Samochody autonomiczne

Zlekceważył znaki i utopił Teslę. Ma pretensje do producenta

Tesla Model 3 w trybie "w pełni samodzielnej jazdy" wjechała do stawu. Kierowca ma pretensje, że pojazd nie zareagował w odpowiedni sposób i zamierza zwrócić się do amerykańskiego producenta z wnioskiem o odszkodowanie. Szanse na jego uzyskanie są jednak bardzo małe.

Kierowcy Tesli mają problem z autopilotem i FSD

Elon Musk od lat twierdził, że jego auta w mniejszym lub większym stopniu potrafią same jeździć. Zdaniem wielu sądów jednak adaptacyjny tempomat oraz utrzymywanie pojazdu w pasie ruchu, które Tesla określa mianem "autopilota", jest celowym wprowadzaniem klientów w błąd. 

Mało tego, od lat w konfiguratorze amerykańskiej marki widnieje pozycja "Pełna Zdolność do Samodzielnej Jazdy" (Full Self-Driving), pod którą kryje się jedynie możliwość reagowania na sygnalizację świetlną i znaki STOP. Oczywiście efekt jest taki, że użytkownicy tych aut przeceniają możliwości systemów, a to może kończyć się nawet śmiertelnymi wypadkami. Wiele razy pisaliśmy już o takich zdarzeniach. Mimo to wciąż nie brakuje kierowców, którzy oddają prowadzenie oprogramowaniu, któremu daleko do oferowania możliwości jazdy w pełni autonomicznej. Nie inaczej było w tym przypadku.

Reklama

Kierowca Tesli wjechał do stawu

Kierujący Teslą Model 3 jechał drogą w okolicach miasta Mono City w Kalifornii, niedaleko Parku Narodowego Yosemite. Kierowca Tesli uruchomił system FSD i jechał z prędkością 60 mil na godzinę (97 km/h). W pewnym momencie na poboczu drogi zauważył znak informujący o tym, że droga jest zalana. Samochód kompletnie na niego nie zareagował i jechał dalej z tą samą prędkością. Wszystko zostało zarejestrowane przez kamery Tesli, a nagranie udostępnił kanał "Wham Baam Teslacam".

Samochód wjechał na asfalt zalany wodą i stracił przyczepność. Następnie zjechał na lewą stronę jezdni. Ostatecznie Tesla wypadła z drogi i skończyła swoją podróż w stawie.

Kierowca chce pozwać Teslę i miasto

Na szczęście nikomu nic się nie stało. Tesla nie uderzyła w żadne auto, ponieważ inni kierujący, widząc znak, zwyczajnie zawracali. Kierowca ma jednak pretensje, zarówno do amerykańskiego producenta, jak i do władz miasta i zamierza ubiegać się o odszkodowanie. Trzeba jednak przyznać, że szanse na jego uzyskanie są bardzo małe. Co prawda korzystał z systemu FSD, którego nazwa może sugerować, że oferuje on możliwości jazdy w pełni autonomicznej, ale po pierwsze powinien wiedzieć, biorąc pod uwagę wiele innych historii, że systemy Tesli nie mają wiele wspólnego z całkowitą autonomią. Ponadto trzeba przypomnieć, że Tesla mimo wszystko ostrzega na swojej stronie internetowej, że kierowca powinien być gotowy do przejęcia kontroli nad autem w każdej chwili.

A właściciel Modelu 3 miał czas i możliwości, by zareagować. Jak sam stwierdził, nie zwrócił uwagi na znak, ponieważ takie oznakowanie często jest umieszczane przez władze w miejscach, w których wody nie ma. Kierowca jest więc sam sobie winien.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tesla
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy