Wypadek Beaty Szydło: rządowa limuzyna za 2,5 mln zł od 4,5 roku rdzewieje pod chmurką!
Już od 1800 dni na parkingu depozytowym tkwi najsłynniejsze Audi A8 w Polsce - samochód wiozący premier Beatę Szydło, rozbity w czasie wypadku kolumny BOR (obecnie SOP) w Oświęcimiu. Auto za bagatela 2,5 mln zł trafiło tam zaraz po zdarzeniu, czyli... w lutym 2017 roku!
Przypomnijmy - 10 lutego 2017 roku "rządowe" Audi A8L, którym podróżowała ówczesna premier - Beata Szydło - zderzyło się z Fiatem Seicento prowadzonym przez 21-letniego Sebastiana Kościelnika. Według ustaleń prokuratury jego kierowca przepuścił pierwszy z wyprzedzających go pojazdów kolumny BOR i - niespodziewanie - skręcił w lewo. Do dziś nie jest jednak pewne, czy sama kolumna miała włączone sygnały świetlne i dźwiękowe. W wyniku zdarzenia poszkodowana została pani premier i jeden z funkcjonariuszy BOR. Beata Szydło doznała m.in. złamania mostka i obustronnych złamań kilku żeber.
Audi A8L i interwencje senatora Brejzy
W wypadku poważnie ucierpiało też wspomniane auto, które w momencie zdarzenia pozostawało w służbie od zaledwie dwóch miesięcy! Zakup tego samochodu kosztował podatników - bagatela - 2,5 mln zł! Należące do Biura Ochrony Rządu auto, jako dowód w sprawie, trafiło na jeden z "policyjnych" parkingów depozytowych w Oświęcimiu. W ubiegłym roku - bez skutku - losem Audi interesował się senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza. Parlamentarzysta pisał w tej sprawie m.in. do ministra spraw wewnętrznych i administracji, Prokuratury Okręgowej w Oświęcimiu i Prokuratury Krajowej. W odpowiedzi od MSWiA przeczytać można było np., że termin zwrotu pojazdu "nie jest znany". Prokuratura Krajowa odpisała wówczas, że - tu cytat - "nie dysponuje materiałami, które pozwoliłyby na udzielenie odpowiedzi" dotyczącej dalszych losu pojazdu...
Audi "Beata Szydło" rdzewieje już od 4,5 roku
Od tego czasu minęło już ponad rok, a w sprawie nie wydarzyło się nic nowego. Samochód, już ponad 4,5 roku, tkwi więc na "policyjnym" parkingu, mimo że 9 lipca 2020 roku Sąd Rejonowy w Oświęcimiu warunkowo umorzył postępowanie w sprawie kierowcy Seicento. Opancerzona limuzyna wciąż niszczeje "pod chmurką" w Oświęcimiu i nic nie wskazuje na to, by wkrótce miało się to zmienić.
Wygląda na to, że powołana do życia w początku 2018 roku Służba Ochrony Państwa, czyli spadkobierca BOR, nie jest zainteresowana odbiorem pojazdu ze względów wizerunkowych. Po serii wypadków BOR flota "rządowych" limuzyn mocno się rozrosła, w wyniku czego oficjele przesiedli się do nowych BMW serii 5 i 7. Naprawa rozbitego Audi byłaby więc wizerunkową klapą i stanowiła pożywkę dla dziennikarzy. Jest też wielce prawdopodobne, że w obliczu 1800 dób spędzonych pod chmurką, auto - zamiast do warsztatu - musiałoby trafić na złom. Dlaczego? Problem stanowią oczywiście astronomiczne koszty.
Ile kosztować może naprawa uszkodzonego pojazdu?
Wszelkie tego typu wyceny są wróżeniem z fusów. Sytuacje komplikuje fakt, że chodzi o auto "opancerzone", którego konstrukcja mocno różni się od standardowego Audi A8L. Limuzyna nie może więc trafić do "zwykłego" warsztatu blacharsko-lakierniczego, który wyceni naprawę w oparciu o "standardowe" stawki roboczogodzinowe. Co więcej, całkowity obraz zniszczeń i ewentualny kosztorys naprawy poznamy dopiero po gruntownej rozbiórce pojazdu, za którą trzeba przecież zapłacić. Nie możemy też zapominać, że standardy autoryzowanych serwisów mocno różnią się od tych stosowanych przez niezależne firmy. Przykładowo najmniejsza nawet szkoda na układzie kierowniczym (np. zgięty drążek) w ASO wielu marek - oczywiście ze względów bezpieczeństwa - kończy się np. obligatoryjną wymianą całej przekładni kierowniczej. Mówiąc wprost - osiągnięcie poziomu szkody całkowitej, gdy koszty naprawy pojazdu przekraczają 70 proc. jego wartości, jest w tym przypadku bardzo prawdopodobne.
Nie pomaga tu fakt, że od blisko 5 lat samochód stoi "pod chmurką", a w tym czasie wiele elementów (np. opony, tuleje, miechy zawieszenia) mogło zdegradować się do tego stopnia, że ich ponowne wykorzystanie zagraża bezpieczeństwu przewożonych osób. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem byłoby zapewne zlicytowanie wraku i sprzedaż firmie, która rozebrałaby go na części. Jednak takim wydarzeniem na pewno zainteresowałyby się media, a Służba Ochrony Państwa powinna raczej unikać tego rodzaju sławy...
Ile kosztuje parkowanie "rządowego" Audi?
Nie zmienia to jednak faktu, że wrak od 4,5 roku stoi na parkingu depozytowym, co generuje konkretne obciążenia dla budżetu. Pamiętajmy, że każda doba postoju pojazdu w takim miejscu oznacza wydatek w wysokości nawet 44 zł, co wynika z rozporządzenia Ministra Finansów i uchwał poszczególnych gmin. Zgodnie z obowiązującym prawem, jeśli po przeprowadzeniu dochodzenia pojazd - decyzją sądu - pozostaje na parkingu, koszty pokrywa instytucja, która wydała taki nakaz. Biorąc pod uwagę czas, koszty samego parkowania Audi na "policyjnym" parkingu dawno już przekroczyły - bagatela - 70 tys. zł!