Kiedy zabraknie nam prądu? Polacy wykupują agregaty prądotwórcze!

​W idealnym świecie wytworzony przy użyciu zielonej energii samochód elektryczny zasilany jest własną "elektrownią" fotowoltaiczną prosumenta - właściciela pojazdu. Niestety, przynajmniej obecnie, taki obraz - zwłaszcza w to - to niedościgłe marzenie ekologów. W rzeczywistości każde zarejestrowane w naszym kraju auto na baterie przybliża nas do widma "blackoutu", czyli - znanych z czasów PRL - stopni zasilania.

Czy elektryczne auta przybliżają nas do blackoutu?
Czy elektryczne auta przybliżają nas do blackoutu? INTERIA.PL

Zdaniem ekspertów te pojawić się mogą już w 2024 roku! Szykowana Europejczykom transformacja energetyczna, o której mówi się często w ramach publicznej debaty nad ambitnym planem ograniczenia emisji CO2 - Fit for 55, niesie sporo problemów. W Polsce, której energetyka w ogromnym stopniu uzależniona jest od węgla, sytuacja jest szczególnie skomplikowana.

Ile energii powstaje w Polsce?

Przypomnijmy - Fit for 55 zakłada redukcję emisji gazów cieplarnianych do 2030 roku o co najmniej 55 procent w porównaniu do poziomów z roku 1990. Kolejny cel to przeobrażenie Europy w pierwszy "klimatycznie neutralny" kontynent do 2050 roku. Z perspektywy Polski to jest to szczególnie trudne do osiągnięcia, bowiem aż 3/4 bilansu energetycznego naszego kraju opiera się na spalaniu węgla! Widmo pędzącej elektryfikacji, w połączeniu z - trwającym latami - kryzysem decyzyjnym dotyczącym inwestycji w elektrownie atomowe, stawia nasz kraj w szczególnie trudnym położeniu.

Temat dziur w polskim bilansie energetycznym podgrzewa napięta sytuacja dotycząca kopalni (i elektrowni) Turów. Jak wynika z informacji Polskich Sieci Energetycznych w październiku wytworzyliśmy w Polsce 15 116 GWh, czyli więcej o 11,53 proc. w porównaniu do października ubiegłego roku. Zużycie krajowe było mniejsze niż rok temu o 0,8 proc. i wyniosło 14 680 GWh. Mieliśmy więc do czynienia z niewielką nadprodukcją energii. Niestety - w szerszej perspektywie - zapotrzebowanie na energię stale rośnie. Przyczynia się do tego podnoszący się standard życia - dziś większość nabywców nie wyobraża sobie np. nowego mieszkania bez klimatyzacji. Coraz głośniej mówi się też o zmianach przepisów dotyczących przyłączy dla nowo-powstających inwestycji mających ułatwić montaż ładowarek dla pojazdów elektrycznych w garażach podziemnych.  

Blackout w Polsce. Kiedy zabraknie nam prądu?

Jak czytamy w serwisie rynekenergetyczny.pl, ponad połowa wyprodukowanej w październiku w Polsce energii elektrycznej powstała w wyniku spalania węgla kamiennego. Za 1/5 produkcji odpowiadał węgiel brunatny.

Październikowa struktura energii elektrycznej w Polsce kształtowała się następująco:

  • 55,4 proc. węgiel kamienny
  • 22,8 proc. węgiel brunatny
  • 11,2 proc. elektrownie wiatrowe
  • 7,9 proc. elektrownie gazowe
  • 2,4 inne odnawialne źródła energii (np. fotowoltaika)
  • 1,4 proc. elektrownie wodne.

Problem polega na tym, że prądu zabraknie nam nie tylko jeśli - zgodnie z unijnym planem - zdecydujemy się ograniczyć produkcję w blokach węglowych. Eksperci nie mają wątpliwości, że nawet bez tego, stopni zasilania spodziewać się można już w 2024 roku! Cytowany przez wnp.pl prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej zwraca uwagę, na opublikowany w sierpniu tego roku dokument Ministerstwa Klimatu i Środowiska - "Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od dnia 1 stycznia 2019 r. do dnia 31 grudnia 2020 r.". Wprost pada w nim stwierdzenie, że przerwy w dostawach energii w Polsce mogą pojawić się już się w roku 2024.

"Z tego opracowania wyraźnie wynika, że aby zachować bezpieczeństwo dostaw energii to do roku 2030 trzeba wybudować od 8 tys. do 10 tys. MW dyspozycyjnych mocy wytwórczych" - stwierdza - cytowany przez wnp.pl prof. Władysław Mielczarski.

Profesor nie ma też wątpliwości, że na obecnym etapie inwestycja w elektrownie atomowe nie rozwiązuje już problemu. W jego opinii nawet przy najbardziej sprzyjających okolicznościach pierwsza mogłaby zacząć działać za 10 lat. Do tego czasu zmuszeni będziemy utrzymywać przestarzałe bloki energetyczne, które nie tylko nie zaspokoją zapotrzebowania, ale też - z racji wieku i eksploatacji - narażone będą na częstsze awarie.

Polacy świadomi problemu? Hitem fotowoltaika i agregaty!

W tym kontekście narzucana przez Brukselę elektryfikacja tylko potęguje problem, a ryzyko wystąpienia dłuższych przerw w dostawie energii coraz silniej przebija się do świadomości społecznej. Świadczy o tym nie tylko trwający boom na fotowoltaikę, ale też szturmowanie przez rodaków sklepów z... agregatami prądotwórczymi. Z rynku w ekspresowym tempie znikają właśnie benzynowe urządzenia o mocy między 2 a 3 kW, pozwalające na podtrzymanie funkcjonowania takich domowych urządzeń jak chociażby elektronika sterująca kotłów grzewczych, lodówki czy pralki. Po najpopularniejsze, w kwotach od 1 do 3 tys. zł, zaczynają ustawiać się kolejki. Na niektóre z popularnych typów agregatów czekać trzeba nawet kilka tygodni. Część sprzedawców zastrzega, że realizacja zamówienia zająć im może nawet dwa miesiące.

Ile kosztuje agregat do domu?

Zauważalnie mniej osób decyduje się na kupno agregatu zasilanego olejem napędowym, który jest nie tylko wydajniejszy, ale i zdecydowanie tańszy w eksploatacji. Tutaj jednak problemem okazuje się cena. Na urządzenie zdolne podtrzymać funkcjonowanie większości niezbędnych w domu urządzeń wydać trzeba od 5 do nawet 15 tys. zł. To jednak wciąż zdecydowanie tańsza inwestycja niż - wyposażona w magazyn energii - instalacja fotowoltaiczna typu grid off, która kosztuje przeciętnie od 80 tys. zł w górę. Przy okazji przypominamy, że w razie zaniku prądu - agregat nie może zostać wpięty bezpośrednio w domową instalację! Ze względów bezpieczeństwa (by nie porazić osób pracujących przy obsłudze sieci) wymaga to przeróbki i założenia stosownego zabezpieczenia - odcięcia naszej nieruchomości od sieci zewnętrznej.

Czy więc przyspieszająca elektryfikacja nieubłaganie kieruje nas w kierunku kryzysu energetycznego? Eksperci nie mają wątpliwości, że przez najbliższą dekadę zmuszeni będziemy do zdecydowanie częstszego importowania energii niż obecnie. Otwartym pozostaje pytanie, czy w obliczu transformacji chociażby niemieckiej energetyki, będziemy mieli od kogo ją importować i... za ile?

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas