Wypadek premier Szydło. Funkcjonariusze BOR kłamali w śledztwie
Były oficer BOR, Piotr Piątek, który jechał w kolumnie wiozącej ówczesną premier Beatę Szydło, gdy doszło do wypadku w Oświęcimiu, powiedział "Gazecie Wyborczej", że on i inni funkcjonariusze kłamali w zeznaniach.
Przypomnijmy, do wypadku doszło w 2017 w Oświęcimiu. Trzy samochody rządowe jechały w kolumnie, pierwszy i ostatni miały włączone światła błyskowe.
Prowadzący Fiata Seicento Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy samochód i rozpoczął na skrzyżowaniu manewr skrętu w lewo. W tym samym czasie był wyprzedzany przez Audi A8 z Beatą Szydło. Doszło do zderzenia, wytrącone w toru jazdy Audi wypadło z drogi i uderzyło w drzewo. Ówczesna premier i jeden z jej ochroniarzy zostali ranni.
Z nieoficjalnych informacji (zeznania zostały utajnione) wynika, że wszyscy funkcjonariusze BOR w śledztwie zeznali, że rządowe samochody (pierwszy i ostatni) miały włączone światła błyskowe i dźwiękowe, co czyniło kolumnę uprzywilejowaną.
Sąd nie dał wiary tym zeznaniom i uznał, że włączone były tylko światła błyskowe, przez co samochody rządowe nie były uprzywilejowane. Mimo tego za sprawcę wypadku uznał Sebastiana Kościelnika.
Dodał jednak, że ponieważ kolumna nie była uprzywilejowana, to wykroczenie (wyprzedzanie na skrzyżowaniu i ciągłej linii) popełnił też kierowca Audi. Sąd poinformował o tym prokuraturę, która ten wątek natychmiast umorzyła. Od wyroku natomiast i obrońca Kościelnika i prokuratura złożyła apelację.
Funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu Piotr Piątek jechał w aucie poprzedzającym Audi wiozące premier, samego wypadku więc nie widział. Powiedział jednak, że były naciski, żeby zeznać, że kolumna była uprzywilejowana i tak właśnie wszyscy zeznali. Po odejściu ze służby (w marcu 2021 roku) Piątka zaczęło gryźć sumienie, dlatego zdecydował się ujawnić prawdę i jest gotów powtórzyć ją przed sądem oraz ponieść konsekwencje składania fałszywych zeznań.
Sam wyrok krakowskiego sądu jest natomiast kuriozalny. W naszym serwisie opisywaliśmy dość podobne zdarzenie - jadący na sygnale radiowóz wyprzedzał na skrzyżowaniu samochód skręcający w lewo.
Doszło do zderzenia, policja chciała ukarać mandatem kierowcę skręcającego. Ten mandatu nie przyjął, sprawa trafiła do sądu i ostatecznie zapadł wyrok uznający za sprawcę kierującego radiowozem - dodajmy uprzywilejowanym.
I taka jest linia orzecznicza. Kierowcy pojazdów uprzywilejowanych nie mają bowiem pierwszeństwa. W przepisach jasno zapisano, że inni kierowcy mają jedynie umożliwić im przejazd. Stąd jeśli kierowca auta uprzywilejowanego łamie przepisy ruchu drogowego i dojdzie do kolizji czy wypadku - zawsze jest sprawcą.
Nie może być inaczej w tym wypadku. Sebastian Kościelnik wykonywał na skrzyżowaniu, w miejscu gdzie jest zakaz wyprzedzania manewr skrętu w lewo. W tym czasie był wyprzedzany - nie ma znaczenia czy przez auto uprzywilejowane czy nie. Sprawcą jest więc kierowca, który przepisy łamał, w tym wypadku - wyprzedzał.
Dodajmy jeszcze, że zupełnie inna jest linia orzecznictwa, gdy do zderzenia dojdzie w miejscu, gdzie wyprzedzać wolno. Pisaliśmy o takiej kolizji - radiowóz (bez sygnałów) skręcał w lewo, na leśny parking, w tym czasie był wyprzedzany przez samochód, który już znajdował się na pasie do jazdy w przeciwnym kierunku.
Doszło do zderzenia, przybyli na miejsce kolizji policjanci uznali winę kierowcy radiowozu, który zmieniając kierunek jazdy, nie upewnił się, że może ten manewr wykonać bezpiecznie. W świetle prawa nie ma przecież znaczenia, w którą stronę porusza się samochód jadący pasem, który chciał przeciąć. Kierowca radiowozu mandat przyjął i sprawa się zakończyła.
Z jednej strony to dobrze, że oficera BOR ruszyło sumienie, trzeba jednak zauważyć, że stało się to dopiero po odejściu ze służby. Tymczasem wyrok w sądzie będzie wydawał sędzia w służbie, który formalnie podlega Zbigniewowi Ziobrze....
***