prąd. Przypomnijmy, że hucznie ogłoszony konkurs, który miał zaowocować polskim samochodem, zakończył się wyłonieniem kilka grafik, a później spuszczono wstydliwą zasłonę milczenia.