Halo, halo! Będzie ten jeżdżący prototyp polskiego "elektryka"?

Jakoś tak bez wielkiego rozgłosu minęła rocznica ogłoszenia wyników konkursu na polski samochód elektryczny, konkretnie na wizualizację jego nadwozia. Dokładnie 12 września 2017 r. podczas fety w warszawskim hotelu Hilton podano nazwiska czterech laureatów. I co? No właśnie - i co?

"Idea konkursu zorganizowanego przez ElectroMobility Poland była zbieżna z naszymi planami i oczekiwaniami. Dziś widzimy efekty pracy uczestników konkursu i jury - nowoczesne, atrakcyjne i wykonane zgodnie z najnowszymi trendami projekty, przygotowane przez rodzimych projektantów, które staną się fundamentem do powstania polskiego auta elektrycznego. Gratuluję zwycięzcom i cieszę się, że polscy projektanci pokazali swoje umiejętności i potencjał" - mówił podczas wspomnianej fety minister energii Krzysztof Tchórzewski.

Zgodnie z zapowiedziami, jeżdżący prototyp pierwszego polskiego "elektryka" miał pojawić się na naszych drogach i ulicach w roku 2018. Do sylwestra pozostało już niewiele ponad trzy miesiące, czasu jest zatem mało, ale kto wie, może gdzieś tam, w zaciszu biur konstruktorów i pod dachami fabrycznych hal wre praca, której efekty niebawem ujrzymy i oniemiejemy z zachwytu. Na razie zajrzeliśmy na stronę internetową spółki ElectroMobility Poland, spodziewając się, że znajdziemy tam mnóstwo bieżących informacji na ten temat.

Reklama

Niestety, najświeższy wpis pochodzi z połowy maja i dotyczy wystąpienia prezesa EMP w trakcie Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Czy Piotr Zaremba, powołany na to stanowisko miesiąc wcześniej, opowiadał może o działaniach kierowanej przez siebie spółki? Niekoniecznie. Z zamieszczonego omówienia wynika, że mówił przede wszystkim o elektromobilności, jako o wielkiej szansie na rozwój ekonomiczny kraju. Wspomniał też, iż w 2017 r. sprzedaż samochodów elektrycznych w Polsce wzrosła o 300 proc.

Trzysta procent... Taki wskaźnik musi robić wrażenie. Jednak entuzjazm nieco przygasa, gdy spojrzymy na liczby bezwzględne. Ów imponujący przyrost oznacza bowiem skok sprzedaży do... 484 aut. W ciągu całego roku.

Mocno lansowany przez rząd i osobiście przez premiera Mateusza Morawieckiego Plan Rozwoju Elektromobilności zakłada, że w 2025 r. po polskich drogach będzie jeździć milion samochodów elektrycznych. Aby cel został osiągnięty, trzeba ostro przyspieszyć. W tym miejscu moglibyśmy zacząć kpić, ironizować, szydzić, ale... nie będziemy. Co nie zmienia oceny realności rzeczonego programu. Oczywiście nie jest powiedziane, że na wymarzony milion "elektryków" mają składać się wyłącznie pojazdy prywatne, wyłącznie osobowe i wyłącznie rodzimej produkcji.

Niedawno pojawiła się wiadomość, że do Polski płynie już pierwsza partia Zhidou D2S, chińskich wozidełek na prąd, które pomieszczą kierowcę i jednego pasażera oraz niewielki bagaż. Jak import takich wehikułów ma się do szumnych haseł o elektromobilności jako kole zamachowym narodowej gospodarki? A to już inna sprawa...

Pewne nadzieje daje zainteresowanie samochodami z napędem elektrycznym, obojętnie szczere czy wymuszone, ze strony instytucji przedsiębiorstw państwowych. W sierpniu media obiegła wiadomość o zakupie przez Lasy Państwowe 15 egzemplarzy BMW i3 oraz Nissana e-NV200. To wciąż jednak niewiele, nawet jeżeli dodamy do tego elektryczne autobusy, coraz częściej i chętniej zamawiane przez miejskie przedsiębiorstwa komunikacji publicznej.

Nieprzezwyciężalną wciąż barierę stanowią wysokie ceny samochodów elektrycznych (szacuje się, że Zhidou D2S może kosztować w Polsce 85-90 tys. zł; to nie mało, choć pełnoprawne auta są jeszcze dużo droższe) i niedostatki infrastruktury. PKN Orlen planuje uruchomienie 150 punktów szybkiego ładowania samochodów elektrycznych.

W pierwszym etapie, do końca przyszłego roku, powstanie 50. Jednak przedstawiciele koncernu otwarcie przyznają, że ładowarki to żaden problem - można je po prostu kupić. Znacznie gorzej wygląda sytuacja z przyłączami. W przypadku niektórych pozamiejskich lokalizacji trzeba ciągnąć specjalne linie, często przez grunty prywatne, co łączy się z długotrwałymi procedurami i wysokimi kosztami. Biznesowo to nijak się nie może spinać.

Tym bardziej, że użytkownicy samochodów elektrycznych oczekują, że będą swoje pojazdy "tankować" za darmo lub prawie za darmo, bo taką też wizją zachęca się do kupowania e-aut. Orlen jest spółką Skarbu Państwa i jest zobowiązany do realizowania odgórnych wytycznych, ale na dłuższą metę tak się działać nie da.  

(MO)

       

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy