Samochody na celowniku. Nagle stały się tak złe, że zaczęto je tępić
Fani motoryzacji przeżywają trudny czas. Paliwo jest coraz droższe, korki coraz większe, mandaty coraz wyższe, podobnie jak koszty parkowania, a do tego jesteśmy świadkami przymusowej transformacji na napęd elektryczny. Tymczasem auta na prąd nie są może lepsze niż spalinowe, za to na pewno droższe i niezbyt dobrze radzą sobie zimą.
Wszystko wskazuje na to, że motoryzacja zmienia się w sposób nieodwracalny, a jazda samochodem nie będzie tym, co robi się z przyjemnością.
Mówi się czasem, że transport to krwioobieg gospodarki. Jest w tym dużo prawdy, o czym mogli się przekonać całkiem niedawno. Udowodnili to Brytyjczycy, gdy okazało się, że nie ma kto prowadzić ciężarówek z paliwem.Ale transport to nie tylko duży tonaż. To po prostu przemieszczanie się z miejsca na miejsce, również w celu dojechania do pracy, czy na zakupy. Najwięcej ludzi na kilometr kwadratowy mieszka w miastach, dlatego miasta rozwinęły - bardziej lub mniej sprawną - sieć komunikacji publicznej. Najczęściej jej podstawą jest metro, które umożliwia szybkie i bezproblemowe dotarcie z jednego miejsca w drugie, bez względu na porę dnia czy warunki atmosferyczne. Ludzie są wygodni, przecież to właśnie wygoda i ułatwianie sobie życie stała za większością wynalazków, od koła począwszy. Przecież kiedyś ktoś wymyślił, że na wózku z kołami można łatwiej i szybciej transportować towary niż nosząc je w rękach. A potem już poszło z górki...
Dziś jednak włodarze wielu miast zdają się zapominać o tym, że człowiek chce podróżować szybko i wygodnie i wybiera ten środek transportu, który mu to umożliwi. Czasem będzie to metro, czasem rower, a czasem samochód. I to ostatnie władzy przestało się podobać. A przecież nie zawsze metro ma odpowiednią trasę, a czasem... samego metra po prostu nie ma.Władze Paryża zamykają coraz więcej ulic dla samochodów, potęgując tym korki. Władze Warszawy zwężają ulice w centrum, chcąc sadzić drzewa na pasach ruchu, lub robić pseudostrefy relaksu (rzucając palety wprost na beton i asfalt). Szczególnym kunsztem wykazują się jednak władze Krakowa, które również zwężają drogi na potęgę, zapominając, że miasto nie ma metra. Efekt? Potężne korki, w których stoją również autobusy i to nie tylko w centrum. Skutecznie udało się sparaliżować nawet szerokie i proste ulice Nowej Huty...
Do tego dochodzą wszechobecne, coraz radykalniejsze ograniczenia prędkości. 50 km/h? Cieszmy się w Polsce, że jeszcze tyle można - oczywiście o ile nie ma korków - jeździć. Hiszpanie i Francuzi coraz chętniej ustanawiają strefy Tempo 30, w których obowiązuje właśnie taka maksymalna prędkość. Ostatnio dołączyli do nich Holendrzy. Władze czterech dużych miast: Amsterdamu, Rotterdamu, Hagi i Utrechtu chcą, by rząd odgórnie ustanowił prawo, narzucające ograniczenie prędkości do 30 km/h w terenie zabudowanym.... W oczekiwaniu na rządowe ruchy, władze lokalne wzięły sprawy we własne ręce i już na połowie ulic ograniczyły prędkość do 30 km/h. Kuriozalne są tłumaczenia tych decyzji, jakby żywcem wyjęte ze ust miejskich aktywistów. Np. odpowiedzialny za transport w Amsterdamie Egbert de Vries powiedział, że "w przeszłości daliśmy samochodowi zbyt dużo miejsca w miastach, teraz jakość życia jest najważniejsza".
Nie sposób się nie zgodzić, że jakość życia jest najważniejsza, ale czy ktoś kupuje samochód, wydając duże pieniądze, po to, by tę jakość życia sobie obniżyć? Czy obniżaniem jakości życia jest możliwość szybkiego i skutecznego przejechania przez miasto, dotarcia do pracy, lub na zakupy? Czy może obniżaniem tej jakości jest jazda na drugim biegu, czy stanie w sztucznie wytworzonym korku, co wiąże się ze stratą czasu, pieniędzy i emitowaniem nadmiernej ilości spalin?
Życie kierowcy staje się coraz cięższe. Niestety, nie widać światełka w tunelu. Wystarczy przypomnieć, że w Polsce w kwestii nowych, horrendalnie wysokich mandatów posłowie PiS i PO zagłosowali zgodnie, jak nigdy...***